wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział 6 "Nie, przyjaźniłam się z Inez, Louis nigdy mnie nie lubił."



Czwarty dzień, jak nie było mnie w szkole. Właśnie tamtego dnia po południu usłyszałam dzwonek. Rodziców nie było, więc musiałam wyjść z pokoju i sprawdzić kto się dobijał do drzwi wejściowych. Nie spodziewałam się nikogo do mnie. A to co zobaczyłam, bardzo mnie zdziwiło. Przede mną stała Clarie. Uśmiechała się, jak gdyby nigdy nic. 

- Cz-cześć.
- Cześć, co ty tu robisz?
- Przyniosłam ci lekcje. 

I na co mi to? Chciałam ją jak najszybciej spławić, by wrócić na górę i dokończyć rysunek. 

- Dobra, dawaj to, a teraz spadaj. Przyniosę ci je do szkoły w poniedziałek. 

Lekko przestraszona pomachała mi będąc już koło małej furtki. Zatrzasnęłam drzwi i wróciłam na górę. 

Zeszyty rzuciłam niedbale w kąt pokoju, wzięłam do ręki ołówek, usiadłam na podłodze i kończyłam rysunek wielkiego, czarnego konia, który patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie. 

Kiedy rysowałam, potrafiłam popaść w trans. Wtedy powstawał rysunek za rysunkiem. Tak było i tamtego dnia. W sumie stworzyłam trzy prace.

Mała dziewczynka w kraciastej sukience stojąca na skraju przepaści. Nad nią unosiła się biała mgiełka, jakaś poświata, tak jakby czuwał nad nią anioł stróż. Jednak po bokach, z każdej strony zbliżało się do niej mnóstwo twarzy z szyderczymi uśmiechami, które mówiły, by skoczyła w przepaść. 

Na ostatnim rysunku był mój brat. Zawsze wesoły i uśmiechnięty. To jedyna pozytywna rzecz, jaka wyszła spod moich rąk ostatnimi czasy. 

Kiedy skończyłam rysować, za oknem była już ciemna noc. W takich przypadkach często traciłam poczucie czasu.

Może powinnam robić to częściej? Wtedy nie myślałam o kolejnej dawce prochów. Zapominałam o uzależnieniu i trafiałam do mojego kolejnego, małego światka, tak odległego od rzeczywistości. 

Nawet gdybym chciała, nie potrafiłam malować na zawołanie. Na siłę nic nie mogłam zrobić, ręka nie chciała ruszyć z miejsca. Musiałam mieć odpowiedni nastrój, by cokolwiek w ogóle zacząć. A ostatnio stan ten zdarzał się bardzo rzadko, więc tonęłam w morzu uzależnień, które były jak codzienny obowiązek. 

Nie byłam senna, wyszłam na balkon, by zapalić papierosa. Na niebie nie widziałam żadnej chmurki, choćby tej najmniejszej. Gwiazdy radośnie migotały, były całkowicie widoczne. Towarzyszył im ogromny księżyc, rozświetlający chodnikowe płytki. 

Usiadłam na krześle i odchyliłam głowę do tyłu. 

Spoglądałam w granatowe niemalże czarne sklepienie, które było zasiane milionem srebrnych, migoczących punkcików. Noc była spokojna. Lekki wietrzyk targał moje włosy, po czym oplatał moją twarz w delikatnym uścisku, potem przenikał gdzieś do mojego pokoju.
Świerszcze dawały przepiękny koncert, mogłam poczuć się jak dawniej, wsłuchując się w ich kojącą melodię, którą kiedyś tak bardzo kochałam. 

Czasy, kiedy byłam małą dziewczynką, kiedy każdy wieczór spędzałam w ogrodzie wraz z ojcem. Wsłuchiwaliśmy się w przepiękne, co najważniejsze naturalne odgłosy. Była to magia sama w sobie. Dla małej dziewczynki to był raj, scena na której mogła stać się, kim tylko chciała. Mogła tańczyć w ogrodzie pogrążona w marzeniach, tak nierealnych, dalekich od rzeczywistości, które mimo wszystko nigdy nie odeszły, dalej gdzieś głęboko w niej siedziały. Dlaczego? Bo nie zostały spełnione. W moim wnętrzu nadal żyła ta mała Grace, która czekała na ich spełnienie. Z każdym dniem wyczekiwała tego coraz bardziej. Próbowałam ją zagłuszać, ale za każdym razem znalazła jakąś drogę, by ponownie do mnie dotrzeć. 

Zamknęłam oczy i powróciłam na chwilę do tamtych pamiętnych czasów. 

W mojej głowie pojawił się obraz małej dziewczynki o ogniście rudych włosach, zbliżającej się w stronę wysokiego mężczyzny  o bujnej czuprynie. Mała Grace trzymała coś za plecami. Ojciec uklęknął przed dzieckiem, które po chwili wyciągnęło rączki zza pleców. Na malutkich dłoniach dziewczynki siedziała zielona żabka. Zwierzę zeskoczyło z jej rąk, gdy tylko poczuło, że ma jakąś drogę ucieczki. 

Oboje zaczęli się śmiać, ale Grace rzuciła się w trawę spowitą ciemnością, by ponownie złapać małe stworzenie. Niestety nie znalazła go. 

W tym też momencie nastała całkowita ciemność. Jakby ktoś w jednej chwili zabrał wszystkie gwiazdy i księżyc z nieba…


Obudziły mnie promienie słońca, wkradającego się na poranne niebo. Przetarłam zaspane oczy, nadal siedziałam na tarasie. Najwidoczniej byłam tak zmęczona, że nie zorientowałam się, kiedy usnęłam. Przeciągnęłam się długo, jak kot i ziewając weszłam do pokoju, zamykając drzwi. Poranek był chłodny i zdążyłam nabawić się gęsiej skórki. 

Lekko drżąc, narzuciłam na siebie czarną bluzę i straszliwie głodna, zeszłam na dół. Było bardzo wcześnie, rodzice jeszcze spali. Cała ulica z pewnością jeszcze wygodnie leżała w swoich łóżkach pogrążona w sennych marzeniach. 

O tej porze dom wydawał się opuszczony. Nie było słychać niczego. W pewnych momentach, cisza ogarniająca całą konstrukcję, była przerażająca. Jakby przez ściany przechodziły duchy i zabierały ze sobą wszelki hałas, który mógł zbudzić pozostałych domowników. Tak, jakby w murach tego domu, były umieszczone gąbki, które pochłaniały wszystkie niepotrzebne i niechciane dźwięki. Wszystko było takie wyciszone. 

Czasami miałam wrażenie, że wskazówki zegarów stawały w miejscu. I choć byłam tamtego ranka czysta, wiedziałam, że ilość narkotyków, jaką już zażyłam, robiła swoje mimo wszystko. To działo się tylko w moim podziurawionym już umyśle. 

Otworzyłam drzwi lodówki, której chłód omiótł moja rozgrzaną twarz. Wzdrygnęłam się i sięgnęłam po jogurt. Język zimna oplatał moją dłoń, sunął coraz wyżej, więc wyjęłam kubeczek i zatrzasnęłam drzwiczki. 

Wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżku krzyżując nogi i od razu zaczęłam konsumować jogurt. Od dawna nie miałam niczego w ustach. Bywały chwile w moim życiu, że potrafiłam nie jeść przez tydzień. Źle to na mnie wpływało. Przez kolejne dwa dni po tygodniowej głodówce chodziłam nieprzytomna. Wyglądałam, jak śmierć. Potem apetyt wracał, jadłam, przybierałam na wadze. Moje policzki nie były już zapadnięte. 

Puste pudełko postawiłam na podłodze. Udałam się do łazienki, by wziąć prysznic. Stałam w kabinie i patrzyłam na krople wody, które ściekały po moim ciele, tworząc na nim małe ścieżki. Strumyczki, które z zawrotną szybkością dostawały się na dno brodzika, po czym spływały dalej w dół. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do chłodnej pomieszczenia.
Przetarłam zaparowane lustro. Wyglądałam strasznie, jakby ktoś urządził sobie na mojej twarzy małą imprezę. Przeczesałam palcami mokre, rude włosy, spojrzałam na piegi, które były rozsypane na moich policzkach i nosie.

