wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 5 "Nic nowego."


Czemu miał kaptur o tej porze? Ukrywał się przed kimś, nie chciał, żeby go ktokolwiek rozpoznał? Odchrząknęłam i wyciągnęłam do niego rękę, w końcu to przez moją nogę się potknął, tylko dlaczego biegł? Chwycił moja dłoń, a kiedy ujrzał moją twarz, bardzo się zdziwił. 

- Nic ci się nie stało? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie, wszystko w porządku…Dzięki.
- Nie ma sprawy. 

Posłał mi wymuszony uśmieszek i odszedł. Dziwnie się zachowywał, nie żebym go jakoś dobrze znała, ale pierwszy raz widziałam go takiego spiętego. 

Zawsze gdy widziałam go w szkole, wydawał się być taki pewny siebie, dusza towarzystwa po prostu. A teraz? Teraz był wystraszony, zdezorientowany, rozglądał się w około, jakby ktoś go śledził, jakby przed kimś się ukrywał. A może tak było? 

Podrapałam się po głowie i wróciłam na zacienione miejsce pod drzewem. W dalszym ciągu przyglądałam się kartce z pogróżkami. 

Schowałam ją do bluzy, kiedy wstałam z trawy, zauważyłam, że przygląda mi się jakiś mężczyzna. Rozpoznałam go, to był on, właśnie on. Facet od psa i pewnie od tych gróźb. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Chciałam tylko uratować biednego psa. 

Przewróciłam teatralnie oczami, głośno westchnęłam i udałam się do wyjścia z parku. Byłam czujna, widziałam, że mężczyzna podąża za mną. Trzymał się sporo ode mnie, by nikt niczego nie podejrzewał. 

Nie wiedziałam do czego mógł być zdolny, więc przyspieszyłam kroku, denerwowałam się. Może nie okazywałam swoich uczuć, ale w środku mnie panował totalny chaos. Strach, gniew, obrzydzenie, wszystko siedziało gdzieś głęboko, ale nie potrafiło wydostać się na zewnątrz. 

Był dzień, pełno ludzi, chyba by mnie nie napadł przy świadkach, prawda?
Ten człowiek musiał być naprawdę psychiczny. 

Odetchnęłam głęboko i odwróciłam głowę, nie przestając iść przed siebie. Był tam, nie spuszczał ze mnie wzroku. Kiedy dostrzegł, że na niego patrzę, rzucił się biegiem w moją stronę. 

To musiał być jakiś kolejny koszmar!

Teraz naprawdę się bałam. Przełknęłam ślinę i pobiegłam przed siebie, znikałam w coraz to nowszych uliczkach, o których w ogóle nie miałam pojęcia, że istniały. Nigdy nie zapuszczałam się w te rejony Londynu. 

Chciałam sprawdzić, czy go zgubiłam, więc przekręciłam głowę do tyłu, zniknął. Byłam spokojna, ale nie przestałam biec, zanim zdążyłam spojrzeć przed siebie lub zwolnić, wpadłam na kogoś. Podniosłam się z ziemi, przede mną leżał jakiś chłopak, przyjrzałam mu się uważniej. Miałam ogromnego pecha tamtego dnia, właśnie staranowałam Harry’ego Styles’a. Jeśli w drodze do domu spotkam któregoś jeszcze to naprawdę wyjdę z siebie. 

- Słuchaj, przepraszam, że na ciebie wpadłam.
- Nie no, spoko. Uciekałaś przed kimś?
- No coś ty, codziennie trochę biegam – posłałam mu groźne spojrzenie, bo nie chciałam, żeby zadawał więcej pytań. 

Wyminęłam go i poszłam w stronę jakiejś uliczki, szczerze to nie wiedziałam, jak miałam stamtąd wrócić do domu. 

Rozejrzałam się w około, Harry stał w tym samym miejscu i mi się przyglądał. 

- No i na co się patrzysz?
- Nie bardzo wiesz, gdzie jesteś, prawda? – zaśmiał się.
- Dobra, skończ. Jak masz się ze mnie śmiać, to proszę bardzo – rozłożyłam ręce, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Nie miałem takiego zamiaru, poza tym, coś ci wypadło – podniósł zmiętą kartkę z ziemi, którą po chwili rozwinął. I gdzie tu szacunek do prywatnych rzeczy?
- Oddawaj to! – rzuciłam się w jego stronę i wyrwałam papier z rąk, zanim zdążył cokolwiek przeczytać.
- Spokojnie.
- To nie twoja sprawa – przeszłam koło niego, już się nie odwracałam, po prostu poszłam przed siebie. 

W międzyczasie podarłam kartkę i wrzuciłam ją do pobliskiego śmietnika. Nie chciałam na nią patrzeć, nikt nie mógł znaleźć jej przy mnie. 


Błędne koło się zataczało, wracałam do domu, brałam. Wychodziłam z domu, kupowałam. I tak w kółko. 

Do szkoły chodziłam, bo musiałam. Od tamtego incydentu w parku Clarie nie odstępuje mnie na krok, wiedziałam, że tak będzie. Louis patrzy na mnie podejrzliwie, no i jest jeszcze Harry, który cały czas próbuje mnie zagadywać. Ja go jak zawsze zbywam, bo nie mam najmniejszej ochoty na konwersacje z tym osobnikiem, tym bardziej, że ma styczność z Amandą. 

Kto wie, może ona mu kazała. Chce wyciągnąć jakieś informacje, poprzekręca je i ponownie mnie skompromituje? Uwielbiała mi dogryzać, nie wiem co ja jej takiego zrobiłam. 

Moje życie stawało do góry nogami coraz bardziej, niedługo miało się przewrócić na drugą stronę, nie wytrzymawszy tego ciężaru. 


Dalej dostawałam listy z pogróżkami. 

Poszłam jak zawsze do szkoły, przez cały dzień nie mogłam pozbyć się Clarie. Wisiała mi nad głową i się głupkowato uśmiechała. Na co ona liczyła? Raz okazałam zainteresowanie drugą osobą i mam, co chciałam…

- Clarie! Dasz mi w spokoju zjeść tego kurczaka?!
- Przepraszam. 

Opuściła głowę i wyszła ze stołówki. 

Wszyscy na mnie patrzyli. Amanda zwycięsko się uśmiechała. Włożyłam kawałek mięsa do ust i próbowałam nie zacząć żuć języka, byłam tak wściekła. Kiedy w końcu ludzie przestali mnie napastować wzrokiem, wyjęłam dwie tabletki i razem z frytką wsadziłam do buzi. Wystarczyła chwila, może kilka, a świat stał się bardziej kolorowy, zrobiło mi się o wiele lepiej. Wszyscy wyglądali tak zabawnie. Zaczęłam cicho chichotać. 

Wyszłam stamtąd, bo wiedziałam, jaka mogłam się stać za kilka minut. Wiedziałam, że ktoś za mną poszedł, ale nie zwracałam już na to najmniejszej uwagi. 

Rozłożyłam ręce i kręciłam się wokół własnej osi. Wybiegłam przed budynek, pogoda była przepiękna. Ptaki radośnie ćwierkały, słońce świeciło, zbliżały się wakacje. Rzuciłam się na trawę i patrzyłam na chmury, które przybierały przeróżne kształty. 

Mimo tego, iż byłam odurzona, czułam na sobie czyjś wzrok. Ktoś mnie obserwował. Podniosłam głowę i ujrzałam Louisa. Czaił się za kanciapą woźnego. Po chwili pojawiła się Amanda i cała reszta. Gdy tylko mnie zobaczyła, zawróciła szczęśliwa do szkoły. Mogłam stamtąd uciec, ale za bardzo miałam wszystko daleko gdzieś. 

Tomlinson stanął nade mną.

- Uciekaj stąd, już!
- Bo co?
- Bo Amanda poszła po dyra!
- Nie chce mi się.

Położyłam ręce pod głowę i patrzyłam na niego z kpiącym uśmiechem.

- Nie będę z tobą dyskutował. 

Przerzucił mnie przez ramię i udał się do bramy. Nie wiedziałam, gdzie mnie niósł i dlaczego chciał mi pomóc. Zamknęłam oczy, bo kiedy patrzyłam, jak zmieniały się płytki chodnikowe, robiło mi się niedobrze. 

Louis mnie na czymś posadził, więc otworzyłam oczy. 

- Dlaczego mi pomogłeś?
- Mam swoje powody. Nie zrób jakiegoś głupstwa, ja musze wracać. 

Odszedł…

Siedziałam w parku, koło mnie leżała moja torba. Wzięłam kolejną tabletkę, po czym skontaktowałam się z Markiem, by załatwił mi jakiś alkohol. Zjawił się, jak zawsze uśmiechnięty, wręczył mi butelkę i odszedł. Zakrętkę wyrzuciłam gdzieś za siebie.

Przeniosłam się pod jakieś drzewo, nie chciałam siedzieć na ławce, gdzie byłam tak dobrze widoczna. 

