Szkoła się zaczęła, a co się z tym wiązało nauka i siedzenie
po nocach nad książkami. W tygodniu rzadko widywałam się z kimkolwiek, nie
licząc Harry’ego. Całkowicie oddałam się nauce, gdyż w przyszłości chciałam
zostać weterynarzem. W weekendy chodziłam do chłopców, z czego moi rodzice nie
byli zbyt zadowoleni. Pięciu facetów i jedna dziewczyna, jak to mawiał mój
ojciec. Co on myślał, że co my tam robiliśmy?
Nie wiem co oni myśleli, ale na pewno nie byli zbyt uczciwi
wobec mnie, zero zaufania.
W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Na moje szczęście był
to piątek i od razu po szkole poszłam z Hazzą do nich.
Jednak chłopak zboczył z drogi i pociągnął mnie w zupełnie
innym kierunku. Złapał mnie za nadgarstek i ciągnął gdzieś w głąb miasta.
- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz, mam dla ciebie prezent.
- Oooo, to urocze. Ale daleko jeszcze?
- Nie, już jesteśmy.
Weszliśmy do jakiegoś budynku, jak się potem okazało, do
schroniska. Oh, zawsze chciałam mieć kotka, o czym mu kiedyś wspominałam, ale
nie spodziewałam się, że to dla mnie zrobi.
- Harry…
- Wiem, że to nie sklep zoologiczny, ale…
- Nie, nie o to chodzi, lepiej, że jest to schronisko, wolę
takiego kociaka.
- Serio?
- Tak.
- Wiesz, pozwoliłem sobie już jednego dla ciebie wybrać. Jak
będziesz chciała innego, to powiedz.
Jakaś dziewczyna przyniosła małego, rudego koteczka.
- Oh, jest idealny, Harry. Dziękuję, jesteś najlepszym
przyjacielem pod słońcem. Oczywiście bez urazy dla Louisa – pocałowałam go w
policzek i mocno przytuliłam.
Nie wiem kiedy się taka stałam. Wesoła i odważna. Moja
przemiana była widoczna, ale niepełna. Przy nich byłam tą nową Grace, ale przy
obcych stawałam się taka, jak kiedyś, odpychająca, oschła, unikająca
jakiegokolwiek kontaktu.
Harry trochę zdziwił się moim zachowaniem, nie miałam mu
tego za złe.
Mijały dni i tygodnie, a ja coraz więcej czasu spędzałam z
Louisem i Harrym. Bardzo się z nimi zżyłam. Louis na nowo pokazał mi czym jest
przyjaźń. Przy nim czułam się najlepiej, byłam w pełni sobą. Jeśli chodzi o
Harry’ego, jeszcze do końca mi to nie wychodziło. Bałam się mu powiedzieć wielu
rzeczy, okazywać pewnych uczuć, przy nim bądź jemu. Po prostu była we mnie
jeszcze jakaś blokada względem jego osoby.
Spacerowałam z
Louisem po parku.
- Napiłabym się kawy.
- Ja też, poczekaj, zaraz pójdę kupić. Będę za kilka minut. Nie ruszaj się stąd.
- Tak jest, kapitanie!
Stałam pod drzewem i bawiłam się telefonem, kiedy poczułam
czyjąś obecność.
Myślałam, że to Louis chciał mnie nastraszyć, więc
uśmiechnięta podniosłam wzrok. Od razu odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał
jakiś facet, a kiedy przyjrzałam mu się uważniej, rozpoznałam w nim mężczyznę,
który kiedy mi groził. Który uwziął się na mnie, bo broniłam biednego
zwierzaka.
- Doniosłaś na mnie. Siedziałem dwa miesiące, co ty sobie
myślisz, że ujdzie ci to płazem mała szmato? Mylisz się! – wyjął nóż spod
płaszcza.
- Co pan robi, niech pan się odczepi.
- Pożałujesz.
Machnął srebrnym przedmiotem, który rozciął rękaw i skórę na
moim ramieniu. Rana była dość głęboka i strasznie bolała. Od razu poczułam, jak
po mojej ręce ścieka krew. Mężczyzna zamachnął się po raz kolejny i zanim
zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, przejechał ostrym narzędziem po moim udzie,
na którym pojawiła się o wiele gorsza rana. Noga tak mnie bolała, że nie mogłam
ustać i runęłam na ziemię zasłaną kolorowymi liśćmi. Człowiek stojący nade mną
z obłędem w oczach zamachnął się ponownie i wtedy usłyszałam Louisa.
- Zostaw ją, dzwonię na policję. Odsuń się od niej psycholu!
Facet uciekł od razu, jak go zobaczył.
- Matko boska, Grace. Jedziemy natychmiast do szpitala. Nie,
nie wstawaj, zaniosę cię do samochodu.
Opatrzyli mi obie rany, potem udaliśmy się na policję.
Miałam nadzieję, że teraz zatrzymają go na dłużej. Ten człowiek był naprawdę
niebezpieczny.
- Jak Harry to zobaczy, naprawdę się zmartwi.
- Daj spokój. Jestem tylko jego przyjaciółką.
- Tylko? Przyjaźnisz się z nim i on to bardzo ceni. Nie
wiesz, jak bardzo cię lubi i szanuje. Jesteś dla niego jedną z ważniejszych
osób.
- Przestań gadać takie głupoty, więcej czasu i tak spędza z
Clarie, więc chyba jestem jego przyjaciółką, ale nie najlepszą.
- A wiesz, dlaczego spędza z nią tyle czasu?
- Nie, nie mam pojęcia.
- On chce wzbudzić w tobie zazdrość.
- No chyba żartujesz. Przecież nie musi, po co? Nie
przestanę go lubić od tak. Louis, to głupie.
- Też tak uważam, ale do niego to nie dociera.
Weszłam do salonu lekko kulejąc. Harry natychmiast podniósł
się z fotela.
- Grace, co się stało? Dlaczego masz zakrwawione i pocięte
ubranie?!
- Długa historia.
I powiedziałam mu wszystko, jak było od samego początku. Na
końcu mocno mnie przytulił i przez dłuższy czas nie chciał puścić.
- Harry, już dobrze, dusisz mnie.
- Wybacz, zdenerwowałem się trochę. Jak można być takim
gnojem, to ja nie mam pojęcia.
Po tym niemiłym incydencie postanowiłam posprzątać w pokoju.
Kiedy już wszystko było na swoim miejscu, podeszłam do
szafki przy łóżku, otworzyłam szufladę, po czym wysypałam zawartość na łóżko.
Coś spadło na podłogę. Schyliłam się i ujrzałam mały woreczek, a w nim trzy
tabletki. Natychmiast go podniosłam i wrzuciłam do śmietnika. Poszłam do
łazienki, oblałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Nie mogłam tego
zrobić, nie. Już tak daleko zaszłam, nie mogłam zmarnować tych dwóch miesięcy,
nie mogłam teraz niczego zaprzepaścić.
Pochowałam rzeczy do szuflady, usiadłam na łóżku i zaczęłam
czytać książkę. Próbowałam czymś zająć myśli, ale to nie dawało mi spokoju. Co
chwilę spoglądałam na malutki kosz stojący niedaleko mnie. Rzuciłam książkę na
podłogę. Wygrzebałam woreczek ze śmietnika i zażyłam trzy tabletki. Poczułam
znajome ciepło, spokój, a potem wielki wybuch. Poczułam, jakby odwiedził mnie
dawno niewidziany przyjaciel. Pierwszy raz od kilku miesięcy odleciałam.
I właśnie tak wszystko zaczęło się od nowa. Tym razem dobrze
to ukrywałam przed przyjaciółmi. Zauważyli, że trochę się zmieniłam,
wypytywali, ale za każdym razem udawało mi się ich zmylić. Louis był czujny.
Wszystko byłoby dalej dobrze, gdyby pewnego dnia nie
zadzwonili z Hiszpanii z wiadomością, że mój brat zaginął. Nie pojawiał się od
miesiąca w pracy. Nie myśląc o niczym innym, pobiegłam do parku, by spotkać się
z Markiem. Kupiłam to co zawsze. Schowałam narkotyki do kieszeni i niczego nieświadoma
odwróciłam się. Moje oczy momentalnie zapełniły się łzami. Zobaczyłam
Harry’ego, który patrzył na mnie z obrzydzeniem i odrazą. Podbiegł do mnie.
- Co ty wyprawiasz?
- Ja przepraszam, ja nie chciałam, ale to było ode mnie
silniejsze. To już trwa jakiś miesiąc. Przepraszam. Znalazłam kilka w domu i nie umiałam się powstrzymać.
- My się o ciebie martwimy, troszczymy, a ty nas tak
oszukujesz?! Jak możesz. Jesteś beznadziejna!
- Ja… przepraszam – rozpłakałam się i pobiegłam do domu.
Jego słowa naprawdę mnie zabolały.
Rzuciłam woreczek na stolik i weszłam do łazienki. Kolejny
nawyk powrócił. Wyjęłam żyletkę, usiadłam pod wanną i zaczęłam mocno ciąć ręce,
płacząc i przepraszając. Chciałam się za to wszystko ukarać.
**
Jak ja mogłem tak na nią nawrzeszczeć.
Jej była potrzebna pomoc, a ja zafundowałem jej tylko mnóstwo przykrości.
Jesteś takim idiotą Styles! Ruszyłem za nią, wtargnąłem do jej domu i pobiegłem
na górę. Była w łazience pod wanną, w ręce trzymała żyletkę. Płakała. W jednej
chwili świat mi się zawalił, przecież ona mogła zrobić sobie większą krzywdę,
nie powinienem tak ostro reagować.
Chciała zrobić kolejne cięcie,
ale wytrąciłem z jej dłoni ostry przedmiot i mocno ją przytuliłem.
- Już wszystko dobrze, jestem
przy tobie. Nie powinienem tak krzyczeć. Przepraszam, nie rób tego więcej.
Proszę.
- Pomóż mi Harry, tylko tego
chcę.
Wychodząc od niej, upewniwszy
się, że jest bezpieczna, zabrałem dragi leżące na stoliku, wszystkie żyletki
oraz inne rzeczy, którymi mogła zrobić sobie krzywdę. Nikomu o tym nie
powiedziałem, obiecałem jej to.
Pomagałem jej każdego dnia i
chyba działało. Mówiła, że jest lepiej, że zapomina o narkotykach, znowu.
Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Dowiedziałem się o zaginięciu jej
brata. Kiedyś w ciężkich dla niej chwilach uciekała do alkoholu, żyletek bądź
narkotyków. Teraz przychodziła do mnie albo Louisa. Z upływem kolejnych dni
wiedziałem, że staje się dla mnie coraz ważniejsza. Z dnia na dzień
zakochiwałem się w niej bardziej i bardziej, ale ona tego nie dostrzegała.
Nadal tkwiła w przekonaniu, że miłości nie ma. Oczywiście nie mówiłem jej
wprost, że mi się podoba, ale to wychodziło z różnych rozmów. Ale jeśli
uwierzyła ponownie w przyjaźń, to dlaczego nie miałoby być tak z miłością?
*******
Zdziwieni? Na pewno. Cóż, dwa komentarze...lepsze to niż nic, ale mimo wszystko chciałabym zobaczyć przynajmniej dwa więcej. Niby komentarze to nie wszystko, ale skąd mam wiedzieć, co o tym myślicie, skoro się nie wypowiadacie na ten temat. Czy proszę o tak wiele? Do następnego. Byłabym wdzięczna jeśli byście zachęcili kogoś jeszcze do czytania tych moich bzdur, dziękuję za uwagę :3