Ubrałam się i wyszłam z łazienki. 

Włączyłam dawno nieużywanego laptopa. Kiedy moim oczom ukazał się pulpit, uśmiechnęłam się. Było na nim zdjęcie. Stałam z Inez na plaży w palącym słońcu, na naszych twarzach gościły szerokie uśmiechy.

Kiedyś wszystko było inne, ale czasy… ludzie się zmieniają. 

Przejrzałam kilka stron i odłożyłam komputer na biurko. 

Pora było spakować się do szkoły, niechętnie to robiłam, gdyż czekało mnie spotkanie z trzema osobami, z którymi jakoś nie miałam ochoty rozmawiać. 

W szkole byłam wcześniej niż zwykle. Przeszłam opustoszałym korytarzem, usiadłam na ławce i patrzyłam na zielonkawą ścianę. Z zewnątrz wyglądałam, jakbym była totalnie odmóżdżona. Jednak w mojej głowie toczyła się bitwa między myślami. Nie mogłam się na żadnej skupić, każda chciała być tą najważniejszą. 

Ktoś mnie szturchnął, otworzyłam oczy, by zidentyfikować tę osobę.

Harry Styles? Czego on do licha ode mnie chciał?

- Cześć – uśmiechnął się.
- Cześć –burknęłam.
- Czemu uciekłaś?
- Co? Skąd? – próbowałam stworzyć wrażenie, że nie wiem o co mu chodzi.
- Ode mnie z domu.
- O czym ty mówisz, nigdy u ciebie nie byłam. Daj mi spokój. 

Wstałam z ławki i udałam się do łazienki, byle jak najdalej od tego chłopaka. W drodze do toalety wpadłam na jego najlepszego przyjaciela. Czy to ze mnie los zawsze musiał płatać sobie figle? Szybko go wyminęłam i zniknęłam za drzwiami. 

**

Szedłem właśnie do Harry’ego, kiedy minęła mnie , omal nie przewracając, rozwścieczona Grace. Chyba wiedziałem co, a raczej kto, ją tak zdenerwował. 

Znalazłem go samotnie siedzącego pod klasą. 

- Cześć młody.
- Louis, chciałem pogadać z Grace, ale…
- Jeszcze nie wiesz, jaka ona jest, ja spróbuję z nią porozmawiać – przerwałem mu. 

Bardzo dobrze wiedziałem, że Harry zabrał ją do siebie, zresztą ja na jego miejscu postąpiłbym tak samo. Pożegnałem się z przyjacielem i poszedłem w stronę swojej klasy. 

**

Usiadłam na podłodze i czekałam, aż trochę się uspokoję. Choć byłam jeszcze trochę podenerwowana, musiałam iść na lekcję, gdyż po całej szkole rozniósł się dźwięk dzwonka, jak dla mnie nadal za głośny. Chwyciłam torbę i opuściłam pomieszczenie. Wchodząc do klasy, widziałam, jak Styles na mnie patrzył, jakbym mu coś zrobiła. Zignorowałam jego spojrzenie i opadłam na krzesło. Na szczęście lekcja zleciała dość szybko. 

Po opuszczeniu klasy udałam się w stronę szafki. Wyjęłam z niej kilka rzeczy i poszłam przed szkołę. Pogoda była ładna, więc wolną godzinę postanowiłam spędzić na powietrzu, bo rzadko wychodziłam z domu, kiedy wracałam ze szkoły. 

Wszystko byłoby idealnie, gdyby po drodze nie dopadła mnie Clarie. 

- Grace, zaczekaj!

Zastygłam przy drzwiach.

- Masz moje zeszyty?
- Jasne – wygrzebałam notatniki z torby i wepchnęłam w jej ręce – trzymaj.

Popchnęłam oszklone drzwi i wyszła na zewnątrz. 

Brunetka podreptała za mną. Czego chciał tym razem? 

Przecisnęłam się przez grupkę pierwszoklasistów i usiadłam na lekko kołyszącej się trawie. Moje włosy targał leciutki wietrzyk. Obejrzałam w się w koło, Clarie gdzieś nagle przepadła.
Miałam nadzieję, że już nikt nie będzie mnie dzisiaj denerwować, ale myliłam się. W jednej chwili koło mnie pojawił się Louisa, jakby wyrósł spod ziemi, dosłownie. 

- Cześć Grace.
- Cześć? – odezwał się do mnie? 

Zazwyczaj tak jak wszyscy inni, nie zwracał na mnie uwagi. Musiał mieć w tym wszystkim jakiś interes. 

- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Niby o czym?
- O tym co się z tobą dzieje.
- A co cię to obchodzi? Mam swoje życie i nie powinieneś się w nie mieszać. Jakoś jak odeszła Inez, a ja zaczęłam popadać w coraz większe problemy, nie miałeś ochoty o nic  pytać. Po prostu mnie zostawiłeś, tak zrobili to inni. Mam cię gdzieś, jesteś taki sam, jak wszyscy beznadziejni ludzie krążący po tej planecie!
- Grace, spokojnie. Porozmawiajmy.
- Trzeba było o tym myśleć, zanim powiedziałeś, że jestem zwykłym śmieciem, bezwartościowym człowiekiem, który nie powinien istnieć. Przecież to z Inez się przyjaźniłeś, nie ze mną! Zostałam całkiem sama, myślałam wtedy, że ty, chociaż ty pozostaniesz ze mną, bo wiedziałeś co czułam, po jej stracie, sam odczuwałeś coś podobnego. Dlatego właśnie daj mi spokój!

Porwałam torbę z ziemi i pobiegłam na jedną z ławek. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, tym bardziej z nim. 

Dobrze, przyznaję się!

Ukryłam to przed wami, kiedyś kolegowałam się z Louisem Tomlinsonem. Ale okazał się być takim samym chamem, jak wszyscy wokół. 

Nie mieszkałam w Londynie od urodzenia, przyjechałam tam, gdy miałam jakieś 9 lat. Wtedy też poznałam Inez i Louisa, parę najlepszych przyjaciół. Przyjęli mnie do siebie, trzymałam się z nimi. Ale z roku na rok Louis była dla mnie coraz gorszy, twierdził, że zabieram mu Inez. Nie robiłam tego, do niczego jej nie zmuszałam, nie chciałam by to tak wyglądało. A kiedy odeszła, zmieszał mnie całkowicie z błotem, tak naprawdę nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Dlatego też nie widziałam najmniejszego sensu w tym, co teraz robił. Czego chciał? Przez te trzy lata traktował mnie jak powietrze, jakbyśmy nigdy się nie poznali, więc co się zmieniło? Na pewno miał jakiś interes. Niech się wypcha, mam dość takich ludzi!

Zamknęłam oczy, próbując się odrobinę uspokoić, ale nadal oddychałam szybko i niespokojnie. Kiedy otworzyłam oczy, naprzeciwko mnie zobaczyłam siedzącą Clarie. Spoglądała na mnie lekko przestraszona. 

- A ty czego chcesz? – warknęłam.
- Bo… przez przypadek dałaś mi swój szkicownik – podała mi go.
- Mam nadzieję, że tam nie zaglądałaś.
- No… tylko kilka rysunków, przysięgam.
- Nie umiesz uszanować prywatnej własności?
- Przepraszam… - spuściła głowę. 

Było we mnie tyle gniewu i złości, że cierpiała na tym  niczemu winna dziewczyna. 

Odetchnęłam głęboko. 

- Dobra, spokojnie. Ale zapamiętaj na przyszłość. 

Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, odwróciła się i od razu z niej zniknął. Przechyliłam głowę w bok, by zobaczyć tego przyczynę. No tak, Amanda, jej chłopak i jego kumple. Clarie chyba za nią tęskniła. 

- Tęsknisz za nią?
- Co? Tak, to znaczy nie. Chyba nawet lepiej, że się z nią już nie zadaję. Chociaż teraz nie mam już nikogo, nagadała na mnie tyle bzdur wyssanych z palca, powiedziała najskrytsze tajemnice.
- Witaj w moim świecie. 

Zanim brunetka coś mi odpowiedziała, Amanda stanęła koło stołu. 

- O proszę, czyżby nowe przyjaciółeczki? 

Spojrzałam na nią gniewnie, gdybym tylko mogła, zabiłabym ją wzrokiem. Spojrzałam na jej towarzyszy, Harry i Louis nie spuszczali ze mnie wzroku, pewnie chcieli zobaczyć moją reakcję. 

- Słuchaj – wstałam – sprawia ci to radość?
- Ale co?
- Ranienie innych. Zjawił się Styles, poleciałaś do niego. Odepchnęłaś przyjaciółkę, bo co? Bo on się zakumplował  z najpopularniejszymi chłopakami w całej szkole? To jest żałosne.
- A ty co? Boli cię to? Bo ty tak nie masz? Ohh, głupia przyjaciółeczka umarła i co? Zostałaś sama, nie masz życia, ćpunko!

Spojrzałam na każdego po kolei, widziałam, że Louis ma jej po dziurki w nosie, jeszcze po tym jak wspomniała o Inez. Wtedy nie wytrzymał.

- Kogo nazywasz głupią? To, że Inez już nie ma, nie znaczy, że możesz po niej jeździć!
- Loui! Co ty gadasz, nie mów, że obchodzi cię ta zmarła dziewczyna, przecież to była taka sama świruska jak ona – pokazała na mnie palcem.
- Tak się składa, że ta właśnie świruska, jak ją określiłaś, była też moją przyjaciółką. Nie pozwolę jej obrażać takiej osobie jak ty. Poza tym nigdy cię nie lubiłem i na pewno za żadne skarby nie chcę polubić, nie da się. Róbcie co chcecie, ale ja z tej waszej paczki z nią, odchodzę!

Machnął ręką i wyszedł poza teren szkoły. Widziałam, jak kierował się do parku. Założył kaptur, znowu? Musiałam odkryć o co mu chodzi. 

Harry w tym samym momencie puścił rękę Amandy. 

- Przyjaźniłaś się z Lou? 
- Nie, przyjaźniłam się z Inez, Louis nigdy mnie nie lubił.


********************** 
Cześć wszystkim, wiem, dawno mnie tutaj nie było, ale musicie mi to wybaczyć. 
Są wakacje i próbuję je w pełni wykorzystać, ostatnio ponad tydzień nie było mnie w domu i nie miałam czasu na pisanie. Nawet na rozdzielenie rozdziałów. 
Mnie ten rozdział się nie podoba, ale opinię pozostawiam wam. 
Jak już dodałam na tego bloga, to będę musiała też dodać w końcu na drugiego, nie wiem kiedy to nastąpi, gdyż tam nie mam napisanych rozdziałów do przodu.

10 komentarzy:

  1. Nie wiem jak to robisz, że każdy rozdział wychodzi Ci tak fenomenalnie.
    Lou i Grace byli znajomymi.- Wow
    Uwielbiam ostatnią scenę jak nagle pseudo paczka Amandy się rozpada. ♥
    Twój blog jest jednym z niewielu, który komentuję i wyrażam w nim swoją prawdziwą opinię.
    Co do wakacji to w pełni Cię rozumiem ale mam nadzieję, że niebawem pojawi się nowy rozdział.

    http://perfect-crazy-sweet.blogspot.com/
    http://keep-calm-and-go-to-england.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale, ze Louis kiedyś przyjaźnił się z Inez ? WOW ! Jestem w szoku. Totalnie mnioe tym rozwaliłaś, bo przyznam sie bez bicia, ze nigdy bym na to nie wpadła. Serious ! Kocham te twoje dynamiczne zwroty akcji ! No i cieszę się, ze BooBear okazał sie dobry i że wygarnął tej dziuni gdzie jest jej miejce -,- Ale interesuje mnie fakt, ze zakłada ten kaptur. Chyba to nic takiego ... Przewrazliwona jestem O_o Ćpa może ? Oooo ! Albo jest w mafii ! Nie no, dobra, Gabi ogar tą dupę.
    No, ale cos mi się nie wydaje, zeby t był koniec Amandy, bo jest jeszcze za wcześnie. A może i nie ? Oh, zresztą sama nie wiem !
    Jak taki genialny rodział może ci sie nie podobać ? Jets po prostu świetnie napisany, a twój ciekawy styl podoba mi sie coraz bardziej ! Naprawdę zostaniesz kiedyś sławną pisarką i pochwalę sie dzieciom, ze kiedyś czytałam twoje opowiadanie ...
    Czekam na następny, @LikeLaughNiall xx

    OdpowiedzUsuń
  3. walnęło ci się coś na ten mózg przez Brzeg, jakim cudem ten rozdział ci się nie podoba?! xd Ciesz się, ż ejuż pojechałaś to nie pojadę ci wpierdolić, bo mam za dalekoxd
    Rozdział jest omnomnomnomn zaskakuje tka jak powinien i w chuj się ciesze, że ta paczka koFFanej i LoFFcianej Amandy, której nigdy nie lubiłam się rozpadła.
    +Przez ciebie matko zaczynam lubić Lou co jest dziwne xd
    ++ Chce więcej Hazziątka i Greeeejssss. <3
    wybacz za nie ogarniety kom, ale twoja córka ogólnie jest nie ogarnięta,więc sama wiesz xd

    OdpowiedzUsuń
  4. śliczny blog. luknij do mnie, skomentuj i dodaj sie do obserwatorów. bd wdzięczna. hanusss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne ! rany niespodziewałam się że lou i Greace się kiedy kolwiek przyjaźnili :D to niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  6. wybacz, że komentarz dodaję dopiero dziś, ale wcześniej nie miałam czasu, na dłuższe rozpisywanie się. :)a więc powiem ci, że tym rozdziałem totalnie mnie zaskoczyłaś! Warto było czekać na niego tak długo, bo tak wiele spraw się w nim wyjaśniło. nigdy w życiu nie spodziewałabym się tego, że Grace kiedykolwiek mogła zadawać się z Louis'em! Sądziłam, że oni w ogóle się nie znają! i tak się zastanawiam czemu Lou teraz próbuję się z nią zaprzyjaźnić skoro wcześniej tak bardzo jej nie lubił.. hmm? i bardzo mnie ucieszyła końcówka, gdy on wreszcie zrozumiał jaka Amanda jest naprawdę i się odłączył ot ej 'paczki', mam nadzieję, że Harry przejrzy w końcu na oczy i zrobi tak samo, bo przecież Amanda to człowiek, do którego lepiej w ogóle się nie zbliżać. I jeszcze dziwi mnie trochę to, czemu Grace jest ciągle taka złośliwa na Clarie, przecież ona się zmieniła i na serio stara się być dla niej miła, a ona ją cały czas odtrąca. To trochę dziwne, bo przecież gdyby się z nią zakolegowała jej życie mogłoby się zmienić, nie byłaby dłużej samotna i może skończyłaby z narkotykami. Na koniec powiem ci jeszcze, że czytając ten rozdział miałam wrażenie jakbym czytała książkę, serio :D wspaniały był , mam nadzieję, że na kolejny nie będę musiała czekać miesiąc... a co z drugim blogiem? Wiesz jak bardzo kocham a tak mnie torturujesz nie dodając rozdziału :( hahaha ;D jjej, co ja wygaduję ;D dobra, nieważne lol ;D czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. super nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, wiem, że wczas komentarz dodaje, ale nie używałam laptopa przez praktycznie całe wakacje, a rozdział jest zajebisty, na prawdę tęskniłam za tą ciekawością która mi towarzyszy kiedy czytam Twoje opowiadania... ja od poczatku podejrzewalam, ze ona sie zna bardziej z Lou :D pisz szybko! :**

    OdpowiedzUsuń
  9. fajne i świetny blog zapraszam do siebie http://kolorowecukiekikocham.blogspot.com/ +obserwuje XD

    OdpowiedzUsuń
  10. No super super super! Jestem ciekawa co dalej Harry wymyśli! Ale się sprawy potoczyły i jeszcze się okaże, że Grace będzie musiała się od dosłownie wszystkich odpędzać xD Ciekawa jestem co skrywa Lou o.O SZYBKO DODAWAJ NASTĘPNY!

    + Zapraszam do mnie http://onedirectioniandrea.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń