czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 15 "Tak jakby ten pokój był stworzony dla takiego kogoś, jak ja."



Obudziłam się u siebie w łóżku. Najwidoczniej któryś z chłopaków musiał przenieść mnie do domu. Przeciągnęłam się, rozejrzałam po pokoju, a mój wzrok utkwił na szatynie śpiącym w fotelu.  Która to mogła być godzina? Po omacku znalazłam telefon, który zawieruszył się gdzieś w łóżku, musiał wypaść mi z kieszeni. Był środek nocy. Nie wiem ile Harry spał na tym niewygodnym fotelu, ale nie miałam serca dłużej go tak katować. Podeszłam do przyjaciela chwiejnym krokiem. 

- Harry – szturchnęłam go.
- Taaak? – odezwał się zaspanym głosem.
- Co ty tu robisz?
- Usiadłem na chwilę i musiałem zasnąć. Wybacz.
- Nie szkodzi, ale połóż się na łóżko, ten fotel jest strasznie niewygodny i gwarantuję ci, że jutro będziesz miał małe problemy ze schylaniem się.
- No dobrze – półprzytomny poszedł do mojego łóżka, mało brakowało, a zabiłby się o własne nogi.

Był taki słodki i nieporadny, że uśmiech sam wpełzł mi na twarz. Wgramolił się do łóżka, a ja położyłam się obok. Myślałam, że spał, ale on się odezwał i otworzył szeroko oczy.

- Dlaczego pozwalasz mi spać obok siebie?
- Nie bądź głupi, uratowałeś mi życie, poza tym jesteś moim przyjacielem. Przecież to nic takiego, kiedy przyjaciele śpią w jednym łóżku, prawda?
- A no tak, masz rację – odwrócił się do mnie bokiem i od razu usnął. 

Co prawda trochę dziwnie się czułam, leżąc tak blisko niego. Nigdy wcześniej nie robiłam podobnych rzeczy, rzadko kiedy koło kogoś siadałam. Uśmiechnęłam się myśląc, że już wszystko może być dobrze i zasnęłam. 

Obudziłam się z samego rana przytulona do chłopaka. Nie wiedziałam, co się dzieje, więc szybko się od niego odsunęłam, miałam szczęście, Harry jeszcze spał. 

Szybko wygrzebałam się spod kołdry i zeszłam na dół, by zobaczyć czy rodzice byli jeszcze w domu. Dom był pusty, oboje pewnie pojechali już do pracy, pomimo tego, że była dopiero siódma rano. Wzięłam jabłko i ziewając usiadłam w wielkim fotelu. Włączyłam telewizor i usypiałam oglądając jakieś telezakupy. Naprawdę musiałam przysnąć, bo ocknęłam się, kiedy Harry szarpał mnie za ramię. 

- Czemu mnie nie obudziłaś od razu, jak wstałaś?
- Skąd wiesz, o której wstałam?
- Bo tak jakoś mi się zimno zrobiło, przebudziłem się, a ciebie nie było już w pokoju. 

W tamtej chwili naprawdę dziwnie się czułam, patrzyłam na niego i zastanawiałam się o co mogło mu chodzić. Wstałam z fotela, by pójść do kuchni, ale Harry zagrodził mi drogę ręką.

- Harry, co ty robisz? Przepuść mnie.
- Ohh, chciałem się tylko trochę podroczyć – jęknął i zszedł mi z drogi. 

Umyłam zalegające w zlewie naczynia i poszłam z powrotem do swojego pokoju. Myśląc, że Harry poszedł już do domu, zeszłam na dół. Jednak gdy weszłam do salonu, ujrzałam uśmiechniętego Styles’a.

- Myślałam, że już poszedłeś.
- Jak widzisz jeszcze nie, ale jeśli chcesz, to zaraz pójdę.
- Ej, nie wyganiam cię, ale dalej mam mętlik w głowie po tym wszystkim, co się stało.
- Rozumiem cię, ja też nie jestem wcale taki spokojny. Ciągle myślę o tym, co by było, gdybym cię w ogóle nie znalazł – spuścił wzrok na podłogę.
- Nie myślmy o tym. Uratowałeś mnie i nic innego się nie liczy – niepewnie podeszłam do niego i mocno przytuliłam.
- Grace…
- Cicho, sama sobie się dziwię, ale to miłe. Nie psuj tego swoją gadaniną. 

Nie powiedział już nic, odprowadziłam go tylko do drzwi i poszedł do domu. 


Dni mijały, wszystko było całkiem normalnie, nie narzekałam. Nadszedł dzień, kiedy rodzice postanowili pojechać na dwa tygodnie do cioci. 

Stałam na ganku i żegnałam się z mamą, kiedy na podjeździe zauważyłam Harry’ego i energicznie mu pomachałam. 

- Dobrze, że już jesteś i bardzo dziękuję, że zgodziliście się, aby Grace pomieszkała u was przez ten czas, kiedy nas nie będzie.
- Nie ma sprawy, Grace jest naszą przyjaciółką.
- Cieszę się, że znowu masz przyjaciół córeczko.
Wsiedli do samochodu i odjechali.
- Gdzie masz torbę?
- Stoi w korytarzu. 

Chłopak wszedł do środka i wrócił z moim bagażem. Zamknęłam drzwi na klucz i poszliśmy do niego. Na miejscu Louis zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałam tymczasowo mieszkać. 

Usiadłam na pościelonym łóżku, pościel pachniała świeżością, lubiłam to. Wyjęłam kilka rzeczy z torby i zeszłam na dół do salonu. Był tam tylko Louis. 

- Gdzie reszta? Jeszcze niedawno tu byli.
- Poszli na jakąś imprezę.
- Czemu nie jesteś z nimi?
- Nie miałem ochoty – odburknął.
- Coś cię gryzie?
- Nie, skądże znowu – nie umiał kłamać.
- Ok, nie wnikam.

Usiadłam obok chłopaka i włączyłam telewizor. Wiedziałam, że i tak zaraz pęknie i wszystko mi wyśpiewa. 

- Harry poszedł z Clarie.
- To źle?
- Tak…Bo wiesz, lubię ją.
- Mogłeś mu powiedzieć.
- Ale on nie poszedł z nią, bo ją lubi. Tylko dalej chce wzbudzać w tobie zazdrość.

O mało nie zakrztusiłam się własną śliną. 

- Znowu zaczynasz?
- Nie chcesz, to nie wierz. Ale wiem, że go lubisz, nawet bardzo.
- Przestań! – zaśmiałam się nerwowo i walnęłam go poduszką. Zaczęliśmy się nawzajem okładać, aż w powietrze wyleciało całe pierze.

Poszłam na górę, bo nie chciałam wyglądać, jak kurczak. Otworzyłam blok. Na pierwszej stronie nadal widniały oczy Harry’ego. Położyłam się i patrzyłam na rysunek. Nie zorientowałam się nawet, kiedy usnęłam. 

Następnego dnia większość towarzystwa była skacowana. Patrzyłam na nich z politowaniem. Po południu przyszła Clarie i usiadła obok Louisa, najbliżej jak tylko się dało. Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciłam na pięcie, by pójść do kuchni. Nie zdążyłam nawet w połowie zrobić obrotu, bo wpadłam na Harry’ego, który wylał na mnie gorącą herbatę. 

- Gorące! – tylko tyle zdołałam powiedzieć, bo szybko pobiegłam do łazienki.

Po chwili pojawił się Harry. Zdjęłam koszulkę w ogóle nie przejmując się jego obecnością, kazałam mu za to przynieść jakąś czystą bluzkę.

- Masz moją, bałem zaglądać się do twojej walizki, nie wiem, co tam trzymasz.
- Głupi jesteś – zabrałam ubranie i szybko na siebie założyłam. Jego koszulka sięgała mi niemalże do kolan i musiałam wyglądać w niej śmiesznie o ile nie idiotycznie.
- Fajna koszulka – poruszał brwiami.
- Mówiłam już, że jesteś głupi? – uśmiechnęłam się, wypchnęłam go z łazienki i poszliśmy z powrotem do kuchni. 

Przyrządziłam naleśniki i na wielkim talerzu zaniosłam je do salonu. Wszyscy się na mnie rzucili, a kiedy byłam już w stanie coś zobaczyć, dostrzegłam, że nie został ani jeden naleśnik. 

- Wy myślicie, że najem się powietrzem?

Większość pochowała naleśniki za siebie i kazała mi spadać. Tylko Harry, który miał jednego naleśnika podzielił się ze mną. 

- Dziękuję bardzo – powiedziałam z ustami zapchanymi ciastem. 

Kiedy całe towarzystwo było najedzone, nam burczało w brzuchach. Poszliśmy więc na pizzę, nie zapraszając pozostałych.

Usiadłam przy stoliku i czekałam, aż przyjaciel złoży zamówienie. 

- Patrz kogo spotkałem po drodze – prowadził Clarie, która wyszła od nas wcześniej. Obejmował dziewczynę ramieniem, nie ukrywam, zrobiło mi się wtedy strasznie głupio i może trochę smutno? Przede wszystkim byłam na niego zła i najwidoczniej Clarie też nie była zadowolona z jego zachowania. W tamtym momencie zrozumiałam Louisa, który przez cały czas wciskał mi, że Harry robił to specjalnie, co było niestety prawdą. 

- Cześć, Clarie. 

Dziewczyna wyswobodziła się z objęć szatyna i szybko usiadła obok mnie. Wtedy też wpadłam na fantastyczny pomysł. Pod stołem, tak by nikt nie widział, napisałam smsa do Louisa. Zaprosiłam go do nas i wspomniałam, że jest Clarie. Nigdy nie spodziewałabym się, że ten chłopak coś do niej poczuje, a jednak. Byłam podejrzanie szczęśliwa i Harry chyba coś zauważył. 

- Grace, co się tak szczerzysz? Pizza jeszcze nie przyszła.
- A nie, nic. 

Usłyszałam za sobą pogodny głos Louisa i uśmiechnęłam się szerzej o ile było to możliwe. Zwolniłam miejsce obok Clarie i usiadłam przy zdziwionym Harrym. 

Dziewczyna od razu się rozpromieniła. Harry nie był wcale zły… z każdą chwilą siedział coraz bliżej mnie. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymywałam się z całych sił. 

Byłam u nich dopiero kilka dni, ale upewniło mnie to w świadomości, że nie są do końca normalni. Były dni, kiedy biegali po całym domu i czymś w siebie rzucali, nieważne co to dokładnie było, ważne, że dało się tym rzucić. Raz lampka z salonu przeleciała nad moją głową. Kiedy bawili się w te swoje durne zabawy, zamykałam się w „swoim” pokoju i znikałam w książkach. Nie miałam ochoty w tym uczestniczyć i przypadkiem stracić oka. 

W takiej atmosferze minął jeden tydzień, a potem drugi, a ja nadal nie dostawałam żadnych wiadomości od rodziców. Zaczynałam się martwić, do głowy przychodziły mi najgorsze możliwości. Siedziałam w małym pokoiku i wpatrywałam się w liliową ścianę. Tak jakby ten pokój był stworzony dla takiego kogoś, jak ja. Kolor tych zimnych prostokątów potrafił mnie uspokoić, wyciszyć, zapomnieć o niektórych sprawach. 

Moją wspaniałą ciszę, którą budowałam jakiś czas, zburzył Harry wchodząc do pokoju. 

- Grace, coś nie tak?
- Martwię się o rodziców. Harry, powinni być dwa dni temu i nie mam z nimi żadnego kontaktu.
- Spokojnie, myśl pozytywnie.
- Jak mam to robić? No jak?! Wiesz co, mam dość ciebie i tego twojego wiecznego „będzie dobrze”. Nic takie nie będzie, rozumiesz?! 

Zeszłam na dół, zostawiając zaskoczonego Harry’ego. Wcale nie było mi źle z tym, że na niego nakrzyczałam. W końcu te wszystkie skrywane emocje opuściły mnie, przynajmniej jakaś ich część. Znowu byłam pełna obaw, kiedy do salonu wszedł Harry. Tylko my byliśmy wtedy w domu, więc nikogo innego się nie spodziewałam, aczkolwiek nie chciałam, żeby przychodził, bo wiedziałam, że mógł mnie bardziej zdenerwować, a już nie chciałam na niego krzyczeć.

- Grace, przepraszam, wiem, że się martwisz, ale co mam mówić? Że na pewno coś się stało? Wtedy czułabyś się jeszcze gorzej.
- Wiem Harry, wiem, ale jestem dziwna i trudno będzie do zmienić, najprawdopodobniej się nie da.
- Przestań, nikt nie jest doskonały.

Ty jesteś doskonały dla mnie, pomyślałam i szybko pokręciłam głową, a Styles zrobił zdziwioną minę. Mam szczęście, że nie powiedziałam tego na głos. Uśmiechnęłam się i poszliśmy się przejść. 

Było dość ciepło, więc nie brałam żadnego swetra. Przeliczyłam się, bo później poszliśmy coś zjeść i wyszliśmy z lokalu późno. Przez pół drogi trzęsłam się, jak osika. Nie mówiłam nic chłopakowi, chociaż on i tak to widział. 

- Grace przestań udawać, że nie jest ci zimno i bierz moją bluzę.
- A co z tobą?
- Mną się nie martw. 

Wzięłam od niego ciuch i włożyłam ręce w za długie rękawy miękkiej bluzy, przesiąkniętej jego perfumami, które uwielbiałam. Zapięłam zamek pod samą szyję. Droga minęła nam w ciszy, ale nie przeszkadzało to w niczym.

Wróciliśmy do domu pełnego ludzi, byli już wszyscy, więc w domu panował mały bałagan. Usiadłam na kanapie, a rękawy bluzy chłopaka zwisały z oparcia. Powoli usypiałam, tak naprawdę nie wiedziałam, co mogło mnie tak zmęczyć. Harry usiadł obok, podniósł mnie trochę, bo najwidoczniej ześlizgiwałam się z kanapy i zaczął coś do mnie mówić. Miał dziwny wyraz twarzy, ale ja go już nie słuchałam, bo jedną nogą byłam we śnie i nie miałam ochoty wracać. Moja głowa opadła na jego ramię i na tym się skończyło. 


*********
Cześć, miałam dodać to już jakiś czas temu, ale nie mogłam znaleźć na to chwili. Mam nadzieję, że się wam spodoba, do zobaczenia. 

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 14 "Byłam przerażona faktem, że już nigdy mogę nie ujrzeć Harry’ego."



Czas zleciał szybko. Było już po zakończeniu roku i chłopcy chcieli mnie namówić na wyjazd nad jezioro.  Na początku nie chciałam się zgodzić, ale w końcu mnie namówili. 

Siedziałam w pokoju i zastanawiałam się co ze sobą wziąć. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam na dół, by porozmawiać z rodzicami. Byli oni trochę sceptycznie nastawieni do tego wyjazdu.

- Kochanie, ale jesteś pewna, że chcesz z nimi jechać?
- Tato, to moi przyjaciele, oczywiście, że chcę.
- Ale to pięciu chłopców.
- Myślisz, że co będziemy tam robić?
- Myślę, że będziesz musiała spać z jednym w namiocie.
- I co z tego? Tak, no przecież od razu się z którymś puszczę. Wiecie co, w ogóle mi nie ufacie. Mam tego dość!

Poszłam na górę, zabrałam torbę i udałam się do przyjaciół. Miałam stawić się u nich dopiero za dwie godziny, ale nie miałam ochoty siedzieć w domu i wysłuchiwać tych wszystkich kazań. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż któryś z chłopaków powita mnie pięknym uśmiechem. Chciałam zobaczyć coś pozytywnego. Otworzył mi Harry.

- Cześć, Grace. Nie jest jeszcze trochę za wcześnie?
- Jest, ale rodzice mnie zdenerwowali i po prostu nie chciałam z nimi siedzieć.
- Rozumiem – uśmiechnął się – wejdź, już prawie się spakowaliśmy. 

W domu panował okropny bałagan, wszędzie walały się ciuchy całej piątki. 

- No właśnie widzę. 

Pomogłam im trochę i wyrobiliśmy się w niecałą godzinę. Wpakowaliśmy się do vana i upewniwszy się, że niczego nie zapomnieliśmy, pojechaliśmy na naszą mała wyprawę.
Na miejscu było strasznie ładnie, nie patrząc na chłopców poszłam w stronę jeziora, zostawiając im przy tym dodatkowy bagaż. Usiadłam na brzegu i patrzyłam w przestrzeń przed sobą. Cisza, która panowała wokół mnie, uspokajała, tego mi było trzeba, trochę odpoczynku. Oczywiście nie trwało to zbyt długo, bo już po chwili usłyszałam krzywki Harry’ego. 

- Co się stało? – podeszłam do chłopaków rozkładających namioty.
- Utknąłem, pomocy!

Harry szamotał się pod zielonym materiałem, westchnęłam, podeszłam do niego i pomogłam mu się wydostać, co wcale nie było takie łatwe, jak się z początku wydawało.
Kiedy wszystko było już przygotowane, zrobiliśmy ognisko. Wszystko było ładnie, pięknie, póki chłopcy nie zaczęli obrzucać się kiełbaskami. Łapałam wszystko w locie, bo potem by narzekali, że nie mają co jeść, a przed nami były jeszcze dwa lub trzy dni obozowania, to było jeszcze do przemyślenia. W końcu im się znudziło i poszliśmy spać. Oczywiście namiot musiałam dzielić z Harrym. 

- Dobranoc Harry – uśmiechnęłam się do niego i położyłam na swój materac. 

Nie odpowiedział, bo już smacznie spał. Rano obudził mnie Louis i wyciągnął siłą z namiotu. 

- Louis, co ty robisz, chcę spać.
- To idź do mojego namiotu, musze porozmawiać z Harrym.
- Okej, nie wnikam. 


**


Wiem, że zachowałem się trochę nie fair, ale miałem ważną sprawę do Harry’ego, która nie mogła czekać.  Wgramoliłem się do namiotu i zacząłem budzić przyjaciela. Chwilę mi to zajęło, bo chłopak spał, jak kamień, ale koniec końców odniosłem zwycięstwo.

- Czego chcesz?
- Pogadać.
- O czym?
- O Clarie.
- A co ja mam z nią wspólnego?
- Nie wykorzystuj jej do wzbudzania zazdrości w Grace. Wszystko jej powiedziałem i wcale nie jest zazdrosna, uważa, że to głupie i dziecinne.
- Daj mi spokój. A może lubię Clarie, co?
- Ty lubisz Grace, nawet więcej niż lubisz, nie wymiguj się nawet.
- Dooobra, wygrałeś. A tak właściwie to gdzie ona jest?
- Wywaliłem ją z namiotu.
- Co zrobiłeś?
- Nie denerwuj się, nie miała mi tego za złe. 


**


Wszyscy powstawali i zaczęło się wrzucanie do jeziora. Na pierwszy ogień poszłam ja… dlaczego? Nie wiem, Harry podbiegł do mnie od razu, jak wyszedł z namiotu, wziął na ręce i wrzucił do wody. Miałam ochotę go udusić. Po chwili wrzucił pozostałych obozowiczów. Styles stał na trawie i się na nas patrzył. 

- A ty co?
- Ja zamierzam być suchy. 

Wyszłam z wody. 

- Harry, a przytulisz Grace?
- No pewnie! 

Zanim zdążył się zastanowić nad tym co robi, przytuliłam go z całych sił, żeby jak najwięcej go zmoczyć. 

- Ej, nie lubię takich podstępów.
- Sam się o to prosiłeś.

Uśmiechnęłam  się i poszłam do namiotu ubrać jakieś czyste i suche ciuchy. Zostałam tam przez jakiś czas i rozmyślałam. Wszędzie było słychać krzyki chłopaków, więc za bardzo nie mogłam się na niczym skupić. Mimo wszystko, nie chciałam na razie do nich wracać. Czemu? Sama tego nie wiedziałam, po prostu chciałam chwilę pobyć sama. Oczywiście, jak zawsze mi nie wyszło, bo w namiocie pojawił się Harry. 

- Jedziesz z nami do miasta po jakieś jedzenie?
- Nie, poczekam tutaj.
- Dobrze, jak byś chciała z kimś pogadać, to został jeszcze Zayn, więc jak coś znajdziesz go w namiocie obok. 

Po godzinie zaczęłam się nudzić, więc poszłam do Zayn’a.

- Cześć, Harry powiedział, że mogę do ciebie przyjść.
- Jasne, siadaj – zrzucił z materaca rzeczy Niall’a.
- Horan się wkurzy.
- No coś ty, nawet nie zauważy różnicy.
- Skoro tak mówisz – położyłam się na materacu i oparłam głowę na dłoniach – po co oni dokładnie pojechali?
- A jak myślisz? Jedzenia jeszcze trochę mamy, więc przeżylibyśmy, ale oni muszą dzisiaj oblać nasz wyjazd.
- Tak myślałam. Ja się w to nie mieszam, wiesz jakie miałam problemy.
- Oczywiście, ale jak zmienisz zdanie, będziemy mieć na ciebie oko, nie musisz się o nic martwić.
- Dzięki, za ile oni wrócą? 

Po tych słowach usłyszałam ryk silnika, byli już blisko. 

- Masz niezłe wyczucie. 

Wyszliśmy z namiotu i powitaliśmy przyjaciół. Sporo tego nakupowali. Wieczorem się zaczęło. Wypiłam jedno piwo i wcale nie czułam, że muszę wypić kolejne. Uporałam się z tym problemem, więc w każdej chwili mogłam pozwolić sobie na kolejne. Kilka piw później wszyscy wtoczyliśmy się do swoich namiotów.

Chciałam usiąść na materacu, ale za pierwszym razem się to nie udało i wylądowałam na ziemi przykrytej materiałem namiotu. Rozmasowałam pośladki i spróbowałam jeszcze raz. Udało się. Harry leżał na swoim i dziwnie mi się przyglądał, po chwili siedział już obok mnie.

- Harry, idź spać, jesteśmy kompletnie zalani.
- Co z tego.
- To, że chcę iść spać zanim zrobię coś głupiego – świadomość uciekła. Im dłużej patrzyłam na mojego towarzysza, tym dziwniejsze myśli przychodziły mi do głowy.
- Np. tego? – lekko się zachwiał i zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam smak jego ust, a później nie było już nic, totalnie odpłynęłam. 

Obudziłam się wcześnie rano z wielkim bólem głowy. Zauważyłam, że spałam z Harrym na jednym materacu, jednak nie pamiętałam nic z nocy i nie wiedziałam, dlaczego, tak było. Chłopak spał, jak zabity, nie przeszkadzało mu nawet to, że jego bokserki były zsunięte i na światło dziennie wylazł jego jeden pośladek. Przewróciłam oczami i wyszłam na zewnątrz, zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. 

Usiadłam nad brzegiem jeziora i wsłuchiwałam się w kojącą moje zmysły ciszę. Nic jednak nie trwa wiecznie, musiałam szybko się z tym pożegnać, bo koło mnie usiadł Louis i powitał nie swoim piskliwym głosem, który w sumie lubiłam. 

- Jak się czujesz, mała?
- Jeszcze takiego kaca nie miałam, uwierz mi.
- Oh, ja też.
- No i jak zwykle film mi się urwał, także wczorajszej nocy nie pamiętam.
- Ja tam nie mam takich problemów. Kłóciłaś się wczoraj z Harrym? Słyszałem jakieś krzyki.
- Naprawdę? Może kiedyś się dowiemy, co to było, bo jak wiesz, nic nie pamiętam. 

Nagle mnie zemdliło i zwymiotowałam obok Louisa. 

- Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć.
- Nie takie rzeczy się widziało, nie przejmuj się. 

W drodze do namiotu znowu zrobiło mi się niedobrze, przed wejściem zwymiotowałam raz jeszcze i weszłam do środka. Harry już nie spał. 

- Pamiętasz coś z wczoraj? – spytałam chłopaka.
- Niestety nie – wyszedł z namiotu. 

Nie zdążyłam go nawet ostrzec, że przed wejściem leżała mała niespodzianka. Usłyszałam za to jęk obrzydzenia. 

- Fuuu! Kto się zrzygał przed moim namiotem?! Zaraz puszczę pawia, wdepnąłem w to świństwo!

Wychyliłam głowę z namiotu. 

-Harry, to ja. Wybacz, nie zdążyłam cię uprzedzić.
- Ohh, no dobrze, każdemu się zdarza.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Może trochę, no ale nie będę się na ciebie wydzierać. Nie zrobiłaś tego specjalnie, a teraz wybacz, muszę umyć nogę. 

Jaki on był uroczy. Nawet po wdepnięciu w moje wymiociny potrafił być dla mnie miły. A ja w dalszym ciągu nie do końca dobrze go traktowałam. 

Uprzątnęłam trochę wnętrze namiotu i zastanawiając się co takiego mogło się dziać w nocy, wyszłam na polankę do Niall’a i Liam’a.

- To o której się zbieramy?
- Za jakąś godzinkę powinniśmy wyjeżdżać.
- Dobrze, w takim razie posiedzę sobie jeszcze nad brzegiem i nacieszę oczy tym pięknym widokiem. 

Usiadłam na trawie i zwiesiłam nogi do wody.

Delektowałam się kojącym uczuciem, kiedy moje stopy przeczesywały wodę. Błogie orzeźwienie w ten parny dzień. Byłam nieobecna myślami, w tamtej chwili byłam gdzieś daleko, dlatego ryk silnika tak bardzo mnie wystraszył, iż wpadłam do wody. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co się działo. Gdzie jestem i co mam robić. Umiałam pływać, ale byłam tak oszołomiona, że kompletnie zapomniałam, jak wykonywać tę czynność. Szamotałam się w wodzie i walczyłam o życie. Widziałam, jak moje dni dobiegają końca, kiedy z każdą kolejną sekundą opadałam coraz bardziej pod taflę zimnej cieczy. Nie byłam już w stanie wymachiwać odrętwiałymi rękoma. Nie wiedziałam, czy ktokolwiek usłyszał plusk w hałasie silnika. Byłam pewna, że już nigdy nie zobaczę rodziców, Louisa…wszystkich, których zdążyłam pokochać. Byłam przerażona faktem, że już nigdy mogę nie ujrzeć Harry’ego. Wtedy moje ciało znalazło się całkowicie pod taflą wody. Powoli opadałam na dno, myśląc tylko, czy ktoś mnie kiedykolwiek znajdzie. 


**


Louis sprawdzał, czy wszystko w porządku z autem. Silnik, jak zawsze głośno ryknął i wszyscy podskoczyliśmy na ten dźwięk. Wydawało mi się, że słyszałem, jak coś wpadało do wody, ale nie byłem tego pewien.  Jakieś pięć minut później poszedłem szukać Grace. Przetrząsnąłem namiot, sprawdziłem, czy nie poszła do lasu, nigdzie jej nie było. Poszedłem do chłopaków, którzy powiedzieli mi, że poszła nad jezioro. Wtedy to do mnie dotarło. Ten plusk, który wydawał mi się tylko złudzeniem, był prawdziwy. Grace mogła już dawno nie żyć. Rzuciłem się biegiem w stronę jeziora i nie zastanawiając się ani chwili wskoczyłem do wody. Wynurzyłem się z wody, bo brakowało mi już powietrza, jednak dziewczyny jeszcze nie znalazłem. Zanurkowałem ponownie i wtedy ją dostrzegłem. Była niemalże na samym dnie. Oczy miała zamknięte i nic nie wskazywało na to, by żyła. Zamarłem, ale nie mogłem tracić cennego czasu. Podpłynąłem do niej, złapałem w pasie i najszybciej, jak to tylko było możliwe popłynąłem ku powierzchni wynurzając się i łapiąc łapczywie powietrze. Wyciągnąłem jej omdlałe ciało na brzeg i zacząłem reanimować. Jak dobrze, że uczyli nas w szkole pierwszej pomocy. Chłopcy niemal natychmiast pojawili się koło nas. 

Płakałem nad nią i modliłem się, by udało się ją odratować. Na szczęście łzy mieszały się z wodą ociekającą z moich włosów i nikt tego nie zauważył.  Po najdłuższych i najstraszniejszych kilku minutach w moim życiu, dziewczyna wykrztusiła z siebie wodę i zaniosła się głośnym kaszlem. Poczułem ogromną ulgę. Uśmiechnąłem się i zacząłem płakać ze szczęścia, już nie obchodziło mnie to, że wszystkie oczy były zwrócone na mnie, nie umiałem tego powstrzymać. Nie mogłem nacieszyć się widokiem jej oczu, w których tliły się iskierki życia. Dziewczyna rozpłakała się i ledwo wydobywając z siebie głos, powiedziała. 

- Już myślałam, że to koniec.
- Już wszystko w porządku, dobrze, że Harry to usłyszał.
- Niezupełnie. Usłyszałem jakiś plusk, ale myślałem, że to od tego silnika mi się coś przesłyszało.
- To nieważne, znalazłeś mnie, uratowałeś. Bardzo ci za to dziękuję, do końca życia ci się za to nie odwdzięczę. 

Dziewczyna rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. 

 
**


W drodze powrotnej siedziałam obok Harry’ego. Tak bardzo byłam mu wdzięczna, ale nie do końca umiałam to okazać. Gdyby nie on, nie siedziałabym z chłopakami w tym samochodzie. Gdyby nie on, już bym nie żyła. Nie zamieniłabym z nim ani słowa, nigdy bym się nie uśmiechała, jak to robiłam tylko w jego towarzystwie. Ten chłopak znaczył dla mnie o wiele więcej, niż tego chciałam. Nie mogłam dopuścić tego do wiadomości, więc cały czas wyrzucałam te myśli z głowy. Spojrzałam na szatyna, uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam ociężałe powieki. Głowa opadła mi na jego ramię, nie zamierzałam nic robić. Tak mi było dobrze, czułam jego ciepło i to mnie uspokajało. Pragnęłam jego bliskości, jak nigdy wcześniej. Chciałam mieć coś, co pozwoliłoby mi myśleć, że żyję i nie są to żadne złudzenia. Wiedziałam, że przy nim mogłam być sobą, a on to w pełni akceptował. 

Niestety nie umiałam jednego. Otworzyć się na niego poza moją głową. Wyobrażałam sobie chwile, kiedy już niczego nie będę udawać, potraktuję go uczciwie. Już nigdy nie będę ukrywać uczuć do niego. Mimo dobrych chęci, nie było to takie proste i dalej pozostawałam w świecie wyobrażeń, patrząc na jego smukłą twarz. 


******
Witajcie, dziękuję za te trzy komentarze. Choć komentarz typu "świetne" Za bardzo mnie nie satysfakcjonuje, co ja mam z tego wywnioskować. Chcę znać waszą opinię na temat rozdziału, na której mi strasznie zależy. Też chciałabym mieć coś do czytania, co poprawiałoby mu humor, naprawdę. Wolę czytać strasznie długi komentarze, niż zobaczyć, ze ich liczba się zwiększyło, nastawić sie na nie wiadomo co, a tam tylko jedno słowo. Jeżeli pod tym rozdziałem nie będzie minimum 5 komentarzy, nie dodam następnego. I pojedyncze słowa się nie liczą, napiszcie coś od siebie, czy to tak wiele? Do następnego.