niedziela, 7 października 2012

Rozdział 7 "Narkotyki krążyły w ich nabrzmiałych żyłach, rzeczywistość spadała na drugi plan."




Przerzuciłam torbę przez ramię i poszłam za Tomlinsonem. Kiedy byłam na miejscu, ukryłam się za drzewem, by mnie nie zauważył. Czekał na kogoś. Chodził nerwowo w koło, co chwilę spoglądając na wyświetlacz telefonu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu koło Louisa pojawił się Mark.

Przetarłam na wszelki wypadek oczy, ale widok się nie zmienił. Zobaczyłam jak Tomlinson wręcza mu pieniądze, sam zaś chowa woreczek z tabletkami do kieszeni bluzy, drugi z białym proszkiem do spodni. Wtedy wszystko zrozumiałam, Louis ćpał. Wyniósł mnie wtedy stamtąd, bo był taki jak ja. A może miał przy sobie prochy i nie chciał wpaść, jakby dyrektor zarządził przeszukanie wszystkich uczniów. Nieważne.

Chłopak usiadł na ławce i zwiesił głowę, podeszłam po cichutku i zajęłam miejsce obok. 

- Widzę, że znasz Marka.
- Wszystko widziałaś?
- Tak, od kiedy bierzesz?
- Od dawna. Nie umiem z tym skończyć. Jeszcze teraz, po tym, co powiedziała ta kłamliwa suka.
- Nawet nie wiesz, jak dobrze cię rozumiem. Ktoś o tym wie? Wiesz… o prochach?
- Nie i nikt nie może się dowiedzieć.
- O to możesz być spokojny, nie zależy mi na plotkach.
- Musisz pogadać z Harrym.
- A to niby z jakiej racji?
- Nie wciśniesz mu kitu, że nigdy cię u niego nie było. Opowiedział mi o tym. 

W moich oczach pojawiły się łzy wstydu. 

- Doprowadzam się do beznadziejnego stanu, ale sam wiesz, jak to jest. Nie będę z nikim rozmawiać, Louis. Nie chcę.
- Schowaj dumę do kieszeni i z nim pogadaj.
- Nie będę z nim rozmawiać, bo nie chcę, poza tym nie lubię go.
- Jak każdego. Harry’ego jeszcze nie znasz.
- Jeśli tak uważasz, idę sobie. 

Kiedy byłam na końcu ścieżki, spojrzałam na Louisa. Dlaczego mu tak na tym zależało? 
Rozumiem, że to jego przyjaciel, ale… zresztą nieważne. 

Nie miałam ochoty wracać do szkoły, poszłam prosto do domu. 

Dopiero teraz zauważyłam bałagan w pokoju. Na łóżku leżały moje prace, na podłodze farby, pędzle, ołówki. Usiadłam na materacu, uprzątnęłam wszystko i wyjęłam jedną kartkę. Patrzyłam w pełne radości oczy mojego brata. Zacisnęłam mocno powieki, schowałam rysunki do szafki, po czym położyłam się na dywanie. 

Louis… Nigdy nie podejrzewałam go o narkotyki. Jak to możliwe, że tak dobrze się z tym krył? Musiał być cholernie dobrym aktorem, czego mu zazdrościłam. Po tym, jak nie wytrzymałam w szkole, postanowiłam się pilnować. 


Minął kolejny tydzień, a ze mną nie było ani lepiej ani gorzej. 

Był piątek, nie martwiłam się o następny dzień, mogłam iść spokojnie do parku. Rodzicie wiecznie zawracali mi głowę, potrzebowałam trochę spokoju. Jak zawsze usiadłam na ławce, nie spodziewałam się wtedy nikogo. 

- Cześć – wzdrygnęłam się, słysząc obok męski głos.
- Czego chcesz Louis?
- Wracałem od Harry’ego i cię zobaczyłem. 

Położyłam stopy na ławce i wygodnie się oparłam. Wyjęłam woreczek z kieszeni, zawartość wysypałam na otwartą dłoń, cały czas patrząc na Louisa, włożyłam jedną tabletkę do ust i złośliwie się uśmiechnęłam. Sama do końca nie wiedziałam, co mną wtedy kierowało. Smutek i ból rozsadzał mnie od środka, po prostu nie mogłam tego pokazać. Podsunęłam mu tabletki pod nos. 

