sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 10 "Był to okres oczyszczenia, gdzie sufit pozostawał tylko sufitem i trochę uspokajał moje skołatane nerwy."



Poszedłem do Tommo porozmawiać o jego ćpaniu. Do środka wpuściła mnie jego mam, którą spotkałem po drodze, gdy wracała z nocnej zmiany. Wszedłem na schody. Przed pokojem stał Louis owinięty w kołdrę. Nie wiedziałem, co się działo. Po chwili otrzymałem odpowiedź na moje jeszcze niezadane pytanie. Z  pomieszczenia, przed którym koczował Louis, wyszła Grace. Czy oni ze sobą spali? Czy w ogóle mieli jakąkolwiek świadomość?

Kiedy to wszystko zobaczyłem, zrobiło mi się trochę przykro, może rzeczywiście ta dziewczyna mi się podobała. 

- Harry, to nie tak, jak myślisz.
- A jak? Zresztą nieważne, musimy pogadać. 

Weszliśmy do jego pokoju, usiadłem wygodnie na fotelu i czekałem, aż szatyn wróci z łazienki. Nie wiedziałem od czego zacząć. Może i wydawałem się spokojny i opanowany, ale w środku umierałem się ze strachu. 

- Louis, ja o wszystkim wiem.
- W sensie, że o czym?
- O tobie i Grace.
- Przecież mówiłem, że nic nas nie łączy.
- Łączy was nałóg i sądzę, że coś jeszcze. 

Otworzył szerzej oczy, nie wiedząc co powiedzieć machnął ręką. 

- Oj, Hazza, co ty za bzdury wygadujesz.
- Wiedziałem, że będziesz zaprzeczał, więc zrobiłem kilka zdjęć. Musisz dać sobie pomóc, ona też.
- Wybacz mi, że nic ci nie powiedziałem, po prostu się bałem. Tylko Grace wiedziała.
- Nie gniewam się, ale powiedz mi jedno, czy spotykasz się z nią tylko po ty by ćpać?
- Nie, Grace jest moją przyjaciółką.

Usiadł na łóżku i opuścił głowę, było mi go tak szkoda. 

Nie mogłem tak tego zostawić, musiałem im za wszelką cenę pomóc.

Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do Grace. Stanąłem zdenerwowany pod drzwiami. Niepewnie nacisnąłem dzwonek i czekałem, aż ktoś się przed nami pojawi. Po kilku chwilach wrota się uchyliły i wyjrzała zza nich rudowłosa dziewczyna. Kiedy nas zobaczyła, bardzo się zdziwiła. 

- Czego chcecie?
- Porozmawiać.
- O czym? Mówcie.
- Może pójdziemy do twojego pokoju? – Louis spojrzał na nią.

Dziewczyna wahała się chwilę, po czym wpuściła nas do środka. Jej pokój znajdował się na samej górze. Przypominał pokój mojego przyjaciela, totalne pobojowisko. Porozrzucane ciuchy, było tam wszystko. Usiadłem na fotelu, Grace i Louis na łóżku.

- Co jest tak ważne, że przychodzicie z tym do mnie?
- Harry wie.
- O czym wie?
- O nas.
- Jakich nas?
- O naszym ćpaniu, Grace. Widział nas wczoraj, patrzył na to, jak oboje się staczamy na samo dno. A potem co? Ty budzisz się w moim łóżku i żadne z nas nie wie, jak do tego doszło. Czy potrzebujesz czegoś więcej?
- Louis, przecież wiesz, że zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę. Wiem, że to cholernie złe, ale sam wiesz, jak jest. Ty jedyny wiesz, jak to jest być mną.
- Wiecie co, pomogę wam. Musicie iść tylko na jakiś odwyk. Najlepiej do dwóch osobnych ośrodków, już ja o to zadbam.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- To jedyny pomysł. Po zakończeniu roku, czyli za trzy dni osobiście was tam pozawożę. Nie ma żadnego ale, jeśli będę musiał, zaciągnę was tam siłą. 

W końcu się zdecydowali, teraz trzeba było tylko czekać. 

**

Nadszedł ten dzień, zakończenie roku szkolnego. Udałam się na nie niechętnie, bo wiedziałam, że zaraz po nim Harry zabiera mnie i Louisa do tych śmiesznych ośrodków. Wątpiłam w to, że ktokolwiek mógł mi pomóc. Nie chciałam tam jechać ze względu na to, iż będę znowu sama. Nie będzie Louisa, z którym przez ten czas zdążyłam się zaprzyjaźnić. A w nawiązywaniu nowych znajomości byłam gorzej niż beznadziejna. No, ale klamka zapadła, zgodziłam się, nie było odwrotu. 

Chciałam mieć to już za sobą. Wyobrażałam sobie, jak wychodzę po tych dwóch miesiącach i już nic mnie nie dręczy, uśmiecham się. Spotykam Louisa i wszystko wraca do normy. 

Czekałam przed domem na chłopaków, usiadłam na torbie, bo trochę się spóźniali. Już miałam ochotę zrezygnować i wrócić do domu, kiedy na horyzoncie zobaczyłam samochód Harry’ego. Nie, wtedy już nie mogłam tego zrobić, widzieli mnie i pomyśleliby, że stchórzyłam. 

Wsiadłam do auta bez słowa, zapięłam pasy i patrzyłam w okno. W myślach żegnałam się z tą okolicą, z wypadami do parku. Z tymi wszystkimi złymi rzeczami, od których właśnie uciekałam. Podjęłam walkę o nowe, lepsze życie i nie zamierzałam jej zmarnować. 

Postanowiłam próbować, a jakby się nie udało, to trudno. 

Louis wysiadł pierwszy, zostałam sama ze Styles’em.

- Może chcesz usiąść do przodu?
- Nie, dzięki, tu mi dobrze. 

Nadal nie darzyłam go większą sympatią, więc ani myślałam, by siadać tak blisko niego. Już sam fakt, że musiałam przebywać z nim w jednym samochodzie mnie denerwował. 

W końcu dotarliśmy na miejsce. Wyjęłam torbę z bagażnika i z przerażeniem patrzyłam na wielki budynek. Miałam mieszane uczucia, z jednej strony chciałam już tam być, z drugiej zaś wziąć nogi za pas i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Nie zrobiłam niczego. Stałam, jakby mnie ktoś przykleił do ziemi i patrzyłam tępo na ośrodek. 

- No, Grace, nie bój się. Będzie dobrze.
- Nie mów mi jak będzie, nie wiesz tego – spojrzałam na niego od niechcenia i poszłam przed siebie. 

Powinnam być mu wdzięczna, że próbował mi pomóc, ale jakoś nie umiałam się co do niego przemóc. Coś mnie blokowało, kiedy na niego patrzyłam. Nie potrafiłam być dla niego miła. Nie ukrywam, że czasami po prostu miałam wielką ochotę podejść do niego, podziękować i spojrzeć, jak na człowieka, którego darzę szacunkiem.

Pierwszy tydzień spędzony w ośrodku był dla mnie koszmarem. Tak bardzo potrzebowałam narkotyków, wariowałam. Potrafiłam siedzieć całymi dniami na łóżku i kołysać się, by tylko nie myśleć o dragach, o moich magicznych tabletkach, które pozwalały mi odciąć się od otaczającego mnie świata, od ludzi, którzy nic o mnie nie wiedzieli, którzy mnie nie rozumieli.
Pewnej nocy postanowiłam napisać list do Louisa. 

„Cześć, Louis. Jak się czujesz? Ze mną nie jest najlepiej. Co chwilę przeszukuję od nowa pokój, w nadziei znalezienia choćby jednej tabletki, jakichś pozostałości po niej. Niestety nigdy nic nie znajduję. Wszystko jest dokładnie wyczyszczone. Jestem bezsilna. Ale chyba właśnie o to chodziło. Musimy w końcu być czyści. Trzymasz się jakoś? Nie wierzę, że to piszę, ale stęskniłam się. Jesteś jedyną osobą, której zaufałam po stracie Inez. Mam nadzieję, że nie popełniłam błędu…”

Szybko złożyłam kartkę papieru, bo do pokoju weszła moja współlokatorka.
Mieszkałam z jakąś dziewczyną, która nigdy nie wiedziała, gdzie położyła swoje rzeczy. Miałam dość ciągłego przypominania jej o tym. Nie wiem, czy robiła to po to, by mnie zdenerwować, czy rzeczywiście nie była świadoma, jak bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem. 

Wieczorem, kiedy szłam na kolację, podrzuciłam list jednej z opiekunek, by dostarczyła go do Louisa. Miałam wielkie szczęście, bo to była jedyna przyjazna mi tu osoba. Kobieta ucieszyła się, że utrzymywałam z kimś kontakt, tym bardziej, gdy dowiedziała się, że ową osobą był chłopak. Ile to ja razy mówiłam jej, że to tylko przyjaciel i wiele razem przeszliśmy. Mimo moim zaprzeczeniom nie wierzyła, że nic nas nie łączyło. W sumie to prawda, łączyła nas przyjaźń, ale ona liczyła na jakieś większe uczucie. Czasami denerwowała mnie tymi swoimi gadkami, ale była jedyną osobą, z którą tam rozmawiałam, więc nie chciałam tego wszystkiego psuć. 

Z dniem, kiedy zostawiłam Harry’ego przy samochodzie, a Louis był już w swoim ośrodku, poczułam potrzebę obecności kogokolwiek. Już nie chciałam odpychać ludzi.
Samotność, którą tak pielęgnowałam przez ostatnie lata, przestała mnie satysfakcjonować i zrozumiałam, że to wszystko nie miało sensu. Przecież każdy człowiek potrzebuje być kimś i dla kogoś. Pragnie też, by to przy nim ktoś był.

Starałam się ile sił, ale czasami moje stare nawyki powracały, ilekroć Louis prosił mnie w listach, żebym zgodziła się na wizytę Harry’ego, odmawiałam. 

Kiedyś musiał nadejść ten przełomowy moment, dzień, w którym zgodziłam się na jego odwiedziny.

Siedziałam w pokoju i czytałam list od Tomlinsona. 

„ Cześć, Grace” Jak się masz? Co nowego? Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko miesiąc i się stąd wydostaniemy. Znowu zobaczymy nasze rodziny, siebie. Wiesz, że planowaliśmy z chłopakami zamieszkać wszyscy razem? Udało się! Wychodzę stąd i od razu zabieram rzeczy do nowego domu.  Ale nie o tym chciałem pisać. Jak zwykle zbaczam z tematu. Grace, Harry bardzo chciałby z tobą porozmawiać. Zgódź się. To dla niego ważne, zresztą dla mnie też. Cholernie ważne.”

Po przeczytaniu tego listu, coś mnie tknęło. Postanowiłam, że pozwolę na odwiedziny Styles’a. Przecież to jemu zawdzięczałam moją obecność w tym miejscu. Może mu podziękuję, a może wydrę się na niego i zwyzywam od najgorszych. Kto wie, jaki będę miała nastrój, kiedy się zjawi. Odpowiedziałam na list przyjaciela i położyłam się na łóżko, wkładając ręce pod głowę. Wpatrywałam się w sufit, jednak nie był to już czas, kiedy patrzyłam na ścianę i widziałam na niej niezidentyfikowane obiekty. Był to okres oczyszczenia, gdzie sufit pozostawał tylko sufitem i trochę uspokajał moje skołatane nerwy. 

Przez krótką chwilę moje myśli krążyły jeszcze wokół narkotyków. Byłam na dobrej drodze. Jeszcze tak niewiele zostało i miałam wrócić do domu. 


******
Cześć wam, widzę, że coraz mniej osób to czyta, więc postaram się, jak najszybciej zakończyć tego bloga. Miło by było zobaczyć kilka komentarzy. Do następnego. 

2 komentarze:

  1. dobra to teraz będzie się działo :DD jak już wyjdzie z odwyku i pogada z Harrym :DD yeeey
    dziękuuję że dodałaś lek na moją nudę ^^
    och i nie przejmuj się komentarzami.. większość zwykle nie dodaje wgl komentarzy tylko czyta samą treść.. (np ja na większości blogów xd)
    No to teraz tylko powolny proces zaufania Harremu i love ^___^ heh czekam na następny :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. nie przejmuj sie komentarzami ;D . czekałam na to! Teraz już chyba wiem co będzie dalej ale nie chce zapeszac :D dodaj szybko następny, bo jestem ciekawa xD

    OdpowiedzUsuń