Minęło kilka godzin, nadal siedziałam w tym samym miejscu. Całkowicie pijana, co prawda nie wypiłam wszystkiego, bo trochę mi się powylewało, ale butelka była już pusta.

Spojrzałam przed siebie, choć świat wirował, zauważyłam jakieś buty, podniosłam głowę, by sprawdzić do kogo należały. Na moje nieszczęście przede mną stał Harry Styles. 

- Grace, matko boska, coś ty zrobiła?!
- Oh, wybacz, nic już nie ma – przechyliłam butelkę – ani kropelki – czknęłam.
- Nie możesz tu tak siedzieć, nie wiadomo kto się tutaj kręci. Chodź.
- Nigdzie z tobą nie idę.
- Nie przyjmuję żadnej odmowy.

Nie miałam siły ani chęci się z nim kłócić. Za bardzo nie wiedziałam co się wokół mnie działo. 

Pomógł mi wstać, przewiesił moja rękę na swoim ramieniu, sam zaś złapał mnie w pasie, bym jakoś doszła. Staliśmy już pod dużym domem, okna były rozświetlone. Nie wiedziałam, jak on chciał mnie przemycić niezauważoną do środka. Znalazł sposób. 

Pociągnął mnie w kierunku garażu, ledwo stałam na nogach, w ogóle nie kontaktowałam.
Zanim się obejrzałam, siedziałam już w jego pokoju. Zostawił mnie samą, bo musiał załatwić coś na dole. 

Rozglądałam się po całym pomieszczeniu. Kiwałam się w przód i w tył. Nie potrafiłam spokojnie usiedzieć, wszystko mnie rozpraszało. Zdjęcia na ścianach, pościel, na której siedziałam. Nie byłam w stanie się na niczym skupić. Popatrzyłam na sufi, wydawało mi się, że widziałam tam wodę, wielką wzburzoną wodę oceanu. Opadłam na poduszkę i usnęłam…
Zerwałam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przejechałam ręką po włosach, odetchnęłam. Chwilę się zastanowiłam, rozejrzałam po pokoju i spostrzegłam, że nie byłam u siebie. Znajdowałam się w obcym pokoju, obcym łóżku. Otworzyłam szerzej oczy. Koło łóżka stał wielki fotel, a spał w nim Harry.

Co ja tam robiłam? Jak się tam znalazłam? Nic nie pamiętałam. Szybko wzięłam swoją torbę, wyskoczyłam z łóżka i uciekłam stamtąd przez balkon. 

Nie chciałam wdawać się w rozmowy z chłopakiem. Już nawet nie chciałam się dowiadywać, w jaki sposób się tam znalazłam. 

Zeskoczyłam na trawnik i po cichu w blasku wschodzącego słońca opuściłam posesję. W drodze założyłam buty. Była mniej więcej czwarta nad ranem.

Nie poszłam do domu, choć miałam kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od rodziców. Moje ciuchy były brudne, nie chciałam, by mnie taką widzieli. 

Ogarniała mnie wściekłość na samą siebie, nienawidziłam się za to, do jakiego stanu potrafiłam się doprowadzić. 

A gdyby to był ktoś inny, ktoś, kto chciał zrobić mi krzywdę? Nie cieszę się, że Styles mi „pomógł”, ale przynajmniej nie miał złych zamiarów. Chciałam o tym, jak najszybciej zapomnieć. 

Przeszłam przez połyskującą od wschodzącego słońca, bramę cmentarza.
Przechodziłam koło różnych nagrobków, niektóre były tak zaniedbane, że nie dało się na nie normalnie patrzeć. Przecież ci ludzie też mieli kiedyś rodziny, a teraz co? Odeszli i już nikt o nich nie pamiętał? 

Najbardziej nie lubiłam przechodzić koło tych malutkich, gdzie były pochowane dzieciaczki, niemowlęta. Nawet nie zdążyły poznać świata, nacieszyć się czymkolwiek. Nie mogłam patrzeć na te opuszczone mogiły, po prostu coś mnie w środku zżerało, serce wykręcało mi się na drugą stronę. Podeszłam do jednego z nich, odgarnęłam chwasty, którymi zarósł, obok stał jakiś znicz. Zajrzałam do środka, była możliwość, żeby go zapalić. Wygrzebałam zapalniczkę z torby i podpaliłam mały knocik. W środku pojawił się płomyk. Postawiłam go na kamiennej płycie i spojrzawszy jeszcze raz za siebie, ruszyłam w stronę miejsca pochówku mojej przyjaciółki. 

Uklęknęłam przy grobie, dosłownie upadłam na kolana. Było mi za siebie tak bardzo wstyd.
Nie umiałam się od tego powstrzymać, nie miałam nad tym żadnej kontroli, to było najgorsze. 

Wiedziałam, że gdyby Inez nadal była wśród żywych, pilnowałaby mnie. Kiedy żyła, była jak anioł stróż, zawsze odwodziła mnie od złych wyborów, pomagała w potrzebie, dodawała otuchy, jednak kiedy jej zabrakło, nie było nikogo kto mógłby, chciał mnie zrozumieć, pomóc. Właśnie wtedy zaczęłam staczać się coraz bardziej. Wielkimi krokami schodziłam na dno. 

Pojawiły się pierwsze cięcia, zaczęłam wykradać alkohol rodzicom. Moja przygoda z narkotykami zaczęła się dopiero rok później, kiedy mój brat wyjechał do Hiszpanii.
Wiedziałam, że jeśli nie zwrócę się do kogoś o pomoc, to nic nie wskóram. 

Mimo wszystko bałam się cokolwiek powiedzieć. Rodzice niby wiedzieli o moich uzależnieniach, ale ciężko mi było o tym rozmawiać. W prawdzie nie widziałam w tym większego sensu, bo skoro wiedzieli, mogli się tym zainteresować, tak jakby zrobili to inni rodzice. Ale oni udawali, że nie było problemu, że wszystko było jak przed trzema laty. 

Żyli w zakłamanym świecie, codziennie rzucali mi pod nogi tonę kłamstw, o które potykałam się, wychodząc z domu. Może właśnie dlatego taka byłam? Dlatego, że nie otrzymywałam wsparcia od najbliższych?

Na chwilę obecną, chciałam o wszystkim zapomnieć. 

Miałam na głowie inne zmartwienia – Styles’a i Tomlinsona. Nie wiedziałam co gorsze.
Fakt, iż wzięłam prochy w szkole, czy to, że potem doprowadziłam się do gorszego stanu i jakimś cudem obudziłam się w łóżku Harry’ego Styles’a, jak mniemam.

Byłam pewna, że gdy tylko pojawię się w szkole, oboje nie dadzą mi żyć. Już czułam na sobie ich spojrzenia, ześlizgujące się po całym moim ciele. 

Nadal zachodziłam w głowę, dlaczego Tomlinson mi pomógł. To na pewno nie miało nic wspólnego z tą sytuacją w parku. W tym musiało być coś więcej. Jakaś tajemnica, o której nikt nie wiedział. Ale po co wciągał w to mnie? Chociaż mnie zawsze trzymały się jakieś kłopoty. Nic nowego. 

Kiedy byłam pewna, że rodzice wyszli z domu do pracy, udałam się w kierunku bramy. Założyłam kaptur na głowę i poszłam w kierunku ulicy, na której mieszkałam.
Przez kilka kolejnych dni nie ruszałam się z domu. Nie miałam zamiaru wdawać się w jakieś głupie rozmowy z tymi dwoma chłopakami. 

************************
Cześć wszystkim, wiem, że trochę późno dodaję, ale przyznam się bez bicia, nie chciało mi się dodawać, choć i tak miałam to już dawno napisane, mam już prawie połowę opowiadani, tylko teraz czeka mnie masa przepisywania, poprawiani i dopisywania różnych rzeczy, które napisałam sobie w skrócie. 
Mam nadzieję, że najdą mnie na to chęci. 
Teraz, jak to czytam, wydaje mi się do bez sensu, głupie, bo chyba takie jest.
Czekam na szczere opinie, do następnego!

13 komentarzy:

  1. jestem pierwsza wohoooo!
    rozdział ajk zwykle mi sie podobał blebleble
    ale przeczytałam go mimo tego, że oko mi łzawi,bo peeling mi wpadł i rycze od dobrych kilku minut.
    tak totalna ofiara, ale przynajmniej Grace w pewnym sensie też mnie rozumie... cyz nie rozumie, nie wiem.
    Nie ma jak spotkać hazzę jak jest się kompletnie zalanym, ja teszz tak chcem!
    komentarz pisze od kilku minut,a jest cholernie krótki -,- wybacz ale wakacje co się równa mój ogar na poziomie zerowym.
    więc wybacz mamusiu jak ci powiem, że rozdział jest niesamowicie AASDFGHJKL
    HOOPY.

    OdpowiedzUsuń
  2. loveinstyles7 lipca 2012 13:47

    na początku chciałam cię bardzo, ale to bardzo przeprosić za to, że dopiero dziś dodaję komentarz. Mam teraz małego kotka w domu i muszę się nim opiekować 24/7, więc wiesz jak jest. Wybacz, proszę :) a dalej powiem ci, że mam ochotę Cię zabić za to , że twierdzisz, że to opowiadanie jest bez sensu. Jak dla mnie ono jest wspaniałe, i takie inne od pozostałych. Po prostu wręcz cudowne. nie jakieś głupawe, pisane stylem dwunastolatki, tylko zawierające przemyślenia pełne emocji i w ogóle. A co do rozdziału, to jak zwykle genialny. Nie wiem czy innym też, ale mnie wydawał się on bardzo tajemniczy. Najpierw pojawia się Louis, nie wiadomo skąd się tam wziął a potem jeszcze Harry.. hmm.. a co do tego kolesia, który prawdopodobnie wysyła jej te groźby, to na miejscu Grace, gdyby mnie ktoś taki gonił to chyba bym prędzej umarła ze strachu niż gdziekolwiek uciekła. I muszę jeszcze dodać, że momentami chciało mi się płakać podczas czytania. Bardzo żal mi Grace. Wiadomo, że trudno jest skończyć brać i pić alkohol, ale dziewczyna koniecznie musi znaleźć sobie kogoś kto jej w tym pomoże, bo inaczej coś sobie zrobi... i zastanawiam się dlaczego Louis i Harry tak nagle się nią zainteresowali i jej pomogli.. hmm... ale to dobrze, bo nie wiadomo co mogłoby się jej stać gdy była kompletnie pijana... No to na tyle. Wiem, że pisze same brednie,ale inaczej nie umiem :) Także ten, no... powiem swoje uniwersalne słowa na koniec : Z niecierpliwością czekam na następny :) <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział zajebisty ! Czekam na następny, proszę postaraj się dodać jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział świetny! =D dodaj szybko nowy, będę czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. no więc a więc cóż
    dawno mnie tu nie było za co Cię ogroomnie przepraszam!!!
    wgl ostatnio Hiszpania.. ale już nadrabiam!! C:
    no więc.. spodziewałam się po takim czasie zobaczyć coś czego jeszcze nie widziałam, a tu same starocie xDD
    kopa w dupe normalnie! ;P leń jeden ;D
    ale ten.. są wakacje i nikomu się nic nie chce.. mi się nawet komentarzy pisać nie chce.. i nigdzie nie piszę.. ale Tobie to muszę ;DD
    Obudzić się w domu Hazzy nic nie pamiętając.. piszę się..!
    <3
    Faajnie, że Loui jej pomógł! uroczy ^^ Słodziak ją rozumie.. :P
    Amanda (grrr!!!! -.-) powinna spaść z klifu albo utopić się w jeziorze :< grr
    Ten facet mnie ogólnie przeraża z deka O.o
    może pójdzie na policje.. pójdzie? ; d nie pamiętam xD lol
    nie wiem już co pisać! :)) to źle :((
    jestem śpiąca.. w chuj śpiąca ! ;dd
    No to dobranoc <333
    czekam na 6!!!! tylko szybciej proszę!! :PPP *kopwdupe* ^__^ :*

    OdpowiedzUsuń
  6. KOcham Cię dziewczyno!!! *_*
    i Twój styl pisania!
    czekam na następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny rozdział :D
    Blog jest wręcz rewelacyjny, a fabuła genialna <3
    Czekam na nn i zapraszam do sb na:
    http://imagine-one-direction-love.blogspot.com/ oraz
    http://4ever-onedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie !
    zapraszam na mojego bloga, dodałam prolog i jestem ciekawa czy się podoba : 3
    proszę o wejście i komentowanie
    http://onetoomanyhearts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. a, świetnie piszesz, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, jedyna rzecz, która troszkę mi przeszkadza w czytaniu, to te drobinki w tle :C
    + zapraszam do mnie http://trying-to-be-english.blogspot.com/ (;

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzooooo ciekawe, świetnie piszesz,nie można sie oderwać :))))))
    Czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  11. masz świetny styl pisania ;** będę tu wpadać ;D
    Obserwujemy. ? ;**

    zapraszam do mnie ;D
    lovee-lovee-lovee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej ! to nie jest głupie, wgl przez te tło czuje się jak w kosmosie haha, miła atmosferka - no super.
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie: http://in-us-unconditional-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no ale mnie zaciekawił z resztą jak każdy twój rozdział ;d

    Czekam na następny ;d

    I zapraszam do siebie na nowy rozdział

    http://mrocznetajmnice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń