poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 12 "Pomóż mi Harry, tylko tego chcę."



Szkoła się zaczęła, a co się z tym wiązało nauka i siedzenie po nocach nad książkami. W tygodniu rzadko widywałam się z kimkolwiek, nie licząc Harry’ego. Całkowicie oddałam się nauce, gdyż w przyszłości chciałam zostać weterynarzem. W weekendy chodziłam do chłopców, z czego moi rodzice nie byli zbyt zadowoleni. Pięciu facetów i jedna dziewczyna, jak to mawiał mój ojciec. Co on myślał, że co my tam robiliśmy?

Nie wiem co oni myśleli, ale na pewno nie byli zbyt uczciwi wobec mnie, zero zaufania.
W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Na moje szczęście był to piątek i od razu po szkole poszłam z Hazzą do nich. 

Jednak chłopak zboczył z drogi i pociągnął mnie w zupełnie innym kierunku. Złapał mnie za nadgarstek i ciągnął gdzieś w głąb miasta. 

- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz, mam dla ciebie prezent.
- Oooo, to urocze. Ale daleko jeszcze?
- Nie, już jesteśmy. 

Weszliśmy do jakiegoś budynku, jak się potem okazało, do schroniska. Oh, zawsze chciałam mieć kotka, o czym mu kiedyś wspominałam, ale nie spodziewałam się, że to dla mnie zrobi. 
 
- Harry…
- Wiem, że to nie sklep zoologiczny, ale…
- Nie, nie o to chodzi, lepiej, że jest to schronisko, wolę takiego kociaka.
- Serio?
- Tak.
- Wiesz, pozwoliłem sobie już jednego dla ciebie wybrać. Jak będziesz chciała innego, to powiedz. 

Jakaś dziewczyna przyniosła małego, rudego koteczka. 

- Oh, jest idealny, Harry. Dziękuję, jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem. Oczywiście bez urazy dla Louisa – pocałowałam go w policzek i mocno przytuliłam.

Nie wiem kiedy się taka stałam. Wesoła i odważna. Moja przemiana była widoczna, ale niepełna. Przy nich byłam tą nową Grace, ale przy obcych stawałam się taka, jak kiedyś, odpychająca, oschła, unikająca jakiegokolwiek kontaktu. 

Harry trochę zdziwił się moim zachowaniem, nie miałam mu tego za złe.  

Mijały dni i tygodnie, a ja coraz więcej czasu spędzałam z Louisem i Harrym. Bardzo się z nimi zżyłam. Louis na nowo pokazał mi czym jest przyjaźń. Przy nim czułam się najlepiej, byłam w pełni sobą. Jeśli chodzi o Harry’ego, jeszcze do końca mi to nie wychodziło. Bałam się mu powiedzieć wielu rzeczy, okazywać pewnych uczuć, przy nim bądź jemu. Po prostu była we mnie jeszcze jakaś blokada względem jego osoby.

Spacerowałam  z Louisem po parku. 

- Napiłabym się kawy.
- Ja też, poczekaj, zaraz pójdę kupić.  Będę za kilka minut. Nie ruszaj się stąd.
- Tak jest, kapitanie!

Stałam pod drzewem i bawiłam się telefonem, kiedy poczułam czyjąś obecność.
Myślałam, że to Louis chciał mnie nastraszyć, więc uśmiechnięta podniosłam wzrok. Od razu odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał jakiś facet, a kiedy przyjrzałam mu się uważniej, rozpoznałam w nim mężczyznę, który kiedy mi groził. Który uwziął się na mnie, bo broniłam biednego zwierzaka. 

- Doniosłaś na mnie. Siedziałem dwa miesiące, co ty sobie myślisz, że ujdzie ci to płazem mała szmato? Mylisz się! – wyjął nóż spod płaszcza.
- Co pan robi, niech pan się odczepi.
- Pożałujesz. 

Machnął srebrnym przedmiotem, który rozciął rękaw i skórę na moim ramieniu. Rana była dość głęboka i strasznie bolała. Od razu poczułam, jak po mojej ręce ścieka krew. Mężczyzna zamachnął się po raz kolejny i zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, przejechał ostrym narzędziem po moim udzie, na którym pojawiła się o wiele gorsza rana. Noga tak mnie bolała, że nie mogłam ustać i runęłam na ziemię zasłaną kolorowymi liśćmi. Człowiek stojący nade mną z obłędem w oczach zamachnął się ponownie i wtedy usłyszałam Louisa. 

