niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 16 "Kocham cię, dobranoc."



Obudziłam się w łóżku, wyszłam z niego i zeszłam na dół, żeby dowiedzieć się o co chodziło chłopakowi. 

- Harry, o co ci wczoraj chodziło? – ziewnęłam i od razu zakryłam usta rękoma.
- Chodzi o twoich rodziców.
- Ooo, to dobrze, są już w domu? Zaraz do nich pójdę. 

Już miałam iść w kierunku schodów, ale Harry złapał mnie za nadgarstek i nie pozwolił nigdzie pójść. 

- Niezupełnie, dzwonili wczoraj ze szpitala.
- Skąd?! – nogi się pode mną ugięły, wylądowałabym na podłodze, gdyby nie Liam, który właśnie przechodził i mnie złapał.
- Muszę tam jechać! Zawiezie mnie któryś?
- Chodź – Harry wziął kurtkę z wieszaka i poszliśmy do samochodu. 

Usiadłam na miejscu pasażera i niecierpliwie stukałam palcami w szybę. Zdenerwowana i nie wiedząca co zastanę, podbiegłam do szpitala. Kiedy znalazłam się w środku, nie wiedziałam, w którą stronę miałam się udać. Podeszłam do recepcji, zapytałam o rodziców, pielęgniarka podała mi numer sali, już miałam tam iść, ale Styles mnie zatrzymał. 

- Poczekaj na mnie, Grace – ciężko oddychał.
- Chodź – załapałam go mocno za rękę ze strachu. 

Bałam się tego, co mogłam zobaczyć lub czego nie zobaczyć. W pomieszczeniu był tylko mój tata, poturbowany i nieprzytomny. Łzy stanęły mi w oczach. 

- Gdzie jest moja mama? 

Spojrzałam na Harry’ego, który nie chciał na mnie patrzeć, musiał coś wiedzieć. Podeszłam do niego i zmusiłam chłopaka, by na mnie spojrzał. 

- Powiedzieli ci coś wczoraj, gadaj! 

Ojciec był nieprzytomny, więc nie martwiłam się podniesionym głosem, nie mogłam go tak nagle obudzić. 

- Tak, twoi rodzice mieli wypadek. Jak widzisz twój tata jest w ciężkim stanie, a mama… Ohh, nie umie ci tego powiedzieć.
- Harry – łzy spływały mi po policzkach – Harry, proszę.
- Dobrze – odetchnął i mocno mnie przytulił, w pierwszej chwili chciałam się wyrwać, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Ukrył twarz w moich włosach i wyszeptał – twoja mama zginęła na miejscu. Tak mi przykro, Grace. 

Próbowałam mu się wyrwać, chłopak bardzo dobrze wiedział, co robi, kiedy mocno mnie do siebie przytulił, wiedział, że tak zareaguję. Zacznę się wyrywać i płakać, jak jeszcze nigdy dotąd. Szarpałam się i w końcu oboje wylądowaliśmy na podłodze. Siedziałam w jego objęciach i płakałam, bo nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Nie mogłam tego pojąć. 

- Dlaczego, Harry, dlaczego?
- Przepraszam, że zapewniałem cię, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo się myliłem.
- Przestań, to nie twoja wina i nie bierz tego na siebie – głaskał mnie po włosach, co trochę mnie uspokoiło, lecz nadal byłam w taki stanie, że praktycznie na niczym nie mogłam się skupić. 

Rozmawiałam z lekarzem, który kazał iść mi do domu i powiedział, że da znać, kiedy tata się wybudzi. Nie chciałam opuszczać szpitala, ale doktor i Harry nalegali, więc w końcu się zgodziłam. 

Styles podszedł do samochodu.

- Nie chcę jeszcze jechać do domu.  Przejdźmy się. 

Zgodził się bez słowa. Chodziliśmy po parku w milczeniu, żadne z nas nie miało odwagi się odezwać, aż w końcu pękłam. 

- Harry i co ja teraz zrobię? Jedna z osób, które kochałam i która kochała mnie, odeszła. Została jeszcze jedna, będąca w ciężkim stanie. A jeśli i mój tata odejdzie? Wtedy nie pozostanie mi już nikt. Nie będę umiała z tym żyć. Nie.
- Jest więcej osób, które cię kochają, nie zostaniesz całkiem sama, uwierz w to.
- Naprawdę? Jakoś nie potrafię.
- Musisz spróbować. Ohh, Grace. Ja cię kocham.
- No tak, w końcu jesteś moim  przyjacielem.
- Nie, Grace. Nie kocham cię, jak przyjaciółki. To coś więcej. Wiem, wybrałem nieodpowiedni moment, ale chyba kiedy indziej nie odważyłbym się.
- Nie mówisz prawdy, chcesz mnie tylko pocieszyć.
- Grace, czy gdybym kłamał, mówiłbym ci takie rzeczy, jak te? Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał, martwię się, kiedy cię coś trapi. Nie mogę znieść twojego smutku, rozpadam się wtedy na kawałeczki, kiedy wiem, że nic nie mogę z tym zrobić. A kiedy się uśmiechasz – uśmiechnął się nieśmiało – serce wali mi, jak oszalałe. Nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie. Nie mógłbym znieść myśli, że mogłabyś tak nagle zniknąć. Nie teraz. Nie w tym życiu.
- Ale…
- Wiem, co chcesz teraz powiedzieć. Że jak to możliwe. Wiem, uważasz, że jesteś brzydka, głupia, gruba, że jesteś zawsze tą najgorszą, ale zapamiętaj, dla mnie jesteś idealna. Wiem, jak nie lubisz swoich piegów, rudych włosów, figury, nóg i nosa. Jest jednak osoba, która kocha te wszystkie małe rzeczy, to one czynią cię wyjątkową, jedyną, niepowtarzalną. I czy mógłbym cię w takiej chwili okłamywać? Naprawdę cię kocham. 

Nie wiedziałam, co powiedzieć. 

Kompletna pustka w głowie, brak słów. Widziałam tylko jego oczy. Piękne i zielone, jak wzrastająca wiosenna trawa.

- Ohh, Harry – rozpłakałam się jeszcze bardziej. 

Świadomość, że miałam kogoś takiego jak on podniosła mnie na duchu i byłam w stanie lekko się uśmiechnąć. 

- Nie wiem, co mam powiedzieć. To naprawdę zwaliło mnie to z nóg… Pomimo tego, że siedzę – Harry roześmiał się głośno, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. To musiała być miłość, przed którą tyle się wzbraniałam.
- Potrafisz mnie rozśmieszyć w każdej chwili – przytulił mnie.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jesteś – objęłam go w pasie i mocniej przycisnęłam głowę do jego torsu, wsłuchując się w bicie serca chłopaka. 

Pachniał… pachniał po prostu sobą, ten jego zapach, szampon jabłkowy wymieszany z zapachem nadchodzącej wiosny. Może to był dobry moment, by powiedzieć mu, że też go kocham? Bałam się, więc postanowiłam nic nie mówić. Spojrzałam na jego lekko zarumienioną twarz, uśmiechnęłam się niepewnie i zbliżyłam się. Nasze nosy się stykały, spojrzenia krzyżowały. Nie pozostawało mi nic więcej do zrobienia, jak go pocałować, nie zdążyłam, bo zrobił to pierwszy. Złączył nasze usta i przeszło mnie pozytywny uczucie. Czułam się dobrze, wiedziałam, że teraz nie będę sama. Napawałam się tą chwilą, ale wszystko się kończy, musieliśmy w końcu wrócić do domu. 

Wieczorem zadzwonili ze szpitala z wiadomością, że mój tata się jeszcze nie wybudził, zaczęłam się znowu zamartwiać i mój wcześniejszy humor szlag trafił. 

Chodziłam przygnębiona po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Odtrącałam każdego, kto wyciągał do mnie pomocną dłoń, po prostu nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wyszłam do ogrodu i usiadłam na małej ławeczce. W dłoniach trzymałam kubek gorącego kakao. Wieczór był piękny, ciemność rozjaśniał wielki księżyc. Gdy tak na niego patrzyłam, wydawało się, że nic innego się nie liczy. Widok świecącej kuli mnie hipnotyzował i ukajał skołatane nerwy. Pozawalał przez chwilę nie myśleć o tym, że już nigdy więcej nie zobaczę mojej ukochanej mamy. Uświadomiłam sobie wtedy, że wiele straciłam przez wcześniejsze zachowanie. Odizolowywanie się od wszystkich. Najpierw los zabrał mi brata, teraz mamę. Nie wiedziałam, czy zniosę więcej. Nie chciałam, by ukochane osoby ode mnie odchodziły. To tak bardzo bolało. Moja dusza kolejny raz została rozerwana i zabrano jej cząstkę, która prawdopodobnie miała już nigdy nie powrócić.

Patrząc tak w niebo i zastanawiając się nad tym wszystkim, nie zorientowałam się, że znacznie przechyliłam kubek i nagle gorący napój popłynął po moich nogach. Syknęłam, bo się poparzyłam i poszła szybko do łazienki, by oblać rozgrzaną skórę zimną wodą. Zawsze tak było. Coś psuło te piękne chwile ciszy i spokoju wokół mnie.  Nie miało znaczenia nawet to, że w mojej głowie szalało tornado zabierając wszystkie myśli napotkane na drodze. Miałam mętlik w głowie, każda myśl się ze sobą mieszała i nie mogłam na niczym się skupić. Tak, jakbym miała w głowie splątane słuchawki i nie mogąc ich rozsupłać z każdą chwilą denerwowałam się bardziej. 

Siedziałam na brzegu wanny i wyklinałam spodnie, które nie były niczemu winne. Były tylko kawałkiem materiału. 

Chciałam wtedy włożyć ręce do głowy i wyjąć z niej ten supeł niepotrzebny i zalegających w niej myśli, wyjąć i zakopać głęboko pod ziemią, a kiedy poczułabym, że jestem gotowa, odkopać i z powrotem wchłonąć, by przypadkiem jakieś wspomnienia się nie zagubiły.
Siedziałam w samych majtkach i patrzyłam na kakaową plamę, byłam do niczego. Nawet głupich spodni nie byłam w stanie wyprać. Bo patrząc na mokre miejsce wydawało mi się, że ten kształt coś mi przypominał. Tak, jakby były to rysy twarzy mojej mamy. Kiedy tak wpatrywałam się bez celu w brudne spodnie, do łazienki wszedł Harry, widocznie zaniepokojony moim długim pobytem w pomieszczeniu. 

- Wszystko dobrze?
- Nie do końca. Przez pewien czas nie będę mogła się pozbierać. Prawdopodobnie nigdy się do końca z tym nie pogodzę. Ale w mojej głowie szaleje teraz za dużo myśli i nie mogę na niczym się skupić.
- Rozumiem, zostaw te spodnie. Później ci je wypiorę, a teraz ubieraj jakieś dresy, odprowadzę cię do łóżka. Położysz się i może będzie odrobinę lepiej.
- Sam w to nie wierzysz.
- Zawsze możesz spróbować, no chodź.

Objął mnie i poszliśmy do mojego tymczasowego pokoju. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co zaszło w parku, więc chłopcy dziwnie na nas patrzyli. Nie obchodziło mnie to. Chciałam znaleźć się w wygodnym łóżku, zakopać się głęboko pod mięciutką kołdrą i nigdy spod niej nie wychodzić. Zapaść w jakiś długi sen, obudzić się i zobaczyć, że nic się nie zmieniło, że wszystko było po staremu. Cała moja rodzina. 

Chciałabym, żeby to wszystko było tylko głupim snem. Na darmo się łudziłam, bo w głębi duszy wiedziałam, że tak nie jest i nigdy nie będzie. To co było, odeszło bezpowrotnie. Nie było najmniejszej szansy, by coś wydarzyło się jeszcze raz. Dotarło do mnie, że moje pożegnanie z mamą na ganku, było naszym ostatnim. Żegnałam się z nią już na zawsze. Przynajmniej rozstałyśmy się w zgodzie, to jedyna rzecz, jaka mnie w tamtym dniu ucieszyła, nie pomijając zdarzenia w parku. 

Rano obudziłam się z wielkim bólem głowy, gdyż koniec końców i tak przepłakałam pół nocy, a jeśli udało mi się zasnąć, to zaraz budziłam się, bo miałam koszmary. 

Wtedy też przyszedł do mnie Harry i uspokajał, kiedy wystraszona i zlana potem otwierałam oczy. Pozwoliłam mu zostać w moim łóżku, bo wtedy koszmary mnie nie nękały. 

Zwlekłam na dół swoje zwłoki i bez entuzjazmu przywitałam się z chłopakami.  Wiedzieli o mojej mamie i jak to na nich przystało, pocieszali mnie najlepiej, jak potrafili. Cieszyłam się, że ich poznałam, nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tak nagle zniknęli z mojego życia. 

Usiadłam przy stole i patrzyła, jak Niall wyczynia cuda z patelnią. Machał nią we wszystkich kierunkach, nie wiedziałam, czy to jego jakieś poranne ćwiczenia, czy może przygotowywał się psychicznie do zrobienia śniadania. Nie chciałam wnikać, bo i tak mnie to nie interesowało, dalej myślami byłam w odległej krainie smutku i rozpaczy, choć próbowałam to ukrywać, żeby nikogo nie martwić. Harry nie dał się zwieść i ciągle spoglądał na mnie ze smutkiem.
Chciałam od razu pojechać do taty, ale mój chłopak kazał mi coś zjeść. Niestety nie mogłam nic przełknąć, ale żeby nie robić przykrości Horanowi nadgryzłam trochę naleśnika i z trudnością połknęłam kęs ciepłego ciasta. 

Ubrałam się, kiedy całe towarzystwo pałaszowało posiłek i czekałam na Harry’ego przed domem. Siedziałam na schodku i po prostu patrzyłam przed siebie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc bawiłam się włosami. Zaplatałam i rozplątywałam warkocze, aż pojawił się mój chłopak. O ile mogłam go tak nazywać, naprawdę bałam się tego określenia, bo wiązały się z tym wszystkim wszelkie zobowiązania, którym mogłam nie podołać. Bałam się zaangażować, a może bardziej obawiałam się, że zostanę zraniona. To był mój odwieczny koszmar, jeżeli chodziło o związki. Widziałam wielu ludzi, którzy cierpieli przez swoich partnerów, nie chciałam dołączyć do tego grona. Dlatego nie wykazywałam żadnych zainteresowań, ale kiedy poznałam Harry’ego, wszystko się zmieniło. Może to właśnie miał być on. Na dobre i na złe. Byłby u mojego boku już zawsze i nie pozwolił na to, bym odeszła w niebyt. 

Usiadłam w fotelu i ponagliłam szatyna, by się pospieszył, nie mogłam czekać. Uspokoił mnie i odpalił silnik. Do szpitala mieliśmy kawałek, więc odchyliłam głowę do tyłu, zamknęłam oczy i próbowałam się odprężyć, co kiepsko mi wychodziło. Włączyłam rado, ale to także nic nie dało. 

Byłam daleko, tylko ja i moje myśli. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, zero uczuć, czegokolwiek. Przemierzałam pustynię uczuć wiedząc, że i tak żadnego nie odnajdę. Gdyby tata się wybudził, nie chciałam, by zobaczył, jak jego córka stoi i patrzy na niego pustym wzrokiem, a jej twarz jest wyprana z emocji.
Samochód się zatrzymał, nie zrobiłam żadnego ruchu, tak jakbym wrosła w siedzenie. 

- Grace, jesteśmy.
- Tak, wiem. Boję się tam iść.
- Powiem ci tak. Co ma być to będzie, co się stanie lub już stało, to się nie odstanie, będziesz musiała z tym żyć, co by to nie było. Nic nie dzieje się bez powodu. Los czasami jest okrutny, ale wyjdź mu naprzeciw i pokaż swoją siłę. Udowodnij, że się nie poddasz, mimo wszystko. Mimo wewnętrznego bólu, który rozsadza cię od środka. 

- Dziękuję – odpięłam pasy i mocno go przytuliłam. 

Nawet nie wiedział, jak bardzo wspierał mnie swoimi słowami. Wysiadłam silniejsza o kilka zdań, które wypłynęły z ust Harry’ego. Złapaliśmy się za ręce i odetchnąwszy ruszyliśmy w stronę wejścia. Od razu udałam się pod salę, ale do niej nie weszłam. Nie miałam siły. Kiedy się do tego zabierałam i podeszłam do drzwi, nagle się otworzyły. Zobaczyłam przed sobą lekarza, z którym wczoraj rozmawiałam i którego poszedł szukać Harry. Mężczyzna miała dziwną minę i aż bałam się zapytać, co z moim tatą. 

- Dzień dobry, z tatą wszystko dobrze?
- Słoneczko, wiem o twojej mamie i ciężko mi to mówić, ale twój tata nie przeżył. Zmarł dzisiaj nad ranem.
- Nie, nie, nie. To na pewno jest jeden z moich koszmarów, to nie może być prawda! – złapałam go za fartuch i zaczęłam szarpać z bezsilności i beznadziejności mojej obecnej sytuacji. 

Chwilę potem osunęłam się na ziemię. Mężczyzna przykucnął i mnie przytulił, tak po prostu. Cieszyłam się, że na świecie byli jeszcze tacy bezinteresowni ludzie. Harry pojawił się, kiedy doktor pomagał mi wstać. Gdy tylko mnie puścił, a u mego boku stanął chłopak, runęłam w jego ramiona. Od razu domyślił się, o co chodzi. Nie musiał pytać, wystarczyło, że spojrzał w moje oczy tonące w morzu smutku, nie widzące na horyzoncie żadnego koła ratunkowego. To było nieuniknione. Moje szczęście zatonęło w słonym morzu łez, które spływały po rozgrzanych policzkach skapując na podłogę, rozbijając się i rozpraszając resztę smutku po szpitalnej posadzce.

Roztrzęsiona wsiadłam do samochodu. 

- Wiem, że nic nie może równać się ze śmiercią rodziców. Wiem też, że na twoim miejscu bym się lepiej nie zachowywał. Ale bądź silna. Dla nich. Nie oczekuję od ciebie niczego. Nie musisz tego robić dla mnie, zrób to dla nich. 

Nie odpowiedziałam nic, ale chłopak zupełnie się tym nie przejął, bo doskonale wiedział, co wtedy przeżywałam. 

Jak zjawa przeszłam przez salon i schodek po schodku udałam się do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, nie wiem ile czasu minęło, aż Harry zaszczycił mnie swoją obecnością. Może były to minuty, godzina, jednak dla mnie czas drastycznie zwolnił i każda sekunda była męczarnią. Nie byłam obecna, dryfowałam po umyśle w poszukiwaniu ukojenia moich wszystkich smutków, szukałam jakichś pozytywnych wspomnień, które nagle gdzieś zniknęły. 

Ocknęłam się, wstałam i podeszłam do Harry’ego. Złapałam go za rękę, po czym znowu wróciłam do łóżka, ale już nie sama. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i usnęłam.
Dni mijały jak szalone, a ja nie czułam się lepiej ani gorzej. Snułam się po domu, jak duch. Nie jadłam, potrafiłam przeleżeć cały dzień w łóżku. Nie miałam motywacji do niczego. Już nawet Harry nie dawał sobie z tym rady, nie umiał mi w żaden sposób pomóc.
Staczałam się w otchłań smutku z sekundy na sekundę, choć miałam pod ręką wspaniałych ludzi, z których towarzystwa nie potrafiłam się wtedy cieszyć. 

Pogrzeb był dla mnie ciężkim przeżyciem. Oczywiście towarzyszyli mi wszyscy, lecz wiele mi to nie dało. Kiedy opuszczali trumny, wiedziałam, że to już koniec. Musiałam żyć sama, dorosnąć. Objęłam Harry’ego w pasie, a zapłakaną twarz ukryłam w połach jego marynarki. Ten jakże smutny widok mnie złamał. Nie dałam rady dłużej na to patrzeć. Miałam wrażenie, że jakieś niewidzialne ręce ciągną mnie do nich, więc zacisnęłam mocniej ręce wokół pasa chłopaka. Żegnałam się rodzicami, ale nigdy nie zamierzałam o nich zapomnieć. Już na zawsze mieli pozostać w mojej pamięci i sercu, snach. Dalej będą w moim życiu, chociaż ich cielesne powłoki już nigdy nie staną w drzwiach mojego pokoju. Będą funkcjonować jako dobre wspomnienia pozwalające mi na normalne życie. 

Chłopcy udali się do samochodu, zostaliśmy tylko my. Ja, Harry i rodzice. 

- Będziesz tu czasem ze mną przychodził?
- Oczywiście, zawsze, kiedy mnie o to poprosisz.
- Dziękuję – musnęłam lekko jego usta. 

Po powrocie od razu wpakowałam się do łóżka. Położyłam się na boku i patrzyłam w okno, za którym radośnie świergotały ptaki. Denerwowało mnie to. Cały świat był przeszczęśliwy, a ja w tym samym czasie przechodziłam swoje małe piekło. Zostałam sama, jak palec. Cała moja najbliższa rodzina odeszła. Położyłam poduszkę na głowie i głośno krzyknęłam. Zaczęłam rzucać się po łóżku i płakać. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam…Nie mogłam. Nie mogłam. Te słowa bez przerwy krążyły mi po głowie. Przepłakałam całą noc, co nie było dla mnie większym zaskoczeniem. Siedziałam w kącie pokoju, kołysałam się w przód i w tył, a z moich oczu sączyła się słona ciecz. Zamknęłam drzwi na klucz, dlatego nikt nie mógł wejść do środka. Kilka razy się do mnie dobijali, ale nie zwróciłam na to uwagi. Puściłam mimo uszu nawet błagania Harry’ego, który szczerze się o mnie martwił, mogłam podejrzewać, że przechodził podobne piekło, ale z mojego powodu.

Zasnęłam nad ranem i obudziłam się dopiero na wieczór. Zeszłam do salonu, w którym siedzieli chłopcy i oglądali telewizję. Nie winiłam ich za to, że żyli, jak dotychczas. To byli moi rodzice i oni nie musieli przeżywać tego tak, jak ja. Chociaż widać było, że nie są tak weseli, jak zawsze. 

Najgorzej było z Harrym. Chyba nie spał całą noc, bo miał strasznie zmęczony wyraz twarzy i podkrążone oczy. Przysypiał na siedząco. Głowa co chwilę opadała mu na bok, choć on zażarcie z nią walczył i próbował utrzymać ją w pionie. Usiadłam obok niego, wcześniej witając się z resztą. Złapałam chłopaka za rękę i lekko potrząsnęłam. Szatyn ocknął się z lekkiego zamroczenia i uśmiechnął się z wielkim wysiłkiem. 

- Harry, nie spałeś?
- Nie, nie mogłem.
- Słuchaj, idź spać, bo ledwo żyjesz. Później porozmawiamy. 

Opierał się, ale w końcu udało mi się zaciągnąć go do pokoju i położyć na łóżku. Zdjęłam mu buty i położyłam nogi na łóżku. 

- Nie usnę, Grace.
- Uśniesz… Harry? 

Tylko dotknął głową poduszki, a już spał jak dziecko. Zrobiło mi się strasznie przyjemnie, kiedy na niego patrzyłam i miałam świadomość, że taki człowiek, jak on jest zawsze obok mnie, gotowy pomóc w każdej sytuacji.
Ucałowałam jego skroń i wyszeptałam. 

- Kocham cię, dobranoc. 

*****************************
Cześć wszystkim, w końcu zmotywowałam się, żeby dodać ten rozdział, dodaję tyle ile miałam napisane, nie wiem, kiedy resztę uporządkuję i przepiszę na laptopa. Pewnie nikt tego nie skomentuje, ale cóż, moja wina, późno dodałam. Do zobaczenia. 

3 komentarze:

  1. Jak dobrze że wróciłaś!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę że Hazza jest z Grace!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Świetny rozdział, gratuluję i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że są świetne ;')
    Awww.. Harry jest z Grace *-*
    Szkoda tylko, że straciła rodziców ;c
    Czekam na nn ;')
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Już straciłam nadzieję, że cokolwiek dodasz. A tu proszę, świetny rozdział, ja się poryczałam, ale nie, to nie ma znaczenia. Kocham Twoje blogi, kocham, kocham, kocham! Uwielbiam czytać te opisy, dłuższe wypowiedzi... Ogólnie, jest naprawdę genialnie <3

    OdpowiedzUsuń