Obudziłam się w łóżku, wyszłam z
niego i zeszłam na dół, żeby dowiedzieć się o co chodziło chłopakowi.
- Harry, o co ci wczoraj
chodziło? – ziewnęłam i od razu zakryłam usta rękoma.
- Chodzi o twoich rodziców.
- Ooo, to dobrze, są już w domu?
Zaraz do nich pójdę.
Już miałam iść w kierunku
schodów, ale Harry złapał mnie za nadgarstek i nie pozwolił nigdzie pójść.
- Niezupełnie, dzwonili wczoraj
ze szpitala.
- Skąd?! – nogi się pode mną
ugięły, wylądowałabym na podłodze, gdyby nie Liam, który właśnie przechodził i
mnie złapał.
- Muszę tam jechać! Zawiezie mnie
któryś?
- Chodź – Harry wziął kurtkę z
wieszaka i poszliśmy do samochodu.
Usiadłam na miejscu pasażera i
niecierpliwie stukałam palcami w szybę. Zdenerwowana i nie wiedząca co zastanę,
podbiegłam do szpitala. Kiedy znalazłam się w środku, nie wiedziałam, w którą
stronę miałam się udać. Podeszłam do recepcji, zapytałam o rodziców,
pielęgniarka podała mi numer sali, już miałam tam iść, ale Styles mnie zatrzymał.
- Poczekaj na mnie, Grace –
ciężko oddychał.
- Chodź – załapałam go mocno za
rękę ze strachu.
Bałam się tego, co mogłam
zobaczyć lub czego nie zobaczyć. W pomieszczeniu był tylko mój tata,
poturbowany i nieprzytomny. Łzy stanęły mi w oczach.
- Gdzie jest moja mama?
Spojrzałam na Harry’ego, który
nie chciał na mnie patrzeć, musiał coś wiedzieć. Podeszłam do niego i zmusiłam
chłopaka, by na mnie spojrzał.
- Powiedzieli ci coś wczoraj,
gadaj!
Ojciec był nieprzytomny, więc nie
martwiłam się podniesionym głosem, nie mogłam go tak nagle obudzić.
- Tak, twoi rodzice mieli
wypadek. Jak widzisz twój tata jest w ciężkim stanie, a mama… Ohh, nie umie ci
tego powiedzieć.
- Harry – łzy spływały mi po
policzkach – Harry, proszę.
- Dobrze – odetchnął i mocno mnie
przytulił, w pierwszej chwili chciałam się wyrwać, ale zrezygnowałam z tego
pomysłu. Ukrył twarz w moich włosach i wyszeptał – twoja mama zginęła na
miejscu. Tak mi przykro, Grace.
Próbowałam mu się wyrwać, chłopak
bardzo dobrze wiedział, co robi, kiedy mocno mnie do siebie przytulił,
wiedział, że tak zareaguję. Zacznę się wyrywać i płakać, jak jeszcze nigdy
dotąd. Szarpałam się i w końcu oboje wylądowaliśmy na podłodze. Siedziałam w
jego objęciach i płakałam, bo nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Nie mogłam
tego pojąć.
- Dlaczego, Harry, dlaczego?
- Przepraszam, że zapewniałem
cię, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo się myliłem.
- Przestań, to nie twoja wina i
nie bierz tego na siebie – głaskał mnie po włosach, co trochę mnie uspokoiło,
lecz nadal byłam w taki stanie, że praktycznie na niczym nie mogłam się skupić.
Rozmawiałam z lekarzem, który
kazał iść mi do domu i powiedział, że da znać, kiedy tata się wybudzi. Nie
chciałam opuszczać szpitala, ale doktor i Harry nalegali, więc w końcu się zgodziłam.
Styles podszedł do samochodu.
- Nie chcę jeszcze jechać do
domu. Przejdźmy się.
Zgodził się bez słowa.
Chodziliśmy po parku w milczeniu, żadne z nas nie miało odwagi się odezwać, aż
w końcu pękłam.
- Harry i co ja teraz zrobię?
Jedna z osób, które kochałam i która kochała mnie, odeszła. Została jeszcze
jedna, będąca w ciężkim stanie. A jeśli i mój tata odejdzie? Wtedy nie
pozostanie mi już nikt. Nie będę umiała z tym żyć. Nie.
- Jest więcej osób, które cię
kochają, nie zostaniesz całkiem sama, uwierz w to.
- Naprawdę? Jakoś nie potrafię.
- Musisz spróbować. Ohh, Grace.
Ja cię kocham.
- No tak, w końcu jesteś
moim przyjacielem.
- Nie, Grace. Nie kocham cię, jak
przyjaciółki. To coś więcej. Wiem, wybrałem nieodpowiedni moment, ale chyba
kiedy indziej nie odważyłbym się.
- Nie mówisz prawdy, chcesz mnie
tylko pocieszyć.
- Grace, czy gdybym kłamał,
mówiłbym ci takie rzeczy, jak te? Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał,
martwię się, kiedy cię coś trapi. Nie mogę znieść twojego smutku, rozpadam się
wtedy na kawałeczki, kiedy wiem, że nic nie mogę z tym zrobić. A kiedy się
uśmiechasz – uśmiechnął się nieśmiało – serce wali mi, jak oszalałe. Nie
wyobrażam sobie dnia bez ciebie. Nie mógłbym znieść myśli, że mogłabyś tak
nagle zniknąć. Nie teraz. Nie w tym życiu.
- Ale…
- Wiem, co chcesz teraz powiedzieć.
Że jak to możliwe. Wiem, uważasz, że jesteś brzydka, głupia, gruba, że jesteś
zawsze tą najgorszą, ale zapamiętaj, dla mnie jesteś idealna. Wiem, jak nie
lubisz swoich piegów, rudych włosów, figury, nóg i nosa. Jest jednak osoba,
która kocha te wszystkie małe rzeczy, to one czynią cię wyjątkową, jedyną,
niepowtarzalną. I czy mógłbym cię w takiej chwili okłamywać? Naprawdę cię
kocham.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Kompletna pustka w głowie, brak
słów. Widziałam tylko jego oczy. Piękne i zielone, jak wzrastająca wiosenna
trawa.
- Ohh, Harry – rozpłakałam się
jeszcze bardziej.
Świadomość, że miałam kogoś
takiego jak on podniosła mnie na duchu i byłam w stanie lekko się uśmiechnąć.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. To
naprawdę zwaliło mnie to z nóg… Pomimo tego, że siedzę – Harry roześmiał się
głośno, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. To musiała być miłość, przed którą
tyle się wzbraniałam.
- Potrafisz mnie rozśmieszyć w
każdej chwili – przytulił mnie.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jesteś – objęłam go w
pasie i mocniej przycisnęłam głowę do jego torsu, wsłuchując się w bicie serca
chłopaka.
Pachniał… pachniał po prostu
sobą, ten jego zapach, szampon jabłkowy wymieszany z zapachem nadchodzącej
wiosny. Może to był dobry moment, by powiedzieć mu, że też go kocham? Bałam
się, więc postanowiłam nic nie mówić. Spojrzałam na jego lekko zarumienioną
twarz, uśmiechnęłam się niepewnie i zbliżyłam się. Nasze nosy się stykały,
spojrzenia krzyżowały. Nie pozostawało mi nic więcej do zrobienia, jak go
pocałować, nie zdążyłam, bo zrobił to pierwszy. Złączył nasze usta i przeszło
mnie pozytywny uczucie. Czułam się dobrze, wiedziałam, że teraz nie będę sama.
Napawałam się tą chwilą, ale wszystko się kończy, musieliśmy w końcu wrócić do
domu.
Wieczorem zadzwonili ze szpitala
z wiadomością, że mój tata się jeszcze nie wybudził, zaczęłam się znowu zamartwiać
i mój wcześniejszy humor szlag trafił.
Chodziłam przygnębiona po domu
nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Odtrącałam każdego, kto wyciągał do mnie
pomocną dłoń, po prostu nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wyszłam do ogrodu
i usiadłam na małej ławeczce. W dłoniach trzymałam kubek gorącego kakao.
Wieczór był piękny, ciemność rozjaśniał wielki księżyc. Gdy tak na niego
patrzyłam, wydawało się, że nic innego się nie liczy. Widok świecącej kuli mnie
hipnotyzował i ukajał skołatane nerwy. Pozawalał przez chwilę nie myśleć o tym,
że już nigdy więcej nie zobaczę mojej ukochanej mamy. Uświadomiłam sobie wtedy,
że wiele straciłam przez wcześniejsze zachowanie. Odizolowywanie się od
wszystkich. Najpierw los zabrał mi brata, teraz mamę. Nie wiedziałam, czy zniosę
więcej. Nie chciałam, by ukochane osoby ode mnie odchodziły. To tak bardzo
bolało. Moja dusza kolejny raz została rozerwana i zabrano jej cząstkę, która
prawdopodobnie miała już nigdy nie powrócić.
Patrząc tak w niebo i
zastanawiając się nad tym wszystkim, nie zorientowałam się, że znacznie
przechyliłam kubek i nagle gorący napój popłynął po moich nogach. Syknęłam, bo
się poparzyłam i poszła szybko do łazienki, by oblać rozgrzaną skórę zimną
wodą. Zawsze tak było. Coś psuło te piękne chwile ciszy i spokoju wokół
mnie. Nie miało znaczenia nawet to, że w
mojej głowie szalało tornado zabierając wszystkie myśli napotkane na drodze.
Miałam mętlik w głowie, każda myśl się ze sobą mieszała i nie mogłam na niczym
się skupić. Tak, jakbym miała w głowie splątane słuchawki i nie mogąc ich
rozsupłać z każdą chwilą denerwowałam się bardziej.
Siedziałam na brzegu wanny i
wyklinałam spodnie, które nie były niczemu winne. Były tylko kawałkiem
materiału.
Chciałam wtedy włożyć ręce do
głowy i wyjąć z niej ten supeł niepotrzebny i zalegających w niej myśli, wyjąć
i zakopać głęboko pod ziemią, a kiedy poczułabym, że jestem gotowa, odkopać i z
powrotem wchłonąć, by przypadkiem jakieś wspomnienia się nie zagubiły.
Siedziałam w samych majtkach i
patrzyłam na kakaową plamę, byłam do niczego. Nawet głupich spodni nie byłam w
stanie wyprać. Bo patrząc na mokre miejsce wydawało mi się, że ten kształt coś
mi przypominał. Tak, jakby były to rysy twarzy mojej mamy. Kiedy tak
wpatrywałam się bez celu w brudne spodnie, do łazienki wszedł Harry, widocznie
zaniepokojony moim długim pobytem w pomieszczeniu.
- Wszystko dobrze?
- Nie do końca. Przez pewien czas
nie będę mogła się pozbierać. Prawdopodobnie nigdy się do końca z tym nie
pogodzę. Ale w mojej głowie szaleje teraz za dużo myśli i nie mogę na niczym
się skupić.
- Rozumiem, zostaw te spodnie.
Później ci je wypiorę, a teraz ubieraj jakieś dresy, odprowadzę cię do łóżka.
Położysz się i może będzie odrobinę lepiej.
- Sam w to nie wierzysz.
- Zawsze możesz spróbować, no
chodź.
Objął mnie i poszliśmy do mojego
tymczasowego pokoju. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co zaszło w parku, więc
chłopcy dziwnie na nas patrzyli. Nie obchodziło mnie to. Chciałam znaleźć się w
wygodnym łóżku, zakopać się głęboko pod mięciutką kołdrą i nigdy spod niej nie
wychodzić. Zapaść w jakiś długi sen, obudzić się i zobaczyć, że nic się nie
zmieniło, że wszystko było po staremu. Cała moja rodzina.
Chciałabym, żeby to wszystko było
tylko głupim snem. Na darmo się łudziłam, bo w głębi duszy wiedziałam, że tak
nie jest i nigdy nie będzie. To co było, odeszło bezpowrotnie. Nie było
najmniejszej szansy, by coś wydarzyło się jeszcze raz. Dotarło do mnie, że moje
pożegnanie z mamą na ganku, było naszym ostatnim. Żegnałam się z nią już na
zawsze. Przynajmniej rozstałyśmy się w zgodzie, to jedyna rzecz, jaka mnie w
tamtym dniu ucieszyła, nie pomijając zdarzenia w parku.
Rano obudziłam się z wielkim
bólem głowy, gdyż koniec końców i tak przepłakałam pół nocy, a jeśli udało mi
się zasnąć, to zaraz budziłam się, bo miałam koszmary.
Wtedy też przyszedł do mnie Harry
i uspokajał, kiedy wystraszona i zlana potem otwierałam oczy. Pozwoliłam mu
zostać w moim łóżku, bo wtedy koszmary mnie nie nękały.
Zwlekłam na dół swoje zwłoki i
bez entuzjazmu przywitałam się z chłopakami.
Wiedzieli o mojej mamie i jak to na nich przystało, pocieszali mnie
najlepiej, jak potrafili. Cieszyłam się, że ich poznałam, nie wiem, co bym
zrobiła, gdyby tak nagle zniknęli z mojego życia.
Usiadłam przy stole i patrzyła,
jak Niall wyczynia cuda z patelnią. Machał nią we wszystkich kierunkach, nie
wiedziałam, czy to jego jakieś poranne ćwiczenia, czy może przygotowywał się
psychicznie do zrobienia śniadania. Nie chciałam wnikać, bo i tak mnie to nie
interesowało, dalej myślami byłam w odległej krainie smutku i rozpaczy, choć
próbowałam to ukrywać, żeby nikogo nie martwić. Harry nie dał się zwieść i
ciągle spoglądał na mnie ze smutkiem.
Chciałam od razu pojechać do
taty, ale mój chłopak kazał mi coś zjeść. Niestety nie mogłam nic przełknąć,
ale żeby nie robić przykrości Horanowi nadgryzłam trochę naleśnika i z
trudnością połknęłam kęs ciepłego ciasta.
Ubrałam się, kiedy całe
towarzystwo pałaszowało posiłek i czekałam na Harry’ego przed domem. Siedziałam
na schodku i po prostu patrzyłam przed siebie. Nie wiedziałam, co ze sobą
zrobić, więc bawiłam się włosami. Zaplatałam i rozplątywałam warkocze, aż
pojawił się mój chłopak. O ile mogłam go tak nazywać, naprawdę bałam się tego
określenia, bo wiązały się z tym wszystkim wszelkie zobowiązania, którym mogłam
nie podołać. Bałam się zaangażować, a może bardziej obawiałam się, że zostanę
zraniona. To był mój odwieczny koszmar, jeżeli chodziło o związki. Widziałam
wielu ludzi, którzy cierpieli przez swoich partnerów, nie chciałam dołączyć do
tego grona. Dlatego nie wykazywałam żadnych zainteresowań, ale kiedy poznałam
Harry’ego, wszystko się zmieniło. Może to właśnie miał być on. Na dobre i na
złe. Byłby u mojego boku już zawsze i nie pozwolił na to, bym odeszła w niebyt.
Usiadłam w fotelu i ponagliłam
szatyna, by się pospieszył, nie mogłam czekać. Uspokoił mnie i odpalił silnik.
Do szpitala mieliśmy kawałek, więc odchyliłam głowę do tyłu, zamknęłam oczy i
próbowałam się odprężyć, co kiepsko mi wychodziło. Włączyłam rado, ale to także
nic nie dało.
Byłam daleko, tylko ja i moje
myśli. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, zero uczuć, czegokolwiek.
Przemierzałam pustynię uczuć wiedząc, że i tak żadnego nie odnajdę. Gdyby tata
się wybudził, nie chciałam, by zobaczył, jak jego córka stoi i patrzy na niego
pustym wzrokiem, a jej twarz jest wyprana z emocji.
Samochód się zatrzymał, nie
zrobiłam żadnego ruchu, tak jakbym wrosła w siedzenie.
- Grace, jesteśmy.
- Tak, wiem. Boję się tam iść.
- Powiem ci tak. Co ma być to
będzie, co się stanie lub już stało, to się nie odstanie, będziesz musiała z
tym żyć, co by to nie było. Nic nie dzieje się bez powodu. Los czasami jest
okrutny, ale wyjdź mu naprzeciw i pokaż swoją siłę. Udowodnij, że się nie
poddasz, mimo wszystko. Mimo wewnętrznego bólu, który rozsadza cię od środka.
- Dziękuję – odpięłam pasy i
mocno go przytuliłam.
Nawet nie wiedział, jak bardzo
wspierał mnie swoimi słowami. Wysiadłam silniejsza o kilka zdań, które
wypłynęły z ust Harry’ego. Złapaliśmy się za ręce i odetchnąwszy ruszyliśmy w
stronę wejścia. Od razu udałam się pod salę, ale do niej nie weszłam. Nie
miałam siły. Kiedy się do tego zabierałam i podeszłam do drzwi, nagle się
otworzyły. Zobaczyłam przed sobą lekarza, z którym wczoraj rozmawiałam i
którego poszedł szukać Harry. Mężczyzna miała dziwną minę i aż bałam się
zapytać, co z moim tatą.
- Dzień dobry, z tatą wszystko
dobrze?
- Słoneczko, wiem o twojej mamie
i ciężko mi to mówić, ale twój tata nie przeżył. Zmarł dzisiaj nad ranem.
- Nie, nie, nie. To na pewno jest
jeden z moich koszmarów, to nie może być prawda! – złapałam go za fartuch i
zaczęłam szarpać z bezsilności i beznadziejności mojej obecnej sytuacji.
Chwilę potem osunęłam się na
ziemię. Mężczyzna przykucnął i mnie przytulił, tak po prostu. Cieszyłam się, że
na świecie byli jeszcze tacy bezinteresowni ludzie. Harry pojawił się, kiedy
doktor pomagał mi wstać. Gdy tylko mnie puścił, a u mego boku stanął chłopak,
runęłam w jego ramiona. Od razu domyślił się, o co chodzi. Nie musiał pytać,
wystarczyło, że spojrzał w moje oczy tonące w morzu smutku, nie widzące na
horyzoncie żadnego koła ratunkowego. To było nieuniknione. Moje szczęście
zatonęło w słonym morzu łez, które spływały po rozgrzanych policzkach skapując
na podłogę, rozbijając się i rozpraszając resztę smutku po szpitalnej posadzce.
Roztrzęsiona wsiadłam do
samochodu.
- Wiem, że nic nie może równać
się ze śmiercią rodziców. Wiem też, że na twoim miejscu bym się lepiej nie
zachowywał. Ale bądź silna. Dla nich. Nie oczekuję od ciebie niczego. Nie
musisz tego robić dla mnie, zrób to dla nich.
Nie odpowiedziałam nic, ale
chłopak zupełnie się tym nie przejął, bo doskonale wiedział, co wtedy
przeżywałam.
Jak zjawa przeszłam przez salon i
schodek po schodku udałam się do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, nie
wiem ile czasu minęło, aż Harry zaszczycił mnie swoją obecnością. Może były to
minuty, godzina, jednak dla mnie czas drastycznie zwolnił i każda sekunda była
męczarnią. Nie byłam obecna, dryfowałam po umyśle w poszukiwaniu ukojenia moich
wszystkich smutków, szukałam jakichś pozytywnych wspomnień, które nagle gdzieś
zniknęły.
Ocknęłam się, wstałam i podeszłam
do Harry’ego. Złapałam go za rękę, po czym znowu wróciłam do łóżka, ale już nie
sama. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i usnęłam.
Dni mijały jak szalone, a ja nie
czułam się lepiej ani gorzej. Snułam się po domu, jak duch. Nie jadłam,
potrafiłam przeleżeć cały dzień w łóżku. Nie miałam motywacji do niczego. Już
nawet Harry nie dawał sobie z tym rady, nie umiał mi w żaden sposób pomóc.
Staczałam się w otchłań smutku z
sekundy na sekundę, choć miałam pod ręką wspaniałych ludzi, z których
towarzystwa nie potrafiłam się wtedy cieszyć.
Pogrzeb był dla mnie ciężkim
przeżyciem. Oczywiście towarzyszyli mi wszyscy, lecz wiele mi to nie dało.
Kiedy opuszczali trumny, wiedziałam, że to już koniec. Musiałam żyć sama,
dorosnąć. Objęłam Harry’ego w pasie, a zapłakaną twarz ukryłam w połach jego
marynarki. Ten jakże smutny widok mnie złamał. Nie dałam rady dłużej na to
patrzeć. Miałam wrażenie, że jakieś niewidzialne ręce ciągną mnie do nich, więc
zacisnęłam mocniej ręce wokół pasa chłopaka. Żegnałam się rodzicami, ale nigdy
nie zamierzałam o nich zapomnieć. Już na zawsze mieli pozostać w mojej pamięci
i sercu, snach. Dalej będą w moim życiu, chociaż ich cielesne powłoki już nigdy
nie staną w drzwiach mojego pokoju. Będą funkcjonować jako dobre wspomnienia
pozwalające mi na normalne życie.
Chłopcy udali się do samochodu,
zostaliśmy tylko my. Ja, Harry i rodzice.
- Będziesz tu czasem ze mną
przychodził?
- Oczywiście, zawsze, kiedy mnie
o to poprosisz.
- Dziękuję – musnęłam lekko jego
usta.
Po powrocie od razu wpakowałam
się do łóżka. Położyłam się na boku i patrzyłam w okno, za którym radośnie
świergotały ptaki. Denerwowało mnie to. Cały świat był przeszczęśliwy, a ja w
tym samym czasie przechodziłam swoje małe piekło. Zostałam sama, jak palec.
Cała moja najbliższa rodzina odeszła. Położyłam poduszkę na głowie i głośno
krzyknęłam. Zaczęłam rzucać się po łóżku i płakać. Nie mogłam nic zrobić. Nie
mogłam…Nie mogłam. Nie mogłam. Te słowa bez przerwy krążyły mi po głowie.
Przepłakałam całą noc, co nie było dla mnie większym zaskoczeniem. Siedziałam w
kącie pokoju, kołysałam się w przód i w tył, a z moich oczu sączyła się słona
ciecz. Zamknęłam drzwi na klucz, dlatego nikt nie mógł wejść do środka. Kilka
razy się do mnie dobijali, ale nie zwróciłam na to uwagi. Puściłam mimo uszu
nawet błagania Harry’ego, który szczerze się o mnie martwił, mogłam
podejrzewać, że przechodził podobne piekło, ale z mojego powodu.
Zasnęłam nad ranem i obudziłam
się dopiero na wieczór. Zeszłam do salonu, w którym siedzieli chłopcy i
oglądali telewizję. Nie winiłam ich za to, że żyli, jak dotychczas. To byli moi
rodzice i oni nie musieli przeżywać tego tak, jak ja. Chociaż widać było, że
nie są tak weseli, jak zawsze.
Najgorzej było z Harrym. Chyba
nie spał całą noc, bo miał strasznie zmęczony wyraz twarzy i podkrążone oczy.
Przysypiał na siedząco. Głowa co chwilę opadała mu na bok, choć on zażarcie z
nią walczył i próbował utrzymać ją w pionie. Usiadłam obok niego, wcześniej
witając się z resztą. Złapałam chłopaka za rękę i lekko potrząsnęłam. Szatyn
ocknął się z lekkiego zamroczenia i uśmiechnął się z wielkim wysiłkiem.
- Harry, nie spałeś?
- Nie, nie mogłem.
- Słuchaj, idź spać, bo ledwo
żyjesz. Później porozmawiamy.
Opierał się, ale w końcu udało mi
się zaciągnąć go do pokoju i położyć na łóżku. Zdjęłam mu buty i położyłam nogi
na łóżku.
- Nie usnę, Grace.
- Uśniesz… Harry?
Tylko dotknął głową poduszki, a
już spał jak dziecko. Zrobiło mi się strasznie przyjemnie, kiedy na niego
patrzyłam i miałam świadomość, że taki człowiek, jak on jest zawsze obok mnie,
gotowy pomóc w każdej sytuacji.
Ucałowałam jego skroń i
wyszeptałam.
- Kocham cię, dobranoc.
*****************************
Cześć wszystkim, w końcu zmotywowałam się, żeby dodać ten rozdział, dodaję tyle ile miałam napisane, nie wiem, kiedy resztę uporządkuję i przepiszę na laptopa. Pewnie nikt tego nie skomentuje, ale cóż, moja wina, późno dodałam. Do zobaczenia.
Jak dobrze że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę że Hazza jest z Grace!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Świetny rozdział, gratuluję i pozdrawiam <3
Dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że są świetne ;')
OdpowiedzUsuńAwww.. Harry jest z Grace *-*
Szkoda tylko, że straciła rodziców ;c
Czekam na nn ;')
Pozdrawiam xx
Już straciłam nadzieję, że cokolwiek dodasz. A tu proszę, świetny rozdział, ja się poryczałam, ale nie, to nie ma znaczenia. Kocham Twoje blogi, kocham, kocham, kocham! Uwielbiam czytać te opisy, dłuższe wypowiedzi... Ogólnie, jest naprawdę genialnie <3
OdpowiedzUsuń