Obudziłam się u siebie w łóżku. Najwidoczniej
któryś z chłopaków musiał przenieść mnie do domu. Przeciągnęłam się,
rozejrzałam po pokoju, a mój wzrok utkwił na szatynie śpiącym w fotelu. Która to mogła być godzina? Po omacku
znalazłam telefon, który zawieruszył się gdzieś w łóżku, musiał wypaść mi z
kieszeni. Był środek nocy. Nie wiem ile Harry spał na tym niewygodnym fotelu,
ale nie miałam serca dłużej go tak katować. Podeszłam do przyjaciela chwiejnym
krokiem.
- Harry – szturchnęłam go.
- Taaak? – odezwał się zaspanym
głosem.
- Co ty tu robisz?
- Usiadłem na chwilę i musiałem
zasnąć. Wybacz.
- Nie szkodzi, ale połóż się na
łóżko, ten fotel jest strasznie niewygodny i gwarantuję ci, że jutro będziesz
miał małe problemy ze schylaniem się.
- No dobrze – półprzytomny
poszedł do mojego łóżka, mało brakowało, a zabiłby się o własne nogi.
Był taki słodki i nieporadny, że
uśmiech sam wpełzł mi na twarz. Wgramolił się do łóżka, a ja położyłam się
obok. Myślałam, że spał, ale on się odezwał i otworzył szeroko oczy.
- Dlaczego pozwalasz mi spać obok
siebie?
- Nie bądź głupi, uratowałeś mi
życie, poza tym jesteś moim przyjacielem. Przecież to nic takiego, kiedy
przyjaciele śpią w jednym łóżku, prawda?
- A no tak, masz rację – odwrócił
się do mnie bokiem i od razu usnął.
Co prawda trochę dziwnie się
czułam, leżąc tak blisko niego. Nigdy wcześniej nie robiłam podobnych rzeczy,
rzadko kiedy koło kogoś siadałam. Uśmiechnęłam się myśląc, że już wszystko może
być dobrze i zasnęłam.
Obudziłam się z samego rana
przytulona do chłopaka. Nie wiedziałam, co się dzieje, więc szybko się od niego
odsunęłam, miałam szczęście, Harry jeszcze spał.
Szybko wygrzebałam się spod
kołdry i zeszłam na dół, by zobaczyć czy rodzice byli jeszcze w domu. Dom był
pusty, oboje pewnie pojechali już do pracy, pomimo tego, że była dopiero siódma
rano. Wzięłam jabłko i ziewając usiadłam w wielkim fotelu. Włączyłam telewizor
i usypiałam oglądając jakieś telezakupy. Naprawdę musiałam przysnąć, bo
ocknęłam się, kiedy Harry szarpał mnie za ramię.
- Czemu mnie nie obudziłaś od razu,
jak wstałaś?
- Skąd wiesz, o której wstałam?
- Bo tak jakoś mi się zimno
zrobiło, przebudziłem się, a ciebie nie było już w pokoju.
W tamtej chwili naprawdę dziwnie
się czułam, patrzyłam na niego i zastanawiałam się o co mogło mu chodzić.
Wstałam z fotela, by pójść do kuchni, ale Harry zagrodził mi drogę ręką.
- Harry, co ty robisz? Przepuść
mnie.
- Ohh, chciałem się tylko trochę
podroczyć – jęknął i zszedł mi z drogi.
Umyłam zalegające w zlewie
naczynia i poszłam z powrotem do swojego pokoju. Myśląc, że Harry poszedł już
do domu, zeszłam na dół. Jednak gdy weszłam do salonu, ujrzałam uśmiechniętego
Styles’a.
- Myślałam, że już poszedłeś.
- Jak widzisz jeszcze nie, ale jeśli
chcesz, to zaraz pójdę.
- Ej, nie wyganiam cię, ale dalej
mam mętlik w głowie po tym wszystkim, co się stało.
- Rozumiem cię, ja też nie jestem
wcale taki spokojny. Ciągle myślę o tym, co by było, gdybym cię w ogóle nie
znalazł – spuścił wzrok na podłogę.
- Nie myślmy o tym. Uratowałeś
mnie i nic innego się nie liczy – niepewnie podeszłam do niego i mocno
przytuliłam.
- Grace…
- Cicho, sama sobie się dziwię,
ale to miłe. Nie psuj tego swoją gadaniną.
Nie powiedział już nic,
odprowadziłam go tylko do drzwi i poszedł do domu.
Dni mijały, wszystko było całkiem
normalnie, nie narzekałam. Nadszedł dzień, kiedy rodzice postanowili pojechać
na dwa tygodnie do cioci.
Stałam na ganku i żegnałam się z
mamą, kiedy na podjeździe zauważyłam Harry’ego i energicznie mu pomachałam.
- Dobrze, że już jesteś i bardzo
dziękuję, że zgodziliście się, aby Grace pomieszkała u was przez ten czas,
kiedy nas nie będzie.
- Nie ma sprawy, Grace jest naszą
przyjaciółką.
- Cieszę się, że znowu masz
przyjaciół córeczko.
Wsiedli do samochodu i odjechali.
- Gdzie masz torbę?
- Stoi w korytarzu.
Chłopak wszedł do środka i wrócił
z moim bagażem. Zamknęłam drzwi na klucz i poszliśmy do niego. Na miejscu Louis
zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałam tymczasowo mieszkać.
Usiadłam na pościelonym łóżku,
pościel pachniała świeżością, lubiłam to. Wyjęłam kilka rzeczy z torby i
zeszłam na dół do salonu. Był tam tylko Louis.
- Gdzie reszta? Jeszcze niedawno
tu byli.
- Poszli na jakąś imprezę.
- Czemu nie jesteś z nimi?
- Nie miałem ochoty – odburknął.
- Coś cię gryzie?
- Nie, skądże znowu – nie umiał
kłamać.
- Ok, nie wnikam.
Usiadłam obok chłopaka i
włączyłam telewizor. Wiedziałam, że i tak zaraz pęknie i wszystko mi wyśpiewa.
- Harry poszedł z Clarie.
- To źle?
- Tak…Bo wiesz, lubię ją.
- Mogłeś mu powiedzieć.
- Ale on nie poszedł z nią, bo ją
lubi. Tylko dalej chce wzbudzać w tobie zazdrość.
O mało nie zakrztusiłam się
własną śliną.
- Znowu zaczynasz?
- Nie chcesz, to nie wierz. Ale
wiem, że go lubisz, nawet bardzo.
- Przestań! – zaśmiałam się
nerwowo i walnęłam go poduszką. Zaczęliśmy się nawzajem okładać, aż w powietrze
wyleciało całe pierze.
Poszłam na górę, bo nie chciałam
wyglądać, jak kurczak. Otworzyłam blok. Na pierwszej stronie nadal widniały
oczy Harry’ego. Położyłam się i patrzyłam na rysunek. Nie zorientowałam się
nawet, kiedy usnęłam.
Następnego dnia większość
towarzystwa była skacowana. Patrzyłam na nich z politowaniem. Po południu
przyszła Clarie i usiadła obok Louisa, najbliżej jak tylko się dało.
Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciłam na pięcie, by pójść do kuchni. Nie
zdążyłam nawet w połowie zrobić obrotu, bo wpadłam na Harry’ego, który wylał na
mnie gorącą herbatę.
- Gorące! – tylko tyle zdołałam
powiedzieć, bo szybko pobiegłam do łazienki.
Po chwili pojawił się Harry.
Zdjęłam koszulkę w ogóle nie przejmując się jego obecnością, kazałam mu za to
przynieść jakąś czystą bluzkę.
- Masz moją, bałem zaglądać się
do twojej walizki, nie wiem, co tam trzymasz.
- Głupi jesteś – zabrałam ubranie
i szybko na siebie założyłam. Jego koszulka sięgała mi niemalże do kolan i
musiałam wyglądać w niej śmiesznie o ile nie idiotycznie.
- Fajna koszulka – poruszał
brwiami.
- Mówiłam już, że jesteś głupi? –
uśmiechnęłam się, wypchnęłam go z łazienki i poszliśmy z powrotem do kuchni.
Przyrządziłam naleśniki i na wielkim
talerzu zaniosłam je do salonu. Wszyscy się na mnie rzucili, a kiedy byłam już
w stanie coś zobaczyć, dostrzegłam, że nie został ani jeden naleśnik.
- Wy myślicie, że najem się
powietrzem?
Większość pochowała naleśniki za
siebie i kazała mi spadać. Tylko Harry, który miał jednego naleśnika podzielił
się ze mną.
- Dziękuję bardzo – powiedziałam
z ustami zapchanymi ciastem.
Kiedy całe towarzystwo było
najedzone, nam burczało w brzuchach. Poszliśmy więc na pizzę, nie zapraszając
pozostałych.
Usiadłam przy stoliku i czekałam,
aż przyjaciel złoży zamówienie.
- Patrz kogo spotkałem po drodze
– prowadził Clarie, która wyszła od nas wcześniej. Obejmował dziewczynę
ramieniem, nie ukrywam, zrobiło mi się wtedy strasznie głupio i może trochę
smutno? Przede wszystkim byłam na niego zła i najwidoczniej Clarie też nie była
zadowolona z jego zachowania. W tamtym momencie zrozumiałam Louisa, który przez
cały czas wciskał mi, że Harry robił to specjalnie, co było niestety prawdą.
- Cześć, Clarie.
Dziewczyna wyswobodziła się z
objęć szatyna i szybko usiadła obok mnie. Wtedy też wpadłam na fantastyczny
pomysł. Pod stołem, tak by nikt nie widział, napisałam smsa do Louisa.
Zaprosiłam go do nas i wspomniałam, że jest Clarie. Nigdy nie spodziewałabym
się, że ten chłopak coś do niej poczuje, a jednak. Byłam podejrzanie szczęśliwa
i Harry chyba coś zauważył.
- Grace, co się tak szczerzysz?
Pizza jeszcze nie przyszła.
- A nie, nic.
Usłyszałam za sobą pogodny głos
Louisa i uśmiechnęłam się szerzej o ile było to możliwe. Zwolniłam miejsce obok
Clarie i usiadłam przy zdziwionym Harrym.
Dziewczyna od razu się
rozpromieniła. Harry nie był wcale zły… z każdą chwilą siedział coraz bliżej mnie.
Chciało mi się śmiać, ale powstrzymywałam się z całych sił.
Byłam u nich dopiero kilka dni,
ale upewniło mnie to w świadomości, że nie są do końca normalni. Były dni,
kiedy biegali po całym domu i czymś w siebie rzucali, nieważne co to dokładnie
było, ważne, że dało się tym rzucić. Raz lampka z salonu przeleciała nad moją
głową. Kiedy bawili się w te swoje durne zabawy, zamykałam się w „swoim” pokoju
i znikałam w książkach. Nie miałam ochoty w tym uczestniczyć i przypadkiem
stracić oka.
W takiej atmosferze minął jeden
tydzień, a potem drugi, a ja nadal nie dostawałam żadnych wiadomości od
rodziców. Zaczynałam się martwić, do głowy przychodziły mi najgorsze
możliwości. Siedziałam w małym pokoiku i wpatrywałam się w liliową ścianę. Tak
jakby ten pokój był stworzony dla takiego kogoś, jak ja. Kolor tych zimnych
prostokątów potrafił mnie uspokoić, wyciszyć, zapomnieć o niektórych sprawach.
Moją wspaniałą ciszę, którą
budowałam jakiś czas, zburzył Harry wchodząc do pokoju.
- Grace, coś nie tak?
- Martwię się o rodziców. Harry,
powinni być dwa dni temu i nie mam z nimi żadnego kontaktu.
- Spokojnie, myśl pozytywnie.
- Jak mam to robić? No jak?!
Wiesz co, mam dość ciebie i tego twojego wiecznego „będzie dobrze”. Nic takie
nie będzie, rozumiesz?!
Zeszłam na dół, zostawiając
zaskoczonego Harry’ego. Wcale nie było mi źle z tym, że na niego nakrzyczałam.
W końcu te wszystkie skrywane emocje opuściły mnie, przynajmniej jakaś ich
część. Znowu byłam pełna obaw, kiedy do salonu wszedł Harry. Tylko my byliśmy
wtedy w domu, więc nikogo innego się nie spodziewałam, aczkolwiek nie chciałam,
żeby przychodził, bo wiedziałam, że mógł mnie bardziej zdenerwować, a już nie
chciałam na niego krzyczeć.
- Grace, przepraszam, wiem, że
się martwisz, ale co mam mówić? Że na pewno coś się stało? Wtedy czułabyś się
jeszcze gorzej.
- Wiem Harry, wiem, ale jestem
dziwna i trudno będzie do zmienić, najprawdopodobniej się nie da.
- Przestań, nikt nie jest
doskonały.
Ty jesteś doskonały dla mnie,
pomyślałam i szybko pokręciłam głową, a Styles zrobił zdziwioną minę. Mam
szczęście, że nie powiedziałam tego na głos. Uśmiechnęłam się i poszliśmy się
przejść.
Było dość ciepło, więc nie brałam
żadnego swetra. Przeliczyłam się, bo później poszliśmy coś zjeść i wyszliśmy z
lokalu późno. Przez pół drogi trzęsłam się, jak osika. Nie mówiłam nic
chłopakowi, chociaż on i tak to widział.
- Grace przestań udawać, że nie
jest ci zimno i bierz moją bluzę.
- A co z tobą?
- Mną się nie martw.
Wzięłam od niego ciuch i włożyłam
ręce w za długie rękawy miękkiej bluzy, przesiąkniętej jego perfumami, które
uwielbiałam. Zapięłam zamek pod samą szyję. Droga minęła nam w ciszy, ale nie
przeszkadzało to w niczym.
Wróciliśmy do domu pełnego ludzi,
byli już wszyscy, więc w domu panował mały bałagan. Usiadłam na kanapie, a
rękawy bluzy chłopaka zwisały z oparcia. Powoli usypiałam, tak naprawdę nie
wiedziałam, co mogło mnie tak zmęczyć. Harry usiadł obok, podniósł mnie trochę,
bo najwidoczniej ześlizgiwałam się z kanapy i zaczął coś do mnie mówić. Miał
dziwny wyraz twarzy, ale ja go już nie słuchałam, bo jedną nogą byłam we śnie i
nie miałam ochoty wracać. Moja głowa opadła na jego ramię i na tym się
skończyło.
*********
Cześć, miałam dodać to już jakiś czas temu, ale nie mogłam znaleźć na to chwili. Mam nadzieję, że się wam spodoba, do zobaczenia.