Czwarty dzień, jak nie było mnie w szkole. Właśnie tamtego
dnia po południu usłyszałam dzwonek. Rodziców nie było, więc musiałam wyjść z
pokoju i sprawdzić kto się dobijał do drzwi wejściowych. Nie spodziewałam się
nikogo do mnie. A to co zobaczyłam, bardzo mnie zdziwiło. Przede mną stała
Clarie. Uśmiechała się, jak gdyby nigdy nic.
- Cz-cześć.
- Cześć, co ty tu robisz?
- Przyniosłam ci lekcje.
I na co mi to? Chciałam ją jak najszybciej spławić, by
wrócić na górę i dokończyć rysunek.
- Dobra, dawaj to, a teraz spadaj. Przyniosę ci je do szkoły
w poniedziałek.
Lekko przestraszona pomachała mi będąc już koło małej
furtki. Zatrzasnęłam drzwi i wróciłam na górę.
Zeszyty rzuciłam niedbale w kąt pokoju, wzięłam do ręki
ołówek, usiadłam na podłodze i kończyłam rysunek wielkiego, czarnego konia,
który patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie.
Kiedy rysowałam, potrafiłam popaść w trans. Wtedy powstawał
rysunek za rysunkiem. Tak było i tamtego dnia. W sumie stworzyłam trzy prace.
Mała dziewczynka w kraciastej sukience stojąca na skraju
przepaści. Nad nią unosiła się biała mgiełka, jakaś poświata, tak jakby czuwał
nad nią anioł stróż. Jednak po bokach, z każdej strony zbliżało się do niej
mnóstwo twarzy z szyderczymi uśmiechami, które mówiły, by skoczyła w przepaść.
Na ostatnim rysunku był mój brat. Zawsze wesoły i
uśmiechnięty. To jedyna pozytywna rzecz, jaka wyszła spod moich rąk ostatnimi
czasy.
Kiedy skończyłam rysować, za oknem była już ciemna noc. W
takich przypadkach często traciłam poczucie czasu.
Może powinnam robić to częściej? Wtedy nie myślałam o
kolejnej dawce prochów. Zapominałam o uzależnieniu i trafiałam do mojego
kolejnego, małego światka, tak odległego od rzeczywistości.
Nawet gdybym chciała, nie potrafiłam malować na zawołanie.
Na siłę nic nie mogłam zrobić, ręka nie chciała ruszyć z miejsca. Musiałam mieć
odpowiedni nastrój, by cokolwiek w ogóle zacząć. A ostatnio stan ten zdarzał
się bardzo rzadko, więc tonęłam w morzu uzależnień, które były jak codzienny
obowiązek.
Nie byłam senna, wyszłam na balkon, by zapalić papierosa. Na
niebie nie widziałam żadnej chmurki, choćby tej najmniejszej. Gwiazdy radośnie
migotały, były całkowicie widoczne. Towarzyszył im ogromny księżyc,
rozświetlający chodnikowe płytki.
Usiadłam na krześle i odchyliłam głowę do tyłu.
Spoglądałam w granatowe niemalże czarne sklepienie, które
było zasiane milionem srebrnych, migoczących punkcików. Noc była spokojna.
Lekki wietrzyk targał moje włosy, po czym oplatał moją twarz w delikatnym
uścisku, potem przenikał gdzieś do mojego pokoju.
Świerszcze dawały przepiękny koncert, mogłam poczuć się jak
dawniej, wsłuchując się w ich kojącą melodię, którą kiedyś tak bardzo kochałam.
Czasy, kiedy byłam małą dziewczynką, kiedy każdy wieczór
spędzałam w ogrodzie wraz z ojcem. Wsłuchiwaliśmy się w przepiękne, co
najważniejsze naturalne odgłosy. Była to magia sama w sobie. Dla małej
dziewczynki to był raj, scena na której mogła stać się, kim tylko chciała.
Mogła tańczyć w ogrodzie pogrążona w marzeniach, tak nierealnych, dalekich od rzeczywistości,
które mimo wszystko nigdy nie odeszły, dalej gdzieś głęboko w niej siedziały.
Dlaczego? Bo nie zostały spełnione. W moim wnętrzu nadal żyła ta mała Grace,
która czekała na ich spełnienie. Z każdym dniem wyczekiwała tego coraz
bardziej. Próbowałam ją zagłuszać, ale za każdym razem znalazła jakąś drogę, by
ponownie do mnie dotrzeć.
Zamknęłam oczy i powróciłam na chwilę do tamtych pamiętnych
czasów.
W mojej głowie pojawił się obraz małej dziewczynki o
ogniście rudych włosach, zbliżającej się w stronę wysokiego mężczyzny o bujnej czuprynie. Mała Grace trzymała coś
za plecami. Ojciec uklęknął przed dzieckiem, które po chwili wyciągnęło rączki
zza pleców. Na malutkich dłoniach dziewczynki siedziała zielona żabka. Zwierzę
zeskoczyło z jej rąk, gdy tylko poczuło, że ma jakąś drogę ucieczki.
Oboje zaczęli się śmiać, ale Grace rzuciła się w trawę
spowitą ciemnością, by ponownie złapać małe stworzenie. Niestety nie znalazła
go.
W tym też momencie nastała całkowita ciemność. Jakby ktoś w
jednej chwili zabrał wszystkie gwiazdy i księżyc z nieba…
Obudziły mnie promienie słońca, wkradającego się na poranne
niebo. Przetarłam zaspane oczy, nadal siedziałam na tarasie. Najwidoczniej
byłam tak zmęczona, że nie zorientowałam się, kiedy usnęłam. Przeciągnęłam się
długo, jak kot i ziewając weszłam do pokoju, zamykając drzwi. Poranek był
chłodny i zdążyłam nabawić się gęsiej skórki.
Lekko drżąc, narzuciłam na siebie czarną bluzę i straszliwie
głodna, zeszłam na dół. Było bardzo wcześnie, rodzice jeszcze spali. Cała ulica
z pewnością jeszcze wygodnie leżała w swoich łóżkach pogrążona w sennych
marzeniach.
O tej porze dom wydawał się opuszczony. Nie było słychać
niczego. W pewnych momentach, cisza ogarniająca całą konstrukcję, była
przerażająca. Jakby przez ściany przechodziły duchy i zabierały ze sobą wszelki
hałas, który mógł zbudzić pozostałych domowników. Tak, jakby w murach tego
domu, były umieszczone gąbki, które pochłaniały wszystkie niepotrzebne i
niechciane dźwięki. Wszystko było takie wyciszone.
Czasami miałam wrażenie, że wskazówki zegarów stawały w
miejscu. I choć byłam tamtego ranka czysta, wiedziałam, że ilość narkotyków,
jaką już zażyłam, robiła swoje mimo wszystko. To działo się tylko w moim
podziurawionym już umyśle.
Otworzyłam drzwi lodówki, której chłód omiótł moja rozgrzaną
twarz. Wzdrygnęłam się i sięgnęłam po jogurt. Język zimna oplatał moją dłoń,
sunął coraz wyżej, więc wyjęłam kubeczek i zatrzasnęłam drzwiczki.
Wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżku krzyżując nogi i od
razu zaczęłam konsumować jogurt. Od dawna nie miałam niczego w ustach. Bywały
chwile w moim życiu, że potrafiłam nie jeść przez tydzień. Źle to na mnie
wpływało. Przez kolejne dwa dni po tygodniowej głodówce chodziłam nieprzytomna.
Wyglądałam, jak śmierć. Potem apetyt wracał, jadłam, przybierałam na wadze.
Moje policzki nie były już zapadnięte.
Puste pudełko postawiłam na podłodze. Udałam się do
łazienki, by wziąć prysznic. Stałam w kabinie i patrzyłam na krople wody, które
ściekały po moim ciele, tworząc na nim małe ścieżki. Strumyczki, które z
zawrotną szybkością dostawały się na dno brodzika, po czym spływały dalej w
dół. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do chłodnej pomieszczenia.
Przetarłam zaparowane lustro. Wyglądałam strasznie, jakby
ktoś urządził sobie na mojej twarzy małą imprezę. Przeczesałam palcami mokre,
rude włosy, spojrzałam na piegi, które były rozsypane na moich policzkach i
nosie.
Ubrałam się i wyszłam z łazienki.
Włączyłam dawno nieużywanego laptopa. Kiedy moim oczom
ukazał się pulpit, uśmiechnęłam się. Było na nim zdjęcie. Stałam z Inez na
plaży w palącym słońcu, na naszych twarzach gościły szerokie uśmiechy.
Kiedyś wszystko było inne, ale czasy… ludzie się zmieniają.
Przejrzałam kilka stron i odłożyłam komputer na biurko.
Pora było spakować się do szkoły, niechętnie to robiłam,
gdyż czekało mnie spotkanie z trzema osobami, z którymi jakoś nie miałam ochoty
rozmawiać.
W szkole byłam wcześniej niż zwykle. Przeszłam opustoszałym
korytarzem, usiadłam na ławce i patrzyłam na zielonkawą ścianę. Z zewnątrz
wyglądałam, jakbym była totalnie odmóżdżona. Jednak w mojej głowie toczyła się
bitwa między myślami. Nie mogłam się na żadnej skupić, każda chciała być tą
najważniejszą.
Ktoś mnie szturchnął, otworzyłam oczy, by zidentyfikować tę
osobę.
Harry Styles? Czego on do licha ode mnie chciał?
- Cześć – uśmiechnął się.
- Cześć –burknęłam.
- Czemu uciekłaś?
- Co? Skąd? – próbowałam stworzyć wrażenie, że nie wiem o co
mu chodzi.
- Ode mnie z domu.
- O czym ty mówisz, nigdy u ciebie nie byłam. Daj mi spokój.
Wstałam z ławki i udałam się do łazienki, byle jak najdalej
od tego chłopaka. W drodze do toalety wpadłam na jego najlepszego przyjaciela.
Czy to ze mnie los zawsze musiał płatać sobie figle? Szybko go wyminęłam i
zniknęłam za drzwiami.
**
Szedłem właśnie do Harry’ego, kiedy minęła mnie , omal nie
przewracając, rozwścieczona Grace. Chyba wiedziałem co, a raczej kto, ją tak
zdenerwował.
Znalazłem go samotnie siedzącego pod klasą.
- Cześć młody.
- Louis, chciałem pogadać z Grace, ale…
- Jeszcze nie wiesz, jaka ona jest, ja spróbuję z nią
porozmawiać – przerwałem mu.
Bardzo dobrze wiedziałem, że Harry zabrał ją do siebie,
zresztą ja na jego miejscu postąpiłbym tak samo. Pożegnałem się z przyjacielem
i poszedłem w stronę swojej klasy.
**
Usiadłam na podłodze i czekałam, aż trochę się uspokoję.
Choć byłam jeszcze trochę podenerwowana, musiałam iść na lekcję, gdyż po całej
szkole rozniósł się dźwięk dzwonka, jak dla mnie nadal za głośny. Chwyciłam
torbę i opuściłam pomieszczenie. Wchodząc do klasy, widziałam, jak Styles na
mnie patrzył, jakbym mu coś zrobiła. Zignorowałam jego spojrzenie i opadłam na
krzesło. Na szczęście lekcja zleciała dość szybko.
Po opuszczeniu klasy udałam się w stronę szafki. Wyjęłam z
niej kilka rzeczy i poszłam przed szkołę. Pogoda była ładna, więc wolną godzinę
postanowiłam spędzić na powietrzu, bo rzadko wychodziłam z domu, kiedy wracałam
ze szkoły.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby po drodze nie dopadła mnie
Clarie.
- Grace, zaczekaj!
Zastygłam przy drzwiach.
- Masz moje zeszyty?
- Jasne – wygrzebałam notatniki z torby i wepchnęłam w jej
ręce – trzymaj.
Popchnęłam oszklone drzwi i wyszła na zewnątrz.
Brunetka podreptała za mną. Czego chciał tym razem?
Przecisnęłam się przez grupkę pierwszoklasistów i usiadłam
na lekko kołyszącej się trawie. Moje włosy targał leciutki wietrzyk. Obejrzałam
w się w koło, Clarie gdzieś nagle przepadła.
Miałam nadzieję, że już nikt nie będzie mnie dzisiaj
denerwować, ale myliłam się. W jednej chwili koło mnie pojawił się Louisa,
jakby wyrósł spod ziemi, dosłownie.
- Cześć Grace.
- Cześć? – odezwał się do mnie?
Zazwyczaj tak jak wszyscy inni, nie zwracał na mnie uwagi.
Musiał mieć w tym wszystkim jakiś interes.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Niby o czym?
- O tym co się z tobą dzieje.
- A co cię to obchodzi? Mam swoje życie i nie powinieneś się
w nie mieszać. Jakoś jak odeszła Inez, a ja zaczęłam popadać w coraz większe
problemy, nie miałeś ochoty o nic pytać.
Po prostu mnie zostawiłeś, tak zrobili to inni. Mam cię gdzieś, jesteś taki
sam, jak wszyscy beznadziejni ludzie krążący po tej planecie!
- Grace, spokojnie. Porozmawiajmy.
- Trzeba było o tym myśleć, zanim powiedziałeś, że jestem
zwykłym śmieciem, bezwartościowym człowiekiem, który nie powinien istnieć.
Przecież to z Inez się przyjaźniłeś, nie ze mną! Zostałam całkiem sama,
myślałam wtedy, że ty, chociaż ty pozostaniesz ze mną, bo wiedziałeś co czułam,
po jej stracie, sam odczuwałeś coś podobnego. Dlatego właśnie daj mi spokój!
Porwałam torbę z ziemi i pobiegłam na jedną z ławek. Nie
miałam ochoty z nikim rozmawiać, tym bardziej z nim.
Dobrze, przyznaję się!
Ukryłam to przed wami, kiedyś kolegowałam się z Louisem
Tomlinsonem. Ale okazał się być takim samym chamem, jak wszyscy wokół.
Nie mieszkałam w Londynie od urodzenia, przyjechałam tam,
gdy miałam jakieś 9 lat. Wtedy też poznałam Inez i Louisa, parę najlepszych
przyjaciół. Przyjęli mnie do siebie, trzymałam się z nimi. Ale z roku na rok
Louis była dla mnie coraz gorszy, twierdził, że zabieram mu Inez. Nie robiłam
tego, do niczego jej nie zmuszałam, nie chciałam by to tak wyglądało. A kiedy
odeszła, zmieszał mnie całkowicie z błotem, tak naprawdę nigdy nie byliśmy
przyjaciółmi. Dlatego też nie widziałam najmniejszego sensu w tym, co teraz
robił. Czego chciał? Przez te trzy lata traktował mnie jak powietrze, jakbyśmy
nigdy się nie poznali, więc co się zmieniło? Na pewno miał jakiś interes. Niech
się wypcha, mam dość takich ludzi!
Zamknęłam oczy, próbując się odrobinę uspokoić, ale nadal
oddychałam szybko i niespokojnie. Kiedy otworzyłam oczy, naprzeciwko mnie
zobaczyłam siedzącą Clarie. Spoglądała na mnie lekko przestraszona.
- A ty czego chcesz? – warknęłam.
- Bo… przez przypadek dałaś mi swój szkicownik – podała mi
go.
- Mam nadzieję, że tam nie zaglądałaś.
- No… tylko kilka rysunków, przysięgam.
- Nie umiesz uszanować prywatnej własności?
- Przepraszam… - spuściła głowę.
Było we mnie tyle gniewu i złości, że cierpiała na tym niczemu winna dziewczyna.
Odetchnęłam
głęboko.
- Dobra, spokojnie. Ale zapamiętaj na przyszłość.
Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, odwróciła się i od
razu z niej zniknął. Przechyliłam głowę w bok, by zobaczyć tego przyczynę. No
tak, Amanda, jej chłopak i jego kumple. Clarie chyba za nią tęskniła.
- Tęsknisz za nią?
- Co? Tak, to znaczy nie. Chyba nawet lepiej, że się z nią
już nie zadaję. Chociaż teraz nie mam już nikogo, nagadała na mnie tyle bzdur
wyssanych z palca, powiedziała najskrytsze tajemnice.
- Witaj w moim świecie.
Zanim brunetka coś mi odpowiedziała, Amanda stanęła koło
stołu.