- Wiem, że tego chcesz – odwrócił wzrok, chwycił jedną pastylkę i zrobił to co ja.

Wzięliśmy jeszcze po dwie. 

Byłam odprężona, a co najważniejsze wszystkie myśli odleciały, czułam się wolna.
Wraz z Louisem biegaliśmy po całym parku z rozłożonymi ramionami. 

Nie wiem, co działo się później, bo świadomość przestała działać. Obudziłam się w swoim łóżku. W moich włosach było pełno liści i trawy. Od razu poszłam wziąć prysznic.
Brud ściekał z mojego ciała, byłam przerażona, co my takiego robiliśmy? Będąc całkiem czysta, założyłam szlafrok i poszłam poszukać jakichś ubrań.

Głodna zeszłam na dół. W kuchni zastałam mamę, już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i uratowana pobiegłam otworzyć.

- Co ty tu robisz? – patrzyłam z niedowierzaniem na Harry’ego, który stał na ganku mojego domu.
- Chciałem cię o coś zapytać.
- Pytaj, skoro musisz – w ogóle skąd wiedział, gdzie mieszkam?
- To prawda, że kiedyś przyjaźniłaś się z Louisem? – był zdenerwowany, wodził wzrokiem we wszystkie strony.
- Nie, nigdy się z nim nie przyjaźniłam.
- Oh – spuścił głowę.
- Po to tu przyszedłeś? Poza tym skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
- Nie, chciałem zapytać, czy go wczoraj widziałaś, nie wrócił na noc do domu, a jeśli chodzi o  adres, poprosiłem o niego Clarie.
- Clarie, mogłam się domyślić. Nie, nie widziałam go – skłamałam – dlaczego przyszedłeś z tym do mnie?
- Nie wiem, byłem już wszędzie.
- No, idź już sobie!

Krzyknęłam na niego sama nie znając tego powodu. Chłopak odszedł widocznie zawiedziony tym, że niczego się nie dowiedział. 

Weszłam z powrotem do domu, mama zadawała mnóstwo pytań, ale ją zbyłam i zaszyłam się w pokoju. Gdzie mógł zniknąć Louis, skoro ja wróciłam do domu? 

Nie żebym się nim przejmowała, ale nie mogłam wyrzucić go z głowy. Wieczorem udałam się do parku, chłopak siedział na ławce. 

- Gdzie się podziewałeś?
- Nie wiem.
- Harry u mnie był i się o ciebie pytał. 

**

Grace w końcu się pojawiła, czekałem na nią od samego rana. Kiedy powiedziała mi o Harrym, zmartwiłem się jeszcze bardziej. Ten chłopak miał dobre serce i gdyby dowiedział się, jaki jego przyjaciel jest naprawdę, przeżyłby wstrząs.

- Nie powiedziałaś mu nic, prawda?
- Nie. Martwił się o ciebie, widziałam to.
- Nie chcę go okłamywać, ale z drugiej strony nie chcę go ranić.
- Wiem, jak się czujesz, Louis. 

Rozmawialiśmy bardzo długo, a potem znowu nie potrafiliśmy się powstrzymać. 

**

Narkotyki krążyły w ich nabrzmiałych żyłach, rzeczywistość spadała na drugi plan. Pogrążeni w innym świecie, biegali po parku. Łapali się za ręce i kręcili w koło, śmiejąc się najgłośniej, jak potrafili. W ciągu nocy zwiedzili pół miasta, nic nie mogło stanąć im na drodze w byciu szczęśliwymi. Ale czy naprawdę tacy byli? Może było to tylko ich wyobrażenie, nierealne szczęście, które tworzyli będąc w swoim towarzystwie, pod wpływek narkotyków. 

**

Przecież przyjaźń nie istnieje! Skąd mi to mogło przyjść do głowy? Czyżbym naprawdę polubiła Louisa? Nie znałam go, nie tego prawdziwego Tomlinsona. Znałam chłopaka, który ze mną ćpał, zmieniał się w mgnieniu oka. 

Siedziałam na zimnej podłodze przed oknem i czekałam aż słońce wzejdzie. Moja świadomość powoli wracała na swoje miejsce. Mogłam trzeźwo myśleć. 

Z ostatniej nocy nie pamiętałam kompletnie nic. Próbowałam na wszelkie sposoby, przypomnieć sobie cokolwiek, ale nie byłam w stanie. Wędrowałam po wyniszczonym umyśle w nadziei znalezienia skrawka tamtej nocy. Niestety nie udało się. 

Samotność mnie w końcu przerosła, nie chciałam jej, tego było już dla mnie za dużo, przecież nie mogłam tak żyć. 


Kolejny tydzień minął szybko. Nic się nie zmieniło. Szkoła, dom, wspólne ćpanie.

Siedziałam na łóżku bezskutecznie próbując czytać książkę. Tamtego dnia nie mogłam się na niczym skupić, moje myśli ograniczały się do narkotyków, nie mogłam przestań o nich myśleć. Normalnie siedziałabym już z Louisem w parku, ale po naszych ostatnich przygodach rodzicie zabronili mi wychodzić w weekendy.  Dostałam sms, wyrzuciłam książkę za siebie i szybko spojrzałam na wyświetlacz. 

„Gdzie jesteś? Czekam.”

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wzięłam torbę i wyszłam przez okno. Upewniwszy się, że rodzice niczego nie zauważyli, przeszłam przez płot i pobiegłam w stronę parku. 

- Cześć – wydyszałam.
- Gdzie byłaś?
- W domu, rodzice mnie uwięzili, ale jak widzisz, przyszłam.
- Bardzo się z tego cieszę, muszę z kimś porozmawiać.
- Ze mną?
- Tak.
- No dobrze, więc o czym?
- Chodzi o Harry’ego.
- Co ja mam z tym wspólnego?
- No nic, po prostu chciałem porozmawiać, ale wiedzę, że nic z tego nie będzie. 

Spojrzałam w jego smutne oczy, coś go gryzło. Zmiękłam, nie mogłam wtedy tak po prostu odejść. 
 
- Przepraszam – położyłam swoją dłoń na jego – mów.
- Dzięki – jego twarz rozświetlił maleńki uśmiech – Martwię się o niego. Chociaż bardziej niepokoi mnie jego związek z Amandą. On chce to skończyć, ale najwidoczniej się boi.
- Widzi, jaka jest i nadal nie umie się przełamać?
- Właśnie, a to mój najlepszy przyjaciel i nie chcę, żeby przypadkiem stał się taki sam, jak ona. To naprawdę dobry chłopak i zasługuje na kogoś lepszego.
- Wierzę, porozmawiaj z nim, na pewno poskutkuje.
- Spróbuję i dziękuję.
- Za co?
- Za to, że mnie wysłuchałaś – bez żadnego uprzedzenia mocno mnie przytulił, zdziwiona odwzajemniłam uścisk. 

 A potem standardowo, tabletka po tabletce i zaczynała się wycieczka do innego życia. 

*****
Cześć, dawno mnie tutaj nie było, a obiecałam, że skończę tego bloga. Jednak nie mam zbyt dużo czasu na dodawanie rozdziałów, choć już całe opowiadanie jest napisane. Mam nadzieję, że dzisiejsza notka wam się spodoba. 
Liczę na jakieś komentarze, miło mi się je czyta, naprawdę. Wiem, że nie piszę tego dla siebie.

2 komentarze:

  1. No to w końcu się doczekałam.
    Podoba mi się, że w końcu są jakieś wątki z Lou i Hazzą :D.
    Mam nadzieję, że będzie ich dużo więcej.
    A to, że Lou jest taki sam jak Grace trochę mnie zdziwiło O.o ale w sumie to chociaż jest ciekawie.
    Nie wiem jak tak czytam rozdziały Twoje, to one straszliwie wciągają no i chcę więcej, więc czekam! :D
    Pozdrawiam :*

    zapraszam do siebie też :) : something-about-the-sunshine-baby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Od miesiąca wchodzę i sprawdzam czy pojawił się nowy rozdział.
    Boli mnie to, że tak rzadko dodajesz, a masz duży talent i ten blog to jeden z niewielu, który mnie AŻ TAK wciągnął.
    Co do Lou to się nie spodziewałam i mam nadzieję, że na następny nie każesz nam tak długo czekać.

    i-believe-in-yeasterday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń