poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 2 "Darzyłam ją czystą, jak diament nienawiścią."


Kolejne minuty się zmieniały, a ja siedziałam w łazience na zimnych kafelkach, oparta o wannę. W dłoni trzymałam żyletkę. Zacisnęłam zęby i zrobiłam kolejne cięcie na mym zdewastowanym nadgarstku. Krew ściekała sobie na kafelki i tworzyła małe kółka, patrzyłam na czerwone punkty, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Sięgnęłam po papier, wytarłam podłogę, założyłam szlafrok i wsadziłam rękę do kieszeni, w drzwiach stanęła mama. 

- Co robiłaś?
- A co można robić w łazience? 

Pokręciła tylko głową i wróciła do salonu, ona wiedziała, tylko nie chciała tego przede mną pokazywać. Domyślała się tego, raz zobaczyła mój pokaleczony nadgarstek, ale nic nie powiedziała. Wróciłam do swojego pokoju. Krew na mej ręce już zdążyła zaschnąć, czułam lekkie pieczenie, nic poza tym, gdyż nie zdążyłam zrobić dość głębokich cięć, które miałam w planach. 

Usiadłam na łóżku, rozejrzałam się po pokoju, nie wiem w jakim celu, przecież nikogo poza mną tu nie było. Schyliłam się i wyjęłam spod łóżka małe pudełeczko. Uniosłam wieczko, wyjęłam woreczek z dwoma, ostatnimi tabletkami. Niepotrzebny kartonik wywaliłam za siebie. Położyłam na język magiczne pastylki, po czym je połknęłam. Opadłam na poduszkę i patrzyłam w sufit. Świat zwalniał, wszystko stawało się odległe, byłam spokojna, właśnie o to mi chodziło. Nie obchodził mnie nawet fakt, że jutro miałam szkołę. Nic się w tamtym momencie nie liczyło.

Rano wstałam z wielkim bólem głowy, zatoczyłam się koło łóżka, wrzuciłam jakieś rzeczy do torby, ubrałam się, uczesałam-standardowe czynności. 

Zeszłam na dół, napiłam się wody i wyszłam z domu, od jakiegoś czasu mało jadłam. Nie miałam w ogóle apetytu. Potrzebowałam tylko dwóch rzeczy, żeby funkcjonować…

Weszłam do budynku,  w którym było pełno roześmianych ludzi, drażnili mnie. 

Podeszłam do swojej szafki i wrzuciłam do niej torbę, wyjęłam tylko jeden, potrzebny zeszyt.
Od dnia, kiedy do naszej klasy doszedł Harry Styles, na biologii siedziałam z Clarie – przyjaciółeczką Amandy. Chociaż o ile mnie wzrok nie mylił, coś pomiędzy nimi się zmieniło, już nie były tak zżyte. Oczywiście co do nowego kolegi się nie myliłam, Amanda owinęła go sobie wokół palca, zaprzyjaźnił się z czwórką najpopularniejszych chłopaków w szkole, więc blondynka musiała zacisnąć na nim swoje sidła. Zawsze musiała być w centrum uwagi i na językach wszystkich ludzi ze szkoły. Darzyłam ją czystą, jak diament nienawiścią. 

Cały korytarz wypełnił się przeraźliwie głośnym dźwiękiem – dzwonek. Poszłam w stronę klasy, zajęłam swoje stałe miejsce i czekałam na moją towarzyszkę, którą i tak traktowałam jak powietrze, chyba już wiem, dlaczego nie miałam żadnych przyjaciół. 

Przetarłam zaspane oczy, chociaż nie widziałam się tamtego dnia w lustrze, to wiedziałam, że miałam ogromne wory pod oczami. Czułam to, tak samo jak wzrok całej klasy na swojej osobie. Ludzie patrzyli na mnie i szeptali do siebie nawzajem. Fajnie, że robili to dyskretnie i niczego nie zauważyłam. Mogli mnie obgadywać, kiedy byłam nieobecna. 

Słyszałam pojedyncze słowa, wiedziałam o czym tak dyskutowali, o moim wyglądzie, o mojej twarzy. Oni wszyscy wiedzieli, że miałam styczność z używkami. Nie wiedzieli jednak jednego, a mianowicie tego, że miałam problemy, że tylko tak potrafiłam sobie z nimi radzić, bo nie miałam ani jednej przyjaciółki, czy przyjaciela. Jedyna którą kiedyś miałam, zginęła trzy lata temu w wypadku samochodowym, właśnie wtedy to wszystko się zaczęło. Zmieniłam się nie do poznania. 

Próbowałam ich ignorować, ale nie mogłam już tego słuchać, wyszłam z klasy, nie zwracając najmniejszej uwagi na nauczycielkę.

Pobiegłam na cmentarz, na jej grób. Nie pamiętam, kiedy ostatnio u niej byłam. Nigdy nie chciałabym, żeby mnie taką zobaczyła. Ona nigdy by mi nie pozwoliła na te wszystkie złe rzeczy, jakie zrobiłam ze sobą. Ale nie potrafiłam inaczej. 

Siedziałam na ziemi i płakałam, co chwilę odgarniałam włosy z twarzy, patrzyłam na jej zdjęcie i powracałam myślami do tych wszystkich chwil, które razem spędziłyśmy. Umarła tak młodo, miała dopiero piętnaście lat, dlaczego Bóg musiał zabrać akurat ją? To takie niesprawiedliwe, miała jeszcze całe życie przed sobą i na pewno nie zmarnowałaby go, tak jak zrobiłam to ja.

Po kilku godzinach opuściłam to smutne miejsce, miejsce tylu zabłąkanych dusz. Czasami czułam, że wokół mnie było mnóstwo duchów. Samotnych i opuszczonych. 

Anglia i deszcz to stała para. 

Wracałam do domu, a deszcz moczył całe moje ciało, nie lubiłam tego. Spodnie przyklejały się do nóg, rękawy do rąk, po prostu beznadzieja. 

W połowie drogi spotkałam kolegę mojego starszego brata, który wyjechał do Hiszpanii, to właśnie od jego kumpli miałam prochy. Zawsze mnie przed nimi ostrzegał, sam w tym kiedyś siedział, ale ja go nie posłuchałam. Na szczęście o niczym nie wiedział, na razie… Miałam nadzieję, że żaden nie piśnie mu słówka. 

Porozmawiałam z nim chwilę, wsunęłam w jego dłoń banknoty i wzięłam swoją własność. Schowałam głęboko do torby, by przypadkiem deszcz tego nie zmoczył. Szybkim krokiem wróciłam do domu, który swoją drogą stał pusty, rodzice pewnie jeszcze byli w pracy. 

Omiotłam wzrokiem kuchnię, salon, każdy zakamarek domu, by się upewnić, że na pewno ich jeszcze nie było. 

Wbiegłam do swojego pokoju, zrzuciłam mokre ciuchy i opadłam zmęczona na łóżko. Miałam dość, tego było dla mnie za wiele. 

Dlaczego oni wszyscy musieli wtykać nos w nieswoje sprawy? Co ich obchodziło moje życie? To co robię, czy piję, ćpam, czy cokolwiek innego? Nie ich zasrany interes! 

Wyjęłam butelkę wódki z szafki i zrobiłam dużego łyka. Siedziałam pod oknem i wpatrywałam się w ściekające po szycie krople deszczu. Wszystkie były do siebie podobne, tak jak wszyscy otaczający mnie ludzie, żaden z nich nie umiał wyjść przed szereg, pokazać kim naprawdę jest, nawet ja. Ale nie udawałam nikogo, po prostu nie dawałam się poznać, odtrącałam ludzi. Był to mój rodzaj obrony przed wszystkimi niechcianymi uczuciami, wydarzeniami. Moja ignorancja i obojętność tworzyły niewidzialną barierę ochronną. Nikt nie mógł zaśmiecić mojego umysłu, nie pozwalałam na to.
Kiedy wypiłam połowę butelki, odłożyłam ją na miejsce i po prostu poszłam spać. Na nic innego nie było mnie już stać, byłam zbyt rozkojarzona, nieobecna. 

Szybowałam w przestworzach mojej osobowości, siadłam na wszystkich myślach, jak na malutkich, puchatych chmurkach. Patrzyłam z nich na dół, widziałam siebie, leżącą na łóżku i uśmiechającą się nieobecnie. 

Obudziłam się nad ranem, zeszłam na dół po butelkę wody. Postawiłam ją przy łóżku, ale nie mogłam usnąć. Chodziłam w kółko po pokoju, coś nie dawało mi spokoju. Nie mogłam wytrzymać, ubrałam się i wyszłam z domu. 

Nie padało, a noc była nawet ciepła, w końcu zbliżał się maj. 

Wyjęłam papierosa i zapalniczkę z kieszeni płaszcza, odpaliłam go i poszłam dalej, zaciągając się dymem. Patrzyłam, jak wstaje dzień, słońce powoli pojawiało się na horyzoncie. 

Nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Pragnęłam czyjejś bliskości, jak nigdy dotąd, chciałam podzielić się z kimś tym widokiem. 

Potrząsnęłam głową, stwierdziłam, że to niemożliwe, gdyż nie miałam przyjaciół i poszłam przed siebie, zaszłam do parku, usiadłam na ławce i przypatrywałam się jakiemuś mężczyźnie, który wyklinał na swojego psa. Nie wiedziałam dlaczego tak na niego narzekał, przecież wiedział co go czeka, jeśli sprawi sobie pupila. Odwróciłam się na momencik, wtedy usłyszałam przeraźliwy pisk. Z powrotem przeniosłam wzrok na mężczyznę w średnim wieku. Nie wierzyłam własnym oczom, czy mało jest cierpienia na tym świecie? Czemu musi cierpieć to niewinne zwierzę! Czym ono zawiniło? Facet okładał psa z całej siły, a kiedy ten nie miał już siły stać, zaczął go kopać. Nie mogłam na to patrzeć, nie mogłam pozwolić, by go zabił na moich oczach. Podeszłam do niego i szarpnęłam za ramię.

- Co pan najlepszego wyprawia!? Niech pan zostawi tego biednego psa!
- To jest mój pies i będę robił z nim co tylko chcę!
- Naprawdę? Zabije go pan? Za to też są kary! Myśli pan, że niczego z tym nie zrobię?
- Wiesz co, bierz sobie tego spa! 

Rzucił mi smyczą w twarz i odszedł. Nie wiedziałam co się dzieje, stałam nad piszczącym psem, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Jak tak można. Byłam ciekawa, czy człowieka potraktowałby tak samo. Nie mogłam patrzeć na niczyje cierpienie, nawet tego pieseczka. Cierpienie to cierpienie, niezależnie od tego kto je odczuwał, człowiek, czy zwierzę. 

Trzęsącą się ręką wyjęłam telefon i zadzwoniłam do informacji, by dowiedzieć się jaki jest numer do weterynarza, kiedy go dostałam, od razu tam zatelefonowałam. Wyjaśniłam wszystko i czekałam, aż ktoś się pojawi. W tym czasie głaskałam zwierzaka po główce, by choć trochę się uspokoił. Po kilkunastu minutach pojawił się niewysoki mężczyzna, podbiegł do mnie, podziękował i zabrał psa. Pytał mnie jeszcze o jego właściciela, ale nie wiedziałam, kto to był i gdzie się udał. 

Zostałam sama. 


***************
Cześć, oto drugi rozdział. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. 
Jeśli ktoś miałby trochę czasu i chęci, czy mogłabym prosić, aby powiadomił kogoś o istnieniu tego bloga i zachęcił do czytania? Byłabym bardzo wdzięczna ;) 

czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 1 "I HATE YOU ALL."


Dzień jak każdy inny, prawie zaspałam do szkoły, bo przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Zwlekłam się zaspana z łóżka, wrzuciłam książki do torby, wzięłam jakieś ciuchy i udałam się do łazienki. Wszystko zrobiłam w przyspieszonym tempie, a kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół, ubrałam buty i wybiegłam z domu. 

Do szkoły szłam szybkim krokiem. 

Z pięciominutowym spóźnieniem weszłam do klasy, przeprosiłam nauczycielkę i usiadłam w swojej ławce na końcu sali. Tam, gdzie nie było nikogo, gdzie panował półmrok. Lubiłam tam przesiadywać, gdyż jako tako mogłam się ukryć. Wyjęłam zeszyt i podręcznik do biologii, od razu zaczęłam malować coś na ostatniej stronie, nigdy nie uważałam na lekcjach, byłam w innym świecie, kiedy pomiędzy moje palce dostawał się ołówek. Moje zamyślenie przerwał jakiś trzask. Ktoś wszedł do klasy, miałam nie podnosić głowy, ale słowa mojej nauczycielki bardzo mnie zdziwiły, więc musiałam to zrobić. 

- Słuchajcie moi kochani, dzisiaj do naszej klasy dojdzie nowy uczeń, myślę, że przyjmiecie go dobrze. Zaraz powinien się tu pojawić. 

Świetnie, kolejna osoba, która będzie mną pomiatała i gardziła. Kolejna twarz, na której widok, będę miała straszne myśli. Przewróciłam teatralnie oczami i wróciłam do rysowania. Kobieta chyba to zauważyła, bo ponownie się odezwała, tym razem tylko do mnie.

- Grace, spróbuj być dla niego miła.
- Nie będę próbować, bo pewnie i tak cała szkoła nagada mu bzdur na mój temat.
- A ty znowu z tym, zmień się, a na pewno będzie lepiej.
- Nie znacie mnie!
- Spokojnie, dobrze, powróćmy do lekcji. 

Ktoś zapukał w białe drzwi. Zdenerwowana zrobiłam ołówkiem dziurę w zeszycie.
Do klasy wszedł wysoki szatyn o kręconych włosach. Wszystkie dziewczyny zaczęły wzdychać, ja tymczasem napisałam na środku ławki wielkimi literami.

I HATE YOU ALL.

Chłopak uśmiechnął się szeroko w stronę nauczycielki, po czym przedstawił się nam wszystkim. 

- Cześć, jestem Harry Styles. 

Super, co mnie to obchodzi? 

Chociaż nie chciałam, to jakaś siła kazała mi na niego patrzeć, chwyciłam szybko za ołówek i zaczęłam go szkicować. Jakbym wpadła w jakiś trans i nic innego się nie liczyło, nie wiedziałam, co się ze mną działo w tamtej chwili, na szczęście nikt nigdy nie zwracał na mnie uwagi, tak było i tamtym razem. 

Rozglądał się po całej klasie w nadziei znalezienia jakiegoś wolnego miejsca. Modliłam się, by nie usiadł koło mnie, nie wytrzymałabym. 

Na szczęście uratowała mnie wścibska Amanda, która na wszystkich musiała mieć oko. Wypchnęła z ławki swoją najlepszą przyjaciółkę, pomachała nowemu uczniowi i zaprosiła do siebie. Trochę się wahał, ale po chwili siedział na krześle obok blondynki. Patrzyłam na to wszystko z obrzydzeniem, jak można było tak traktować ludzi? Wyrzucić własną przyjaciółkę dla jakiegoś zwykłego chłopaka? Niedorzeczność, tym bardziej, że Clarie musiała usiąść ze mną, gdyż nigdzie nie było innego wolnego miejsca. Patrzyła na mnie z przerażeniem i szła najwolniej, jak się dało. Tęsknie spoglądała na swoją przyjaciółkę, mogłabym przysiąc, że widziałam w jej oczach łzy.

Spojrzałam na nią bez jakichkolwiek emocji. 

- Nie bój się, nie zjem cię. 

Po moich słowach zajęła miejsce obok mnie, spojrzałam w bok i dostrzegłam, że nowy kolega patrzy w naszą stronę. Super, jeszcze tego mi brakowało. Prychnęłam i wróciłam do dorysowywania mu rogów.
Lekcja się skończyła, więc jak najszybciej opuściłam klasę i poszłam w stronę swojej szafki. Nie znalazłam w niej tego, czego szukałam, najwidoczniej zostawiłam to w domu. 

W niezbyt dobrym humorze usiadłam na ławce, gdyż była to długa przerwa i nie chciało mi się stać przez dwadzieścia minut. 

Włożyłam słuchawki w uszy, wróciłam do szafki po szkicownik, z powrotem usiadłam na ławeczce i rysowałam. Nie potrafiłam robić niczego innego w szkole. Ponownie odleciałam daleko stąd. 

Po kilku minutach ktoś się do mnie dosiadł. Zdenerwowana odkleiłam wzrok od kartki. Koło mnie siedział nowy kolega, czego on chciał?

- Cześć, nie znamy się jeszcze, Harry – wyciągnął rękę w moją stronę.

Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i w końcu zdecydowałam się ją uścisnąć. 

- Grace. Nie wiem czemu to mówię, ale radzę ci stąd iść, jeśli chcesz mieć jakąś reputację w tej szkole.
- Co? – zmarszczył brwi i przyglądał mi się w skupieniu.

Zobaczyłam, jak w naszą stronę zbliża się Amanda, zaraz się zacznie, na co mi to wszystko? Mogłam go po prostu zignorować. 

- Harry! Nie siedź z nią, to nie towarzystwo dla takiego kogoś jak ty! 

Pociągnęła go za ramię i odeszli, chłopak nie wiedział, co się wokół niego działo. Było mi go trochę szkoda, ta dziewczyna owinie go sobie wokół palca i zrobi z nim co zechce. 

Ale co mnie to obchodziło? Właśnie, nic. 

Wróciłam do szkicowania. 

Ten dzień zleciał dość szybko, tak jak kolejny tydzień i miesiąc...


**************
 Cześć! Jest i pierwszy rozdział, był dłuższy, ale postanowiłam go skrócić i tamta część będzie w drugim. 
Dziękuję za te 7 komentarzy pod prologiem. Liczę, że pod tą notką też się jakieś pojawią. 
Muszę jakoś powiadomić ludzi o istnieniu tego bloga, jak na razie nie jest źle. Spodziewałam się, że komentarzy i odwiedzin będzie mniej, pozytywnie mnie zaskoczyłyście. 
Wyraźcie swoją opinię, chcę wiedzieć co o tym sądzicie.


poniedziałek, 21 maja 2012

Prolog.


Żyłam w swoim małym świecie, ukryta przed wszystkimi.

Nie potrafiłam otworzyć się na ludzi, nie ufałam im. Nie wierzyłam, że mieli jakieś dobre intencje, dla mnie każdy człowiek miał w zamiarze skrzywdzenie mnie, a potem zostawienie na pastwę losu. 

Nie wierzyłam w przyjaźń ani miłość. 

Byłam inna niż wszyscy i dlatego też byłam odtrącana. Nikt nie chciał obcować z takim człowiekiem, jak ja. Uważali mnie za dziwaczkę.

Zawsze siedziałam sama, z nikim nie rozmawiałam, na lekcjach było tak samo.
Nikt nic o mnie nie wiedział. 

Nie wiedział, że miałam ogromne problemy, zmartwienia, plany i marzenia. 

Wszyscy uważali, że w domu tak samo nic nie robię, po prostu siedzę i patrzę się w ścianę. Było inaczej, w domowym zaciszu, w moich własnych czterech ścianach byłam sobą, prawdziwą sobą. 

A teraz siedzę na zimnej podłodze i myślę, co by było gdyby. 

Myślenie nic nie da, trzeba zacząć działać, ale jak? Nie jestem do tego zdolna. Nie mam nikogo, kto mógłby mnie w tym wesprzeć. Kompletnie nikogo. 

Rodzice… Oni też nie wiedzieli jaka naprawdę byłam. Na nich też nie potrafiłam się otworzyć. Nie rozmawiałam z nimi, a jeżeli już, to były to tylko kłótnie. 

Wszystkich od siebie odpychałam, bo bałam się odrzucenia, zranienia. Za dużo takich chwil już przeżyłam. 

Nikt nie był w stanie mi pomóc. 

Z problemami radziłam sobie za pomocą alkoholu, narkotyków, żyletek. Zagłuszałam cały ten psychiczny ból, zapominałam o nim, o rzeczywistości, uciekałam daleko, gdzie nikt nie był w stanie dosięgnąć mnie brudnymi od kłamstw łapskami…

**********
Cześć, jak widać ruszyłam z nowym opowiadaniem, nie mogłam się powstrzymać. 
Jest nowe, ale to nie oznacza, że zaniedbam pierwszego bloga. Po prostu nie mam na niego na razie weny, ale spokojnie, ona przyjdzie, a wtedy jak zacznę pisać, to szybko nie przestanę. 
Coś innego? Owszem. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba, że zobaczę pod tą notką jakieś komentarze, bo jeżeli nie będzie się podobać, nie będę tego dłużej ciągnąć. Będę je pisać tylko dla siebie. 
No to jak, mogę na was liczyć?  
Wygląd jak na razie jest jeszcze do remontu, później pozmieniam kolory. 
Bohaterów nie ma, nie lubię ich opisywać, wolę, żebyście sami ich poznawali. Ale możecie być spokojne, One Direction nie zabraknie.