- O proszę, czyżby nowe przyjaciółeczki?
Spojrzałam na nią gniewnie, gdybym tylko mogła, zabiłabym ją
wzrokiem. Spojrzałam na jej towarzyszy, Harry i Louis nie spuszczali ze mnie
wzroku, pewnie chcieli zobaczyć moją reakcję.
- Słuchaj – wstałam – sprawia ci to radość?
- Ale co?
- Ranienie innych. Zjawił się Styles, poleciałaś do niego.
Odepchnęłaś przyjaciółkę, bo co? Bo on się zakumplował z najpopularniejszymi chłopakami w całej
szkole? To jest żałosne.
- A ty co? Boli cię to? Bo ty tak nie masz? Ohh, głupia
przyjaciółeczka umarła i co? Zostałaś sama, nie masz życia, ćpunko!
Spojrzałam na każdego po kolei, widziałam, że Louis ma jej
po dziurki w nosie, jeszcze po tym jak wspomniała o Inez. Wtedy nie wytrzymał.
- Kogo nazywasz głupią? To, że Inez już nie ma, nie znaczy,
że możesz po niej jeździć!
- Loui! Co ty gadasz, nie mów, że obchodzi cię ta zmarła
dziewczyna, przecież to była taka sama świruska jak ona – pokazała na mnie
palcem.
- Tak się składa, że ta właśnie świruska, jak ją określiłaś,
była też moją przyjaciółką. Nie pozwolę jej obrażać takiej osobie jak ty. Poza
tym nigdy cię nie lubiłem i na pewno za żadne skarby nie chcę polubić, nie da
się. Róbcie co chcecie, ale ja z tej waszej paczki z nią, odchodzę!
Machnął ręką i wyszedł poza teren szkoły. Widziałam, jak
kierował się do parku. Założył kaptur, znowu? Musiałam odkryć o co mu chodzi.
Harry w tym samym momencie puścił rękę Amandy.
- Przyjaźniłaś się z Lou?
- Nie, przyjaźniłam się z Inez, Louis nigdy mnie nie lubił.
**********************
Cześć wszystkim, wiem, dawno mnie tutaj nie było, ale musicie mi to wybaczyć.
Są wakacje i próbuję je w pełni wykorzystać, ostatnio ponad tydzień nie było mnie w domu i nie miałam czasu na pisanie. Nawet na rozdzielenie rozdziałów.
Mnie ten rozdział się nie podoba, ale opinię pozostawiam wam.
Jak już dodałam na tego bloga, to będę musiała też dodać w końcu na drugiego, nie wiem kiedy to nastąpi, gdyż tam nie mam napisanych rozdziałów do przodu.
Nie wiem jak to robisz, że każdy rozdział wychodzi Ci tak fenomenalnie.
OdpowiedzUsuńLou i Grace byli znajomymi.- Wow
Uwielbiam ostatnią scenę jak nagle pseudo paczka Amandy się rozpada. ♥
Twój blog jest jednym z niewielu, który komentuję i wyrażam w nim swoją prawdziwą opinię.
Co do wakacji to w pełni Cię rozumiem ale mam nadzieję, że niebawem pojawi się nowy rozdział.
http://perfect-crazy-sweet.blogspot.com/
http://keep-calm-and-go-to-england.blogspot.com/
Ale, ze Louis kiedyś przyjaźnił się z Inez ? WOW ! Jestem w szoku. Totalnie mnioe tym rozwaliłaś, bo przyznam sie bez bicia, ze nigdy bym na to nie wpadła. Serious ! Kocham te twoje dynamiczne zwroty akcji ! No i cieszę się, ze BooBear okazał sie dobry i że wygarnął tej dziuni gdzie jest jej miejce -,- Ale interesuje mnie fakt, ze zakłada ten kaptur. Chyba to nic takiego ... Przewrazliwona jestem O_o Ćpa może ? Oooo ! Albo jest w mafii ! Nie no, dobra, Gabi ogar tą dupę.
OdpowiedzUsuńNo, ale cos mi się nie wydaje, zeby t był koniec Amandy, bo jest jeszcze za wcześnie. A może i nie ? Oh, zresztą sama nie wiem !
Jak taki genialny rodział może ci sie nie podobać ? Jets po prostu świetnie napisany, a twój ciekawy styl podoba mi sie coraz bardziej ! Naprawdę zostaniesz kiedyś sławną pisarką i pochwalę sie dzieciom, ze kiedyś czytałam twoje opowiadanie ...
Czekam na następny, @LikeLaughNiall xx
walnęło ci się coś na ten mózg przez Brzeg, jakim cudem ten rozdział ci się nie podoba?! xd Ciesz się, ż ejuż pojechałaś to nie pojadę ci wpierdolić, bo mam za dalekoxd
OdpowiedzUsuńRozdział jest omnomnomnomn zaskakuje tka jak powinien i w chuj się ciesze, że ta paczka koFFanej i LoFFcianej Amandy, której nigdy nie lubiłam się rozpadła.
+Przez ciebie matko zaczynam lubić Lou co jest dziwne xd
++ Chce więcej Hazziątka i Greeeejssss. <3
wybacz za nie ogarniety kom, ale twoja córka ogólnie jest nie ogarnięta,więc sama wiesz xd
śliczny blog. luknij do mnie, skomentuj i dodaj sie do obserwatorów. bd wdzięczna. hanusss.blogspot.com
OdpowiedzUsuńświetne ! rany niespodziewałam się że lou i Greace się kiedy kolwiek przyjaźnili :D to niesamowite
OdpowiedzUsuńwybacz, że komentarz dodaję dopiero dziś, ale wcześniej nie miałam czasu, na dłuższe rozpisywanie się. :)a więc powiem ci, że tym rozdziałem totalnie mnie zaskoczyłaś! Warto było czekać na niego tak długo, bo tak wiele spraw się w nim wyjaśniło. nigdy w życiu nie spodziewałabym się tego, że Grace kiedykolwiek mogła zadawać się z Louis'em! Sądziłam, że oni w ogóle się nie znają! i tak się zastanawiam czemu Lou teraz próbuję się z nią zaprzyjaźnić skoro wcześniej tak bardzo jej nie lubił.. hmm? i bardzo mnie ucieszyła końcówka, gdy on wreszcie zrozumiał jaka Amanda jest naprawdę i się odłączył ot ej 'paczki', mam nadzieję, że Harry przejrzy w końcu na oczy i zrobi tak samo, bo przecież Amanda to człowiek, do którego lepiej w ogóle się nie zbliżać. I jeszcze dziwi mnie trochę to, czemu Grace jest ciągle taka złośliwa na Clarie, przecież ona się zmieniła i na serio stara się być dla niej miła, a ona ją cały czas odtrąca. To trochę dziwne, bo przecież gdyby się z nią zakolegowała jej życie mogłoby się zmienić, nie byłaby dłużej samotna i może skończyłaby z narkotykami. Na koniec powiem ci jeszcze, że czytając ten rozdział miałam wrażenie jakbym czytała książkę, serio :D wspaniały był , mam nadzieję, że na kolejny nie będę musiała czekać miesiąc... a co z drugim blogiem? Wiesz jak bardzo kocham a tak mnie torturujesz nie dodając rozdziału :( hahaha ;D jjej, co ja wygaduję ;D dobra, nieważne lol ;D czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńsuper nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że wczas komentarz dodaje, ale nie używałam laptopa przez praktycznie całe wakacje, a rozdział jest zajebisty, na prawdę tęskniłam za tą ciekawością która mi towarzyszy kiedy czytam Twoje opowiadania... ja od poczatku podejrzewalam, ze ona sie zna bardziej z Lou :D pisz szybko! :**
OdpowiedzUsuńfajne i świetny blog zapraszam do siebie http://kolorowecukiekikocham.blogspot.com/ +obserwuje XD
OdpowiedzUsuńNo super super super! Jestem ciekawa co dalej Harry wymyśli! Ale się sprawy potoczyły i jeszcze się okaże, że Grace będzie musiała się od dosłownie wszystkich odpędzać xD Ciekawa jestem co skrywa Lou o.O SZYBKO DODAWAJ NASTĘPNY!
OdpowiedzUsuń+ Zapraszam do mnie http://onedirectioniandrea.blogspot.com/