- Zostaw ją, dzwonię na policję. Odsuń się od niej psycholu!

Facet uciekł od razu, jak go zobaczył.

- Matko boska, Grace. Jedziemy natychmiast do szpitala. Nie, nie wstawaj, zaniosę cię do samochodu. 

Opatrzyli mi obie rany, potem udaliśmy się na policję. Miałam nadzieję, że teraz zatrzymają go na dłużej. Ten człowiek był naprawdę niebezpieczny. 

- Jak Harry to zobaczy, naprawdę się zmartwi.
- Daj spokój. Jestem tylko jego przyjaciółką.
- Tylko? Przyjaźnisz się z nim i on to bardzo ceni. Nie wiesz, jak bardzo cię lubi i szanuje. Jesteś dla niego jedną z ważniejszych osób.
- Przestań gadać takie głupoty, więcej czasu i tak spędza z Clarie, więc chyba jestem jego przyjaciółką, ale nie najlepszą.
- A wiesz, dlaczego spędza z nią tyle czasu?
- Nie, nie mam pojęcia.
- On chce wzbudzić w tobie zazdrość.
- No chyba żartujesz. Przecież nie musi, po co? Nie przestanę go lubić od tak. Louis, to głupie.
- Też tak uważam, ale do niego to nie dociera. 

Weszłam do salonu lekko kulejąc. Harry natychmiast podniósł się z fotela. 

- Grace, co się stało? Dlaczego masz zakrwawione i pocięte ubranie?!
- Długa historia.

I powiedziałam mu wszystko, jak było od samego początku. Na końcu mocno mnie przytulił i przez dłuższy czas nie chciał puścić. 

- Harry, już dobrze, dusisz mnie. 
- Wybacz, zdenerwowałem się trochę. Jak można być takim gnojem, to ja nie mam pojęcia.

Po tym niemiłym incydencie postanowiłam posprzątać w pokoju. 

Kiedy już wszystko było na swoim miejscu, podeszłam do szafki przy łóżku, otworzyłam szufladę, po czym wysypałam zawartość na łóżko. Coś spadło na podłogę. Schyliłam się i ujrzałam mały woreczek, a w nim trzy tabletki. Natychmiast go podniosłam i wrzuciłam do śmietnika. Poszłam do łazienki, oblałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Nie mogłam tego zrobić, nie. Już tak daleko zaszłam, nie mogłam zmarnować tych dwóch miesięcy, nie mogłam teraz niczego zaprzepaścić. 

Pochowałam rzeczy do szuflady, usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Próbowałam czymś zająć myśli, ale to nie dawało mi spokoju. Co chwilę spoglądałam na malutki kosz stojący niedaleko mnie. Rzuciłam książkę na podłogę. Wygrzebałam woreczek ze śmietnika i zażyłam trzy tabletki. Poczułam znajome ciepło, spokój, a potem wielki wybuch. Poczułam, jakby odwiedził mnie dawno niewidziany przyjaciel. Pierwszy raz od kilku miesięcy odleciałam.

I właśnie tak wszystko zaczęło się od nowa. Tym razem dobrze to ukrywałam przed przyjaciółmi. Zauważyli, że trochę się zmieniłam, wypytywali, ale za każdym razem udawało mi się ich zmylić. Louis był czujny. 

Wszystko byłoby dalej dobrze, gdyby pewnego dnia nie zadzwonili z Hiszpanii z wiadomością, że mój brat zaginął. Nie pojawiał się od miesiąca w pracy. Nie myśląc o niczym innym, pobiegłam do parku, by spotkać się z Markiem. Kupiłam to co zawsze. Schowałam narkotyki do kieszeni i niczego nieświadoma odwróciłam się. Moje oczy momentalnie zapełniły się łzami. Zobaczyłam Harry’ego, który patrzył na mnie z obrzydzeniem i odrazą. Podbiegł do mnie. 

- Co ty wyprawiasz?
- Ja przepraszam, ja nie chciałam, ale to było ode mnie silniejsze. To już trwa jakiś miesiąc. Przepraszam. Znalazłam kilka w  domu i nie umiałam się powstrzymać.
- My się o ciebie martwimy, troszczymy, a ty nas tak oszukujesz?! Jak możesz. Jesteś beznadziejna!
- Ja… przepraszam – rozpłakałam się i pobiegłam do domu. Jego słowa naprawdę mnie zabolały. 

Rzuciłam woreczek na stolik i weszłam do łazienki. Kolejny nawyk powrócił. Wyjęłam żyletkę, usiadłam pod wanną i zaczęłam mocno ciąć ręce, płacząc i przepraszając. Chciałam się za to wszystko ukarać. 


**


Jak ja mogłem tak na nią nawrzeszczeć. Jej była potrzebna pomoc, a ja zafundowałem jej tylko mnóstwo przykrości. Jesteś takim idiotą Styles! Ruszyłem za nią, wtargnąłem do jej domu i pobiegłem na górę. Była w łazience pod wanną, w ręce trzymała żyletkę. Płakała. W jednej chwili świat mi się zawalił, przecież ona mogła zrobić sobie większą krzywdę, nie powinienem tak ostro reagować. 

Chciała zrobić kolejne cięcie, ale wytrąciłem z jej dłoni ostry przedmiot i mocno ją przytuliłem. 

- Już wszystko dobrze, jestem przy tobie. Nie powinienem tak krzyczeć. Przepraszam, nie rób tego więcej. Proszę.
- Pomóż mi Harry, tylko tego chcę. 

Wychodząc od niej, upewniwszy się, że jest bezpieczna, zabrałem dragi leżące na stoliku, wszystkie żyletki oraz inne rzeczy, którymi mogła zrobić sobie krzywdę. Nikomu o tym nie powiedziałem, obiecałem jej to. 

Pomagałem jej każdego dnia i chyba działało. Mówiła, że jest lepiej, że zapomina o narkotykach, znowu. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Dowiedziałem się o zaginięciu jej brata. Kiedyś w ciężkich dla niej chwilach uciekała do alkoholu, żyletek bądź narkotyków. Teraz przychodziła do mnie albo Louisa. Z upływem kolejnych dni wiedziałem, że staje się dla mnie coraz ważniejsza. Z dnia na dzień zakochiwałem się w niej bardziej i bardziej, ale ona tego nie dostrzegała. Nadal tkwiła w przekonaniu, że miłości nie ma. Oczywiście nie mówiłem jej wprost, że mi się podoba, ale to wychodziło z różnych rozmów. Ale jeśli uwierzyła ponownie w przyjaźń, to dlaczego nie miałoby być tak z miłością?



*******
Zdziwieni? Na pewno. Cóż, dwa komentarze...lepsze to niż nic, ale mimo wszystko chciałabym zobaczyć przynajmniej dwa więcej. Niby komentarze to nie wszystko, ale skąd mam wiedzieć, co o tym myślicie, skoro się nie wypowiadacie na ten temat. Czy proszę o tak wiele? Do następnego. Byłabym wdzięczna jeśli byście zachęcili kogoś jeszcze do czytania tych moich bzdur, dziękuję za uwagę :3

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 11 "Patrzyłam na księżyc i wyobrażałam sobie normalne życie."



Kilka dni po tym, jak odpowiedziałam na list, Styles pojawił się w salonie, w którym przyjmowaliśmy gości. Siedział na krześle przy małym stoliku i rozglądał się niecierpliwie. Czułam się trochę, jak w więzieniu na odwiedzinach. Szłam w jego stronę i nie wiedziałam, o czym miałam z nim rozmawiać. Kiedy mnie zobaczył, odsunął gwałtownie krzesło i wstał. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Liczyłam na spojrzenie pełne pogardy i obrzydzenia, w sumie sama nie wiedziałam dlaczego. Niepewnie usiadłam naprzeciwko chłopaka. 

- Cześć – wydukał.
- Cześć.
- Jak się czujesz? 

Pierwszy raz od kiedy się tam znalazłam, ktoś zapytał się o moje samopoczucie. Może przez ten cały czas źle go oceniałam.

- Jest dobrze, mówią, że jeszcze trochę i będę mogła wrócić do domu.
- To tak jak Louis – Harry uśmiechnął się, a jego uśmiech wywołał mój.

Może nie powinnam skreślać go od samego początku. 

- Uśmiechnęłaś się do mnie, czy mam zwidy?
- Nie wydaje ci się. 

Rozmawialiśmy bardzo długo. Ku mojemu zdziwieniu mieliśmy wiele tematów do rozmów. Pożegnałam się z nim i wróciłam do swojego pokoju .

Położyłam się wygodnie na łóżku i od razu zasnęłam. Nie wiem, ile spałam, ale obudziłam się w środku nocy. Znowu to samo. Tak bardzo tego potrzebowałam. Przeszukałam całe pomieszczenie w nadziei znalezienia czegokolwiek. Po cichu otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz. Noc była dość ciepła. Świeże powietrze odrobinę mnie otrzeźwiło.  Patrzyłam na księżyc i wyobrażałam sobie normalne życie. 

Życie bez prochów, lecz z przyjaciółmi. Mimo wszystko, to nadal nie ustawało. Wróciłam do pokoju po telefon i ponownie zniknęłam na balkonie. Przymknęłam lekko drzwi i usiadłam na zimnych kafelkach. Musiałam z kimś porozmawiać, ściągnąć myśli na inny tor. Zadzwoniłam do Louisa, nie odbierał. Nie miałam innego wyjścia, wybrałam kolejny numer i czekałam. 

- Grace? – usłyszałam zaspany głos Harry’ego.
- Przepraszam, że dzwonię w środku nocy, ale znów nie mogę wytrzymać, ktoś musi ze mną rozmawiać, żebym o tym zapomniała, a Louis nie odbiera. Jesteś na mnie zły?
- Nigdy w życiu, dobrze zrobiłaś dzwoniąc do mnie. 

Przegadałam z nim całą noc. Nigdy się tego nie spodziewałam. Dni mijały szybko i bez zbędnych problemów. Pisałam z Louisem, Harry mnie odwiedzał. Było dobrze, znowu zaczynałam normalnie funkcjonować
 
Jakie to życie jest dziwne, jednego dnia nienawidzę pewnych osób, a już następnego są moimi przyjaciółmi. 

Już nie tylko Louisa tak traktowałam, zaprzyjaźniłam się również z Harrym. Wszystko wydawało się być już dobrze.

Nadszedł ten wyczekiwany dzień, miałam wrócić do domu. 

Pożegnałam się ze wszystkimi i wszyłam przed budynek. Długo nie czekałam, zaraz po moim opuszczeniu ośrodka pojawił się samochód Harry’ego, a w nim obaj moi przyjaciele. 

Tomlinson wysiadł z samochodu, podszedł do mnie i mocno przytulił. Nie wzbraniałam się przed tym, chciałam poczuć czyjąś bliskość, zrozumiałam wtedy, że naprawdę mogę komuś zaufać.

- Louis, tak się cieszę, że cię widzę!
- Ja też, ale teraz chodź, bo Harry zaraz zniesie jajko.

Usiadłam z tyłu z przyjacielem. Przegadaliśmy całą drogę. On miał już szkołę za sobą i mógł dołączyć do reszty chłopaków w ich wspólnym domu bez obaw, że za kilka dni zaczyna się szkoła. Jednak ja i Harry mieliśmy rozpocząć ostatnią klasę.

Moja mama rozkleiła się, kiedy tylko weszłam do domu. Mówiła, jak dobrze teraz wyglądam, że się zmieniłam. Wiedziałam o tym. Pierwszy raz od długiego czasu przeszłam przez próg z uśmiechem na ustach, byłam inną osobą. Chociaż może wcale się nie zmieniłam, tylko pokazałam to wszystko, co chowałam wewnątrz siebie, te wszystkie tłumione uczucia i emocje. 

Nie myślałam już o narkotykach, chciałam tylko widywać się z przyjaciółmi, rysować, słuchać muzyki, jak każda normalna nastolatka. Wszystko co było, odeszło w zapomnienie.
Usiadłam na łóżku rozglądając się po dawno niewidzianym pokoju. Nic się nie zmieniło, musiałam tam posprzątać, ale postanowiłam zrobić to później, kiedy w końcu uporam się z nową Grace. 

Te kilka dni minęło bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, szłam z Harrym w stronę szkoły na rozpoczęcie.

- To już ostatni rok, jak ja się cieszę – jęknęłam, kiedy przeszliśmy przez bramę.
- Tak, egzaminy, bal i koniec. Trzeba wybrać jakieś studia.
- Chcesz studiować? – zrobiłam zaciekawioną minę.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Spokojnie, mam czas. Dowiem się. To jak, co byś chciał studiować?
- Jeszcze nie zdecydowałem.
- Okej, jak już się namyślisz, to mi powiedz. A teraz cicho, dyrektor się na nas dziwnie patrzy. 

Po rozpoczęciu poszłam do chłopców, naprawdę fajnie się urządzili. Każdy miał swój pokój, do tego salon, pokój gościnny, kuchnia i trzy łazienki. Nie mam pojęcia, jak oni uzbierali kasę na to wszystko. 

********
Cześć, dodaję nowy, dziękuję za te dwa komentarze, zawsze lepsze to niż nic, ale w głębi serca liczyłam na trochę więcej. Widzimy się niedługo ;)

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 10 "Był to okres oczyszczenia, gdzie sufit pozostawał tylko sufitem i trochę uspokajał moje skołatane nerwy."



Poszedłem do Tommo porozmawiać o jego ćpaniu. Do środka wpuściła mnie jego mam, którą spotkałem po drodze, gdy wracała z nocnej zmiany. Wszedłem na schody. Przed pokojem stał Louis owinięty w kołdrę. Nie wiedziałem, co się działo. Po chwili otrzymałem odpowiedź na moje jeszcze niezadane pytanie. Z  pomieszczenia, przed którym koczował Louis, wyszła Grace. Czy oni ze sobą spali? Czy w ogóle mieli jakąkolwiek świadomość?

Kiedy to wszystko zobaczyłem, zrobiło mi się trochę przykro, może rzeczywiście ta dziewczyna mi się podobała. 

- Harry, to nie tak, jak myślisz.
- A jak? Zresztą nieważne, musimy pogadać. 

Weszliśmy do jego pokoju, usiadłem wygodnie na fotelu i czekałem, aż szatyn wróci z łazienki. Nie wiedziałem od czego zacząć. Może i wydawałem się spokojny i opanowany, ale w środku umierałem się ze strachu. 

- Louis, ja o wszystkim wiem.
- W sensie, że o czym?
- O tobie i Grace.
- Przecież mówiłem, że nic nas nie łączy.
- Łączy was nałóg i sądzę, że coś jeszcze. 

Otworzył szerzej oczy, nie wiedząc co powiedzieć machnął ręką. 

- Oj, Hazza, co ty za bzdury wygadujesz.
- Wiedziałem, że będziesz zaprzeczał, więc zrobiłem kilka zdjęć. Musisz dać sobie pomóc, ona też.
- Wybacz mi, że nic ci nie powiedziałem, po prostu się bałem. Tylko Grace wiedziała.
- Nie gniewam się, ale powiedz mi jedno, czy spotykasz się z nią tylko po ty by ćpać?
- Nie, Grace jest moją przyjaciółką.

Usiadł na łóżku i opuścił głowę, było mi go tak szkoda. 

Nie mogłem tak tego zostawić, musiałem im za wszelką cenę pomóc.

Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do Grace. Stanąłem zdenerwowany pod drzwiami. Niepewnie nacisnąłem dzwonek i czekałem, aż ktoś się przed nami pojawi. Po kilku chwilach wrota się uchyliły i wyjrzała zza nich rudowłosa dziewczyna. Kiedy nas zobaczyła, bardzo się zdziwiła. 

- Czego chcecie?
- Porozmawiać.
- O czym? Mówcie.
- Może pójdziemy do twojego pokoju? – Louis spojrzał na nią.

Dziewczyna wahała się chwilę, po czym wpuściła nas do środka. Jej pokój znajdował się na samej górze. Przypominał pokój mojego przyjaciela, totalne pobojowisko. Porozrzucane ciuchy, było tam wszystko. Usiadłem na fotelu, Grace i Louis na łóżku.

- Co jest tak ważne, że przychodzicie z tym do mnie?
- Harry wie.
- O czym wie?
- O nas.
- Jakich nas?
- O naszym ćpaniu, Grace. Widział nas wczoraj, patrzył na to, jak oboje się staczamy na samo dno. A potem co? Ty budzisz się w moim łóżku i żadne z nas nie wie, jak do tego doszło. Czy potrzebujesz czegoś więcej?
- Louis, przecież wiesz, że zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę. Wiem, że to cholernie złe, ale sam wiesz, jak jest. Ty jedyny wiesz, jak to jest być mną.
- Wiecie co, pomogę wam. Musicie iść tylko na jakiś odwyk. Najlepiej do dwóch osobnych ośrodków, już ja o to zadbam.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- To jedyny pomysł. Po zakończeniu roku, czyli za trzy dni osobiście was tam pozawożę. Nie ma żadnego ale, jeśli będę musiał, zaciągnę was tam siłą. 

W końcu się zdecydowali, teraz trzeba było tylko czekać. 

**

Nadszedł ten dzień, zakończenie roku szkolnego. Udałam się na nie niechętnie, bo wiedziałam, że zaraz po nim Harry zabiera mnie i Louisa do tych śmiesznych ośrodków. Wątpiłam w to, że ktokolwiek mógł mi pomóc. Nie chciałam tam jechać ze względu na to, iż będę znowu sama. Nie będzie Louisa, z którym przez ten czas zdążyłam się zaprzyjaźnić. A w nawiązywaniu nowych znajomości byłam gorzej niż beznadziejna. No, ale klamka zapadła, zgodziłam się, nie było odwrotu. 

Chciałam mieć to już za sobą. Wyobrażałam sobie, jak wychodzę po tych dwóch miesiącach i już nic mnie nie dręczy, uśmiecham się. Spotykam Louisa i wszystko wraca do normy. 

Czekałam przed domem na chłopaków, usiadłam na torbie, bo trochę się spóźniali. Już miałam ochotę zrezygnować i wrócić do domu, kiedy na horyzoncie zobaczyłam samochód Harry’ego. Nie, wtedy już nie mogłam tego zrobić, widzieli mnie i pomyśleliby, że stchórzyłam. 

Wsiadłam do auta bez słowa, zapięłam pasy i patrzyłam w okno. W myślach żegnałam się z tą okolicą, z wypadami do parku. Z tymi wszystkimi złymi rzeczami, od których właśnie uciekałam. Podjęłam walkę o nowe, lepsze życie i nie zamierzałam jej zmarnować. 

Postanowiłam próbować, a jakby się nie udało, to trudno. 

Louis wysiadł pierwszy, zostałam sama ze Styles’em.

- Może chcesz usiąść do przodu?
- Nie, dzięki, tu mi dobrze. 

Nadal nie darzyłam go większą sympatią, więc ani myślałam, by siadać tak blisko niego. Już sam fakt, że musiałam przebywać z nim w jednym samochodzie mnie denerwował. 

W końcu dotarliśmy na miejsce. Wyjęłam torbę z bagażnika i z przerażeniem patrzyłam na wielki budynek. Miałam mieszane uczucia, z jednej strony chciałam już tam być, z drugiej zaś wziąć nogi za pas i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Nie zrobiłam niczego. Stałam, jakby mnie ktoś przykleił do ziemi i patrzyłam tępo na ośrodek. 

- No, Grace, nie bój się. Będzie dobrze.
- Nie mów mi jak będzie, nie wiesz tego – spojrzałam na niego od niechcenia i poszłam przed siebie. 

Powinnam być mu wdzięczna, że próbował mi pomóc, ale jakoś nie umiałam się co do niego przemóc. Coś mnie blokowało, kiedy na niego patrzyłam. Nie potrafiłam być dla niego miła. Nie ukrywam, że czasami po prostu miałam wielką ochotę podejść do niego, podziękować i spojrzeć, jak na człowieka, którego darzę szacunkiem.

Pierwszy tydzień spędzony w ośrodku był dla mnie koszmarem. Tak bardzo potrzebowałam narkotyków, wariowałam. Potrafiłam siedzieć całymi dniami na łóżku i kołysać się, by tylko nie myśleć o dragach, o moich magicznych tabletkach, które pozwalały mi odciąć się od otaczającego mnie świata, od ludzi, którzy nic o mnie nie wiedzieli, którzy mnie nie rozumieli.
Pewnej nocy postanowiłam napisać list do Louisa. 

„Cześć, Louis. Jak się czujesz? Ze mną nie jest najlepiej. Co chwilę przeszukuję od nowa pokój, w nadziei znalezienia choćby jednej tabletki, jakichś pozostałości po niej. Niestety nigdy nic nie znajduję. Wszystko jest dokładnie wyczyszczone. Jestem bezsilna. Ale chyba właśnie o to chodziło. Musimy w końcu być czyści. Trzymasz się jakoś? Nie wierzę, że to piszę, ale stęskniłam się. Jesteś jedyną osobą, której zaufałam po stracie Inez. Mam nadzieję, że nie popełniłam błędu…”

Szybko złożyłam kartkę papieru, bo do pokoju weszła moja współlokatorka.
Mieszkałam z jakąś dziewczyną, która nigdy nie wiedziała, gdzie położyła swoje rzeczy. Miałam dość ciągłego przypominania jej o tym. Nie wiem, czy robiła to po to, by mnie zdenerwować, czy rzeczywiście nie była świadoma, jak bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem. 

Wieczorem, kiedy szłam na kolację, podrzuciłam list jednej z opiekunek, by dostarczyła go do Louisa. Miałam wielkie szczęście, bo to była jedyna przyjazna mi tu osoba. Kobieta ucieszyła się, że utrzymywałam z kimś kontakt, tym bardziej, gdy dowiedziała się, że ową osobą był chłopak. Ile to ja razy mówiłam jej, że to tylko przyjaciel i wiele razem przeszliśmy. Mimo moim zaprzeczeniom nie wierzyła, że nic nas nie łączyło. W sumie to prawda, łączyła nas przyjaźń, ale ona liczyła na jakieś większe uczucie. Czasami denerwowała mnie tymi swoimi gadkami, ale była jedyną osobą, z którą tam rozmawiałam, więc nie chciałam tego wszystkiego psuć. 

Z dniem, kiedy zostawiłam Harry’ego przy samochodzie, a Louis był już w swoim ośrodku, poczułam potrzebę obecności kogokolwiek. Już nie chciałam odpychać ludzi.
Samotność, którą tak pielęgnowałam przez ostatnie lata, przestała mnie satysfakcjonować i zrozumiałam, że to wszystko nie miało sensu. Przecież każdy człowiek potrzebuje być kimś i dla kogoś. Pragnie też, by to przy nim ktoś był.

Starałam się ile sił, ale czasami moje stare nawyki powracały, ilekroć Louis prosił mnie w listach, żebym zgodziła się na wizytę Harry’ego, odmawiałam. 

Kiedyś musiał nadejść ten przełomowy moment, dzień, w którym zgodziłam się na jego odwiedziny.

Siedziałam w pokoju i czytałam list od Tomlinsona. 

„ Cześć, Grace” Jak się masz? Co nowego? Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko miesiąc i się stąd wydostaniemy. Znowu zobaczymy nasze rodziny, siebie. Wiesz, że planowaliśmy z chłopakami zamieszkać wszyscy razem? Udało się! Wychodzę stąd i od razu zabieram rzeczy do nowego domu.  Ale nie o tym chciałem pisać. Jak zwykle zbaczam z tematu. Grace, Harry bardzo chciałby z tobą porozmawiać. Zgódź się. To dla niego ważne, zresztą dla mnie też. Cholernie ważne.”

Po przeczytaniu tego listu, coś mnie tknęło. Postanowiłam, że pozwolę na odwiedziny Styles’a. Przecież to jemu zawdzięczałam moją obecność w tym miejscu. Może mu podziękuję, a może wydrę się na niego i zwyzywam od najgorszych. Kto wie, jaki będę miała nastrój, kiedy się zjawi. Odpowiedziałam na list przyjaciela i położyłam się na łóżko, wkładając ręce pod głowę. Wpatrywałam się w sufit, jednak nie był to już czas, kiedy patrzyłam na ścianę i widziałam na niej niezidentyfikowane obiekty. Był to okres oczyszczenia, gdzie sufit pozostawał tylko sufitem i trochę uspokajał moje skołatane nerwy. 

Przez krótką chwilę moje myśli krążyły jeszcze wokół narkotyków. Byłam na dobrej drodze. Jeszcze tak niewiele zostało i miałam wrócić do domu. 


******
Cześć wam, widzę, że coraz mniej osób to czyta, więc postaram się, jak najszybciej zakończyć tego bloga. Miło by było zobaczyć kilka komentarzy. Do